Na krawędzi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zjeżdżają po żlebach i oblodzonych skałach
Narciarze ekstremalni pokonują trasy, których nigdy nie przejechał ratrak. Nie korzystają z wyciągów i kolejek. Sami wchodzą na górę - nawet wznoszącą się kilka tysięcy metrów nad poziom morza. - Ski-alpinizm to połączenie wspinaczki i narciarstwa. Najpierw zdobywasz górę, później zjeżdżasz w dół - mówi Maciej Witt, który wraz z kolegami pokonał najtrudniejsze trasy w Tatrach, Alpach oraz na Kaukazie. Przyznaje, że ryzyko jest w tym sporcie ogromne. - Nie szukamy jednak śmierci. Dobrze się do tych wypraw przygotowujemy - zapewnia. Rok temu razem z przyjaciółmi postanowił zjechać na nartach z Elbrusa (5642 m n.p.m.). Ostatnie podejście na szczyt trwało dwanaście godzin, zatem już na początku zjazdu byli bardzo zmęczeni. - W dodatku mieliśmy fatalną pogodę. Wiał wiatr, a przed nami była ściana lodu. To była walka o życie - wspomina. W pewnym momencie stracił równowagę i spadł kilkadziesiąt metrów w dół. Koledzy po pomoc zjeżdżali do najbliższej bazy. Witt trafił do szpitala. Na szczęście obyło się bez złamań. Mimo przykrych doświadczeń, na przełomie roku grupa wybiera się na Aconcaguę (każdy zapłaci 7 tys. zł). Później uczestnicy wyprawy spróbują zjechać na nartach z najwyższych szczytów wszystkich kontynentów. Narciarstwo ekstremalne uprawia w Polsce mniej niż 50 osób. Potrzeba bowiem do tego dużej wiedzy, ogromnego doświadczenia i sprawności fizycznej. Nawet zwykły upadek grozi śmiercią. Spadając ze stromego stoku, koziołkuje się w dół z coraz większą szybkością. W wyższych górach dodatkowym problemem jest choroba wysokościowa. Narciarze wymiotują, tracą siły. Im dłużej przebywa się na dużej wysokości, tym szanse na szczęśliwy zjazd stają się coraz mniejsze. W każdym większym alpejskim kurorcie narciarskim znajdują się trasy nieratrakowane, mniej lub bardziej dzikie. W Polsce największą popularnością cieszy się wśród wyczynowców Kozia Przełęcz w Tatrach. W tym sporcie nie dochodzi do wielu wypadków, co - jak powiedziano nam w siedzibie TOPR - związane jest z dużym doświadczeniem i umiejętnościami narciarzy ekstremalnych. Wielu z nich to ratownicy górscy. Nie lubiący się wspinać na szczyt mogą się dostać helikopterem. - Korzystanie ze śmigłowca ma sens tylko w dzikich górach, do których nie można dotrzeć w inny sposób - mówi Tomasz Wiński. Ta metoda umożliwiła mu zjazdy w Tien-szan. - Lataliśmy starym wojskowym helikopterem. W powietrzu wybieraliśmy górę, z której chcieliśmy zjechać. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było nikogo. Na dole czekał helikopter, który ponownie transportował nas w górę. Do szkoły Piotra Konopki z Zakopanego w każdym sezonie zgłasza się kilkanaście osób marzących o ekstremalnych zjazdach. Zazwyczaj są to pojedynczy klienci mający spore doświadczenie narciarskie. Dzień w górach pod opieką instruktora kosztuje od 220 zł do 390 zł. Konopka zapewnia także niezbędne raki, czekany i sprzęt ratowniczy. Narty do narciarstwa ekstremalnego są o połowę lżejsze od klasycznych i nieco krótsze. Można do nich przymocować foki, czyli specjalne rzepy ułatwiające podchodzenie pod górę. Wiązania mają ruchomą piętę, a kijki - regulowaną długość. Ponadto do uprawiania tego sportu potrzebny jest właściwie taki sam ekwipunek jak w alpinizmie - dobry sprzęt kosztuje ponad 10 tys. zł. Ski-alpinizm nie ma kibiców. Natomiast bardzo widowiskowa jest jazda w stylu wolnym, czyli freestyle. Konkurencją najbardziej zbliżoną do narciarstwa klasycznego jest zjazd po muldach, najbardziej niebezpieczną - akrobacja. W tej chwili najlepsi na treningach skaczą już poczwórne salta. Wśród amatorów większą popularnością cieszy się snowboard. Tu nie trzeba lat ćwiczeń, by zacząć fruwać w powietrzu. Najlepsi wykonują skoki już po kilku dniach. Co najmniej połowa snowboardzistów ćwiczy w śnieżnych rynnach. - Najtrudniejsze są pełne obroty, bo ląduje się na inną nogę niż przy wybiciu - twierdzi Robert Serek, snowboardzista. Znacznie łatwiej wykonać pół czy półtora obrotu. Kręci się także salta. Tu właściwie każda oś obrotu jest możliwa. Na Zachodzie prowadzone są specjalne kursy, na których przez tydzień lub dwa uczestnicy uczą się tylko jednego rodzaju skoku. Snowparków, czyli specjalnie przygotowanych przez ratraki torów przeszkód, z każdym rokiem jest coraz więcej. W Polsce istnieją już w Szczyrku, Szklarskiej Porębie, Zakopanem. Powstają w Ustroniu i Wiśle. W najlepszych alpejskich snowparkach znajdują się na przykład stare samochody lub poręcze, po których również można zjeżdżać. .


Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.