Rączki do pracy

Rączki do pracy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Duże pieniądze małych dzieci
Polska konstytucja zabrania zatrudniania dzieci, które nie skończyły 16 lat, tymczasem maluchy pracują i zarabiają niekiedy lepiej niż ich rodzice. Przedmiotem dyskusji jest nie tylko wpływ pracy na psychikę dziecka, ale i to, gdzie powinny trafiać duże pieniądze małych dzieci.

Byłam ciekawa, jak to jest zarabiać. Poza tym zbliżały się wakacje i chciałam trochę na nie odłożyć - mówi trzynastoletnia Kasia Łakomska z Warszawy, która w zeszłym roku sprzedawała krzyżówki na ulicach. Rodzice nie mieli nic przeciwko temu. Mama pomogła jej nawet w znalezieniu pracy i wyraziła na nią pisemnie zgodę. Nie było problemu ze znalezieniem zajęcia. Wystarczyło odpowiedzieć na ogłoszenie w prasie. Oprócz zgody rodziców nie wymagano innych dokumentów. - Nie zarobiłam wiele, ale nie zraziłam się. W tym roku przed wakacjami też zamierzam pracować, ale chcę robić już coś ciekawszego.

Poplątane paragrafy
Kasia, według prawa, pracowała na czarno. Konstytucja pozwala na zatrudnianie dzieci, które ukończyły szesnasty rok życia. O pracy małoletnich mówią jednak też inne przepisy, m.in. konwencja o prawach dziecka i kodeks pracy, z których wynika, że pracować można, mając 15 lat. To często ignorowana przez pracodawców nieścisłość. Zatrudnianie młodzieży między czternastym a piętnastym rokiem życia też jest możliwe, ale głównym celem pracy musi być przyuczenie do zawodu. Niezbędna w tym wypadku jest także zgoda rodziców oraz zaświadczenie od lekarza i psychologa. - Jeśli pracują młodsze dzieci, zatrudniane są na czarno - mówi Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Obrony Praw Dziecka. Pracują głównie w sklepach, przy roznoszeniu towarów, kolportażu pism, myciu samochodów. No i oczywiście na wsi, gdzie ich praca wpisana jest w tamtejszą obyczajowość.
W 2000 r. pracowało w Polsce 4 proc. dzieci poniżej piętnastego roku życia - wynika z badań CBOS. Przedstawiciele Towarzystwa Przyjaciół Dzieci podkreślają, że zjawisko pracy dzieci jest wyjątkowo trudne do zbadania. Szacują, że zarobkowo pracuje przynajmniej co dziesiąte polskie dziecko poniżej piętnastego roku życia. Na wsi odsetek ten sięga 60 proc. - Praca dzieci jest tematem wstydliwym. Dzieci pracują, ponieważ, podobnie jak dorośli, potrzebują pieniędzy - mówi dr Stanisław Stadniczenko z Uniwersytetu Opolskiego, wiceprezes TPD. Według CBOS, dzieci wydają zarobione przez siebie pieniądze głównie na własne przyjemności, rozrywki, wakacje oraz potrzeby szkolne . Przeszło jedna piąta dzieci i młodzieży pracujących w czasie wakacji przeznaczyła swoje zarobki na pomoc rodzinie i udział w kosztach jej utrzymania.

Buzia na sprzedaż
- Dzieci potrzebują nowych ubrań, butów, książek. Sami nie dalibyśmy rady, by im to wszystko zapewnić - mówi Barbara Widelska, sprzedawczyni w cukierni w Warszawie, wychowująca sześcioro dzieci. Każde z nich wystąpiło przynajmniej kilka razy w reklamie. Rekordzistą jest dziesięcioletni Michał, który przez trzy lata nakręcił 14 reklamówek, w większości występując w roli głównej. Pierwsza była reklama chipsów, potem soków, jogurtu, pasty do zębów, coca-coli, zupy w proszku, samochodów. Zdarzało się, że w jednym spocie grała cała szóstka.
- Dzięki temu dzieci nie mają czasu na bzdury, a poza tym nabierają ogłady, ładniej się wypowiadają. To jest jednak prawdziwa praca, niekiedy bardzo męcząca - podkreśla Widelska. Kręcenie reklamówki może trwać nawet tydzień. Każdego dnia na planie spędza się około 8 godzin. Zdarzają się jednak i dwunastogodzinne dni pracy.
W agencji reklamowej Gudejko, jednej z wielu podobnych, znajdują się dane pół tysiąca dzieci w wieku od pół roku do 15 lat. - Regułą jest, że jeśli dziecko zagra w jednej reklamie, otrzymuje propozycję wystąpienia w następnych - mówi Jolanta Grodzicka z agencji Gudejko.
- Na ogół dzieci same chcą grać. Jeśli są zmuszane przez rodziców, od razu to widać - dodaje. Rodzice upoważniają agencję do negocjowania stawek i podpisania umowy o dzieło. Muszą też pisemnie wyrazić zgodę na sprzedaż wizerunku dziecka na dany okres. Stawki zaczynają się od kilkuset złotych za epizod do 10 tys. zł za główną rolę w często wyświetlanej reklamie.
- Moja pięcioletnia córka nie zdaje sobie sprawy, że zarabia. Nie dostaje też żadnego kieszonkowego po zagraniu w reklamówce. Nie chcę, żeby była zmanierowana jak niektóre maluchy występujące w reklamach. Dla niej samo bycie na planie jest wystarczającą atrakcją - przekonuje Ewa Paradowska, mama Patrycji. Dziewczynka zagrała w kilku reklamach, m.in. coca-coli, gdzie udawała wielkanocnego króliczka. - Wynagrodzenie, które otrzymuje córka, włączam do budżetu domowego. Dla mnie tysiąc złotych jest sporą kwotą. Przyznam, że gdyby nie pieniądze, nie jeździłabym na castingi - mówi Paradowska.
Mama ośmioletniej Zuzi Wojtal, która ostatnio zagrała w reklamie społecznej "Dzieciństwo bez przemocy", także nie oddziela finansów córki od domowych.
- Nie wyobrażam sobie jednak, żebym nie kupiła jej z tych pieniędzy czegoś, o czym marzy. Ostatnio była to hulajnoga. Jeśli jeszcze raz zagra w reklamie, założę jej własne konto - obiecuje Anna Wojtal.

Oddajcie moje pieniądze!
Najpierw Amerykę zbulwersowała sprawa Jackie Coogana, chłopca grającego u boku Charlie Chaplina w filmie "Brzdąc". Gdy dorósł, oskarżył rodziców o roztrwonienie pieniędzy, które zarobił w dzieciństwie. Ostatnio podobne zamieszanie wywołał pełnoletni już Macaulay Culkin, czyli Kevin z serii "Kevin sam w ...", najlepiej opłacana w latach 90. dziecięca gwiazda Hollywood. Rodzice na bieżąco wydawali zarabiane przez niego tysiące dolarów. Czy w Polsce wygranie podobnej sprawy byłoby możliwe? - Teoretycznie tak. Rodzice sprawują co prawda pieczę nad majątkiem dziecka, ale muszą to robić zgodnie z jego interesem. Mogą więc wydawać pieniądze jedynie na potrzeby dziecka: jego utrzymanie, ubranie, naukę, podróże - mówi Stanisław Stadniczenko. - Polscy rodzice nie są świadomi, że przeznaczając pieniądze dziecka na swoje potrzeby, na przykład na wakacje, łamią prawo. Dziecko ma w takiej sytuacji podstawy, aby wytoczyć im proces, gdy dorośnie - podkreśla dr Stadniczenko. Do udowodnienia pozostaje jedynie, czy pieniądze rzeczywiście nie przyczyniły się do poprawy bytu dziecka. A to już nie jest takie proste. Najrozsądniej ze strony rodziców byłoby mimo wszystko założenie zarabiającym dzieciom konta w banku.

Zamiast skarbonki
- To dobrze, że dzieci pracują, ponieważ praca może być elementem wychowania, pomocą w usamodzielnianiu się. Trzeba jednak umieć odróżnić pracę od wyzysku. Nadmierne obciążenie pracą może spowodować później negatywny do niej stosunek - mówi prof. Maria Łopatkowa. Według psychologów, równie ważne jak sama praca są powody jej podjęcia. - Źle się dzieje, jeśli dziecko pracuje, bo musi się utrzymać. Świetnie, jeśli robi to, by rozwijać talent czy zainteresowania - twierdzi Artur Lutarewicz z młodzieżowej poradni psychologicznej TOP.
- Nasza sytuacja finansowa nie jest zła, mamy jednak opory przed dawaniem dzieciom pieniędzy bez ograniczeń. Chcemy je nauczyć szacunku do nich - mówi Agnieszka Wielowieyska z Falenicy pod Warszawą. Dała trójce najstarszych dzieci (11, 12 i 15 lat) szansę na powiększenie swojego kieszonkowego poprzez pracę. - W Polsce przez lata zarabianie pieniędzy, a już zwłaszcza przez dzieci, było źle widziane. W USA, gdzie spędziłam sporo czasu, jest to zupełnie normalne - dodaje Wielowieyska.

Więcej możesz przeczytać w 22/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.