Miasteczka miłosierdzia

Miasteczka miłosierdzia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy powstaną u nas osiedla dla ludzi starych, chorych i kalekich z całej Europy?

W Wólce Pęcherskiej, niedaleko Warszawy, na skraju Chojnowskiego Parku Krajobrazowego, na stu hektarach miało stanąć 130 domów mieszkalnych, a obok nich kilka pawilonów dla przewlekle chorych i niepełnosprawnych.
 Miało to być luksusowe osiedle, zbudowane według amerykańskich wzorów. W pobliżu znajdują się las, rzeki i jeziora. Gospodyniami tego miasteczka miłosierdzia miały być siostry zakonne. Inwestor nie krył, że oferta adresowana jest do ludzi zamożnych, w tym do obywateli innych państw. Przedsięwzięcie miało być pionierskie, lecz być może nie jedyne. Powstałoby też przy okazji kilka tysięcy dobrze płatnych miejsc pracy, zmieniłyby się standardy traktowania ludzi chorych i starych. Wszystko wskazuje na to, że żaden z tych planów nie zostanie zrealizowany z powodu protestów okolicznych mieszkańców.
W Polsce byłby to projekt nowatorski. Miasteczka miłosierdzia stanowiłyby wymarzone miejsce dla osób chcących prowadzić aktywny tryb życia, ale wymagających stałej opieki lekarskiej. Mogłyby w nich mieszkać osoby, które nie chcą żyć w domach starców, kalekie dzieci i ludzie skazani na stałą opiekę. Mieliby własne domy, a poczucie bezpieczeństwa gwarantowaliby im lekarze, pielęgniarki, karetki. Usytuowany w pobliżu niewielki szpital świadczyłby również usługi osobom pragnącym się na przykład poddać operacji plastycznej lub zabiegom z zakresu odnowy biologicznej. Odciążyłby też publiczne ośrodki, jak ten w Dąbku koło Mławy dla osób chorych na stwardnienie rozsiane. Zadaniem placówki w Dąbku jest kompleksowa rehabilitacja i nauka życia osób dotkniętych SM. Na miejsce trzeba tu jednak czekać ponad półtora roku, a na liście jest ponad tysiąc osób.

Pola śmierci, czyli miasto chorych na AIDS
W Wólce Pęcherskiej mieszkańcy natychmiast oprotestowali plany inwestycji. Twierdzili, że nie chodzi o osiedle dla ludzi starych i niepełnosprawnych, lecz umieralnię dla 10 tys. Europejczyków zarażonych AIDS. - Za dwa lata nastąpi krach funduszy emerytalnych na Zachodzie i wtedy chorzy nie będą mieli wyboru: jeśli nie zgodzą się na eutanazję, będą kierowani do umieralni w Europie Środkowej, na początek w Polsce - straszy Wojciech Olszański, członek stowarzyszenia Jazgarz, które przeciwstawiało się budowie osiedla. Jego zdaniem, utworzenie umieralni w naszym kraju to jeden z warunków przyjęcia nas do Unii Europejskiej.
Okolicznych mieszkańców najbardziej niepokoi to, że właścicielem połowy gruntów jest Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego ť Paulo. Z otrzymanych w XVIII wieku, a zabranych po wojnie stu hektarów gruntu zakon odzyskał pięćdziesiąt - po miejscowym PGR. Tyle samo ziemi odkupiła od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa spółka Intermart. Planowane przedsięwzięcie mieli prowadzić wspólnie. Siostry, potocznie zwane szarytkami, od lat opiekują się chorymi i niepełnosprawnymi. Z polskich szpitali zostały przegnane przez władze PRL w 1961 r.

Ruch oporu, czyli straszenie zarazą
Zapytanie poselskie w sprawie budowy osiedla wniosła Izabela Sierakowska, posłanka SLD z Lublina. Nie sprawdziwszy wiarygodności informacji, mówiła, że ludzie obawiają się "tak dużej liczby ciężko chorych bez odpowiednich zabezpieczeń, bez strefy sanitarnej". Zarzucała, niezgodnie ze stanem faktycznym, że budowa będzie wymagała wycięcia ponad dwudziestu pięciu hektarów lasu.
Siostry szarytki odmawiają rozmowy z dziennikarzami. - Zbyt wiele przeszłyśmy, zbyt wiele naszych wypowiedzi przekręcono - tłumaczą. Ich pełnomocnikiem został prezes firmy Intermart. - Gdybyśmy mieli plany wybudowania ośrodka dla ludzi chorych na AIDS, nie stawialibyśmy go na drogich terenach pod Warszawą. Siostry mogły sprzedać tę ziemię drogo, a kupić za bezcen inne tereny, sto kilometrów dalej - wyjaśnia.
W projekcie inwestycji zapisano, że nie będzie w tym miejscu hospicjum, tylko osiedle niedużych domów. Mieszkańców ma uspokoić także to, że prezes firmy buduje tam dom dla siebie. Stowarzyszenie nie daje jednak wiary tym zapewnieniom.

Siła stereotypów, czyli z czym kojarzy się Davos
- To godne ubolewania, że pokutują u nas takie opinie. Równie dobrze możemy się zarazić w pociągu czy na dworcu. Protestujący zapominają, że także oni mogą być kiedyś chorzy - mówi Jerzy Gierlacki z Departamentu Pomocy Społecznej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Jak wielka jest siła stereotypów, przypomina Wojciech Dudzik, kulturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. Opowiada on, że mieszkańcy szwajcarskiego kurortu Davos, w którym Tomasz Mann umieścił akcję "Czarodziejskiej góry", starają się nie wspominać o wielkim pisarzu, laureacie Nagrody Nobla. W jego słynnej powieści kilkanaście osób umiera na gruźlicę. Mieszkańcy kurortu do dziś mają żal do pisarza, że przez niego Davos kojarzy się z chorobą i umieraniem, co - ich zdaniem - negatywnie wpływa na liczbę turystów!

Więcej możesz przeczytać w 14/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.