33 -letni Maciej Jaraszek sześć lat temu uległ wypadkowi na motocyklu. Stracił rękę aż do barku. Lekarze trzymali go w śpiączce farmakologicznej dwa tygodnie i nie dawali rodzinie zbytnich nadziei. Ale Maciej wrócił do żywych. Założył fanpage No Arm No Limits, gdzie dzieli się sposobami na pokonywanie trudności. Nie zrezygnował z aktywnego trybu życia. Pierwszy maraton zaliczył cztery lata po wypadku. Udany start zachęcił go do zmierzenia się w triathlonie, choć przygotowania kosztują go wiele pracy, sił i bólu. Najlepiej radzi sobie z bieganiem i jazdą na rowerze (tu wykorzystuje specjalną protezę ręki). Problematyczne jest pływanie, bo w wodzie z jedną ręką jest po prostu trudniej. Ale choć czasem treningi i starty w zawodach trudno pogodzić z pracą i życiem osobistym, w każdej dyscyplinie robi postępy. w pontonie i przyczepce
– Chcemy dać przykład rodzicom dzieci niepełnosprawnych, że można próbować startować w różnych zawodach. Mimo że bywa ciężko, to w ten sposób Jasiek wychodzi do ludzi – mówi Łukasz Malaczewski, sportowiec i fizjoterapeuta niepełnosprawnego 12-letniego Jasia, z którym startuje w tandemie. Chłopiec urodził się z wodogłowiem, porażeniem kończyn dolnych i wadą wzroku. Ma za sobą 20 operacji. Pomysł, żeby wziąć udział w zawodach, zrodził się podczas ćwiczeń. Jaś zapytał, czy może nauczyć się biegać. Łukasz zaprzeczył. Jednak zaproponował, aby wystartowali wspólnie. Ponieważ chłopiec nie może chodzić o własnych siłach, rehabilitant ciągnie lub pcha jego wózek. Na pływackim etapie korzystają z pontonu, potem z dziecięcej jednokołówki doczepianej do roweru, następnie z konstrukcji z siedziskiem dla biegaczy.
– Najtrudniejszym etapem jest rower z przyczepką, gdy opór wózka i pogoda dyktują warunki i trzeba być ostrożnym – tłumaczy terapeuta. Ale choć start w parze to wyzwanie logistyczne, to wielkie przeżycie dla chłopca. Dzięki temu Jaś i jego terapeuta udowadniają niepełnosprawnym dzieciom i ich rodzicom, że triathlonowa przygoda to doskonała forma psychoterapii i budowania relacji międzyludzkich.
Czytaj też:
Zdrowa żywność nie dla wszystkich dzieci. Pediatrzy zwracają uwagę na duży problem
Enea ironman 70.3 gdynia? nie widzę problemu
Monika i Marcin Suwartowie to małżeństwo triathlonistów. Trenują, pracują, wychowują trzyletniego synka Adasia. Jest jednak coś, co ich wyróżnia na tle innych triathlonowych par. Marcin jest niewidomy od 15. roku życia. Zapalenie opon mózgowych doprowadziło u niego do zaniku nerwu wzrokowego. O tym, że mógłby wystartować w zawodach dla biegaczy, dowiedział się przypadkiem. Klientka opowiedziała mu, że kiedyś pilotowała niewidomego biegacza. I zaproponowała, że może pomóc także jemu. Dali radę, dlatego postanowili spróbować sił w półmaratonie, potem w maratonie. W 2013 r. przyszedł czas na triathlonowy debiut na dystansie jednej czwartej.
Do tego Marcina zainspirowała historia Dicka i Ricka Hoytów – ojca i syna cierpiącego na czterokończynowe porażenie mózgowe, którzy razem pokonali pełen dystans IRONMANA. W tym samym roku Marcin poznał swoją żonę Monikę, z którą dziś startuje w parze. Wszystko mają dopracowane – do wody wchodzą połączeni gumową linką. Na odcinku rowerowym używają tandemu. Nawet w bieganiu, w którym Marcin jest lepszy od żony, dostosowuje się do niej. W tym roku kolejny raz chcą ukończyć zawody Enea IRONMAN 70.3 Gdynia oraz wystartować na pełnym dystansie IRONMAN (3,8 km pływania w wodach otwartych, 180 km jazdy na rowerze i bieg maratoński). Nie mają wątpliwości, że im się uda.
Marta Szuma
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.