Pociąg do pałacu prezydenckiego

Pociąg do pałacu prezydenckiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kwaśniewski kontra Krzaklewski kontra inni
Obawiam się, że była to niedźwiedzia przysługa - mówi Andrzej Szkaradek, poseł Akcji Wyborczej Solidarność, o wezwaniu Mariana Krzaklewskiego do kandydowania w wyborach prezydenckich. A taką decyzję podjął zarząd Ruchu Społecznego AWS, najsilniejszej partii spośród współtworzących AWS. - To taktyczny błąd, zarówno jeśli rozpatrujemy sytuację wewnątrz akcji, jak i promocję kandydata na zewnątrz - uważa poseł AWS Aleksander Hall, jeden z liderów Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Jakkolwiek by oceniać decyzję, bomba poszła w górę i wyścig do pałacu prezydenckiego został rozpoczęty. Sytuacja po lewej stronie politycznej sceny jest klarowna. Kandydatem Sojuszu Lewicy Demokratycznej będzie prezydent Aleksander Kwaśniewski. Unia Pracy decyzje dotyczące wyborów podejmie dopiero jesienią lub zimą, ale zwolenników poparcia kandydatury Aleksandra Kwaśniewskiego jest więcej niż tych, którzy chcą wystawiać własnego pretendenta. - Jesteśmy okrzepłym środowiskiem politycznym i nie musimy się konsolidować wokół kandydata na prezydenta - uważa Tomasz Nałęcz, rzecznik prasowy Unii Pracy. Podkreśla jednak, że jest to jego osobiste zdanie. Większe pole manewru niż UP ma Polskie Stronnictwo Ludowe. - Mamy ludzi, którzy mogą kandydować: Józef Zych, były marszałek Sejmu, Jarosław Kalinowski, prezes PSL, Adam Struzik, były marszałek Senatu i Janusz Wojciechowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli - wylicza aktywa partii Jacek Soska, rzecznik stronnictwa. Większość pamiętających dotkliwą porażkę Waldemara Pawlaka w ostatnich wyborach na urząd głowy państwa działaczy PSL woli jednak poprzeć jednego z "wielkich kandydatów". - To, kogo i za co poprzemy, ustawi nas na stałe na centroprawicy lub centrolewicy - uważa Soska. PSL, wciąż pozostające politycznym języczkiem u wagi, będzie się starało rozmawiać zarówno z AWS, jak i SLD, w zamian za poparcie postara się zaś wynegocjować jak najlepsze warunki dla siebie - zwłaszcza w sprawie nowej ordynacji wyborczej do parlamentu. Współpraca z SLD i UP przy "okrągłym stole" lewicy wskazuje, że najbardziej prawdopodobne jest poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego. Na prawicy partyjnych liderów - i potencjalnych kandydatów w wyborach - jest jak w rogu obfitości. - Nie będzie wspólnego kandydata. Zbyt wiele jest podmiotów politycznych nie akceptujących Krzaklewskiego. Są także liderzy, którzy będą starali się zwiększyć popularność swoich ugrupowań - uważa Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prawdopodobnie wyborcy będą się zastanawiać, czy postawić krzyżyk przy nazwisku Krzaklewskiego, Lecha Wałęsy, Jana Olszewskiego (który w ostatnią niedzielę wraz ze swymi działaczami już roztrząsał swe szanse) czy kandydata radykalnych katolików. - Wkrótce spadnie lawina Korwinopodobnych pretendentów, choć jedynym poważnym kandydatem prawicy jest Marian Krzaklewski. Innego nie widać - przekonuje poseł AWS Stefan Niesiołowski, polityk ZChN. Zdaniem politologów, winę za "mnożenie się" kandydatów ponosi ordynacja wyborcza. Każdy, kto uzyska 100 tys. podpisów i zostanie zarejestrowany jako kandydat na prezydenta, zyskuje bezpłatny czas antenowy w publicznej telewizji. Liderzy ugrupowań niemal skazanych na porażkę w wyborach parlamentarnych startują w wyborach prezydenckich, aby rozsławić swoją partię. W minionym wyścigu do najwyższego urzędu Jan Olszewski zyskał niespełna 7 proc. poparcia, ale dzięki temu, że kandydował, udało mu się utworzyć nową formację polityczną - Ruch Odbudowy Polski. Rok później ROP był postrzegany jako jedno z największych ugrupowań politycznych prawicy. Dlatego Jacek Soska przyznaje, że trudno partii dobrowolnie rezygnować z bezpłatnej reklamy. - Jeśli nie wystawimy kandydata, stracimy czas telewizyjny rok przed wyborami parlamentarnymi. Dziesięć lat temu Stronnictwo Demokratyczne nie wysunęło swego kandydata i przestało istnieć - stwierdza Soska. Możliwość zaistnienia w telewizji przyciąga także oryginałów, dziwaków i biznesmenów, pragnących w ten niecodzienny sposób reklamować swoje koncepcje czy towary. Być może więc należałoby skorzystać z rozwiązania wypracowanego we Francji, gdzie kandydat na prezydenta oprócz wymaganej liczby podpisów musi zebrać głosy osób zaufania publicznego - parlamentarzystów i radnych. Wezwanie Krzaklewskiego do udziału w wyborach skomplikowało sytuację w akcji. Mniejsze partie poczuły się zlekceważone. - Krzaklewski chce być kandydatem całej akcji. Z całym szacunkiem dla silnej pozycji RS AWS, ta propozycja nie została przedyskutowana z innymi partiami współtworzącymi AWS - mówi Aleksander Hall. - Szczerze mówiąc, nic nie wiedziałem, że zarząd RS zwróci się teraz z tą propozycją do Krzaklewskiego - utrzymuje Jacek Rybicki, szef Rady Politycznej RS AWS. Także zdaniem posła Szkaradka, ta propozycja została zgłoszona w najmniej odpowiednim momencie. - Teraz należy się skupić na monitorowaniu reform i ewentualnych ich korektach, a o kandydacie rozmawiać, gdy będą pierwsze efekty zmian, najwcześniej jesienią - dodaje. - Ta propozycja jest przedwczesna, gdyż osłabia kandydata i negatywnie rzutuje na współpracę AWS i Unii Wolności. Rząd powinien jak najdłużej pracować, nie czując presji kampanii wyborczej - uważa Hall. Równocześnie zgłoszenie kandydatury Krzaklewskiego i postawiony przez niego warunek, że będzie startował tylko jako "jedyny poważny kandydat prawicy", może uratować akcję przed powtórką z kompromitującego przed ostatnimi wyborami prezydenckimi prawicę Konwentu św. Katarzyny i zmusić potencjalnych kontrkandydatów do dyskusji o wyborczych szansach. Czy Marian Krzaklewski może jednak nie walczyć? Zwolenników jego uczestnictwa w wyborach wspomógł Leszek Miller, wzywając lidera akcji do walki. Powód jest oczywisty - sondaże wskazują na miażdżące zwycięstwo Kwaśniewskiego i klęskę Krzaklewskiego, która osłabiłaby cały obóz rządzący. O wyniku Krzaklewskiego zadecyduje również postawa Unii Wolności. Półtora roku przed wyborami unia nie ma wyborczej strategii. - Cień szansy na wyłonienie wspólnego kandydata koalicji istnieje, ale AWS ma olbrzymie ambicje, by samodzielnie decydować i wyłonić pretendenta, nawet jeśli nie daje on gwarancji sukcesu - uważa poseł Andrzej Potocki, rzecznik Klubu Parlamentarnego UW. Takim kandydatem bez większych szans jest właśnie, według wielu unitów, Marian Krzaklewski. Unici nie wykluczają jednak możliwości wystawienia kandydata spoza swojej partii, autorytetu, wokół którego udałoby się zjednoczyć kilka ugrupowań. W prywatnych rozmowach unici nie ukrywają, że najchętniej jako wspólnego kandydata widzieliby premiera Jerzego Buzka. Premier jednak po raz kolejny zapowiedział, że nie zamierza się ubiegać o najwyższe stanowisko w państwie. Zakulisowe rozmowy dotyczące kandydata koalicji potrwają pewnie jeszcze długo, gdyż są połączone z targami o kształt ordynacji wyborczej do parlamentu. Jeśli koalicja nie wystawi silnego kandydata, wygrana obecnego prezydenta wydaje się przesądzona. Również jeden, ale kontrowersyjny kandydat koalicji mógłby pomóc obecnemu prezydentowi. - Zwolennicy Krzaklewskiego ciągle podpierają się przykładem Lecha Wałęsy, który jeszcze trzy miesiące przed wyborami miał bardzo słabe notowania, a potem zyskał poparcie niecałe 3 proc. niższe od triumfatora wyborów. Wałęsa zyskiwał jednak w konfrontacji z lewicowym rządem dzięki antykomunistycznej postawie. Krzaklewski nie ma się od kogo odróżniać, bo rząd jest prawicowy - analizuje Dudek. Politycy UW obawiają się również - podobnie jak przywódcy UP i PSL - że dwubiegunowe wybory prezydenckie przypieczętują polaryzację sceny politycznej i zmiotą z niej partie środka, zwłaszcza że wybory parlamentarne odbędą się kilka miesięcy po prezydenckich. Lewica już się jednak konsoliduje wokół Kwaśniewskiego. Politycy rządzącej koalicji jeszcze decyzji nie podjęli. A w tym wypadku brak decyzji jest niebezpieczniejszy niż jakakolwiek decyzja.

Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.