Paragon albo mandat i bez dyskusji. Internauci oburzeni agresją policji

Paragon albo mandat i bez dyskusji. Internauci oburzeni agresją policji

Policjanci w Krakowie
Policjanci w Krakowie Źródło: Policja
Policja ma egzekwować obostrzenia nałożone na mieszkańców kraju przez rząd. Ale są przypadki, gdy nadużywa swojej władzy.

Zdarzają się pozytywne przykłady. „Tygodnik Podhalański” donosi, że sprawna akcja policjantów w Poroninie pomogła uratować 80-letniego mężczyznę. Podczas rutynowej kontroli kierowca samochodu powiedział, że jego krewny nagle przerwał rozmowę telefoniczną, a w słuchawce słychać było odgłos upadku. Radiowóz natychmiast zaczął asystę do – jak okazało się na miejscu – nieprzytomnego seniora.

I pewnie podobnych sprawnych akcji policji jest większość. Ale w niektórych mundurowych ostre przepisy budzą osobowość autorytarną. Na YouTube’ie udostępniono nagranie, na którym funkcjonariusz kontroluje ludzi czekających (w ponaddwumetrowych odstępach) na dania na wynos w smażalni Rybołówka w Mikołowie. Zmusza jednego z nich do okazania paragonu: "Nie ma pan obowiązku mieć paragonu, ale to jest rzecz, która pana… pokazuje, że pan czeka na jedzenie”. Policjantowi nie wystarczają też zapewnienia właściciela lokalu, że mężczyzna w istocie kupił danie. Domaga się zreferowania, co składa się na zamówienie. „Czy chce pan dostać mandat 500-złotowy czy zdradzi pan, jakie to zamówienie?” – naciska. Kiedy w końcu klient oświadcza, że zamówił frytki i rybnego hamburgera, reprezentant władzy decyduje: „Jeden pan wojskowy zostanie z tym panem i będą czekali na zamówienie”. I zaraz później zaczyna kontrolę kolejnych gości lokalu oraz dyktuje im, w którym miejscu dokładnie „powinni” stać. Nie ma rękawiczek ani maseczki. Restauracja twierdzi, że „akcja” pozbawiła go wielu klientów w czasach, gdy gastronomia walczy o przetrwanie.

Inne nagranie, które obiega Internet, pochodzi z zamkniętego podwórka należącego do niewielkiego bloku. Na ławce siedział ojciec z trójką małych dzieci. Policjant zainterweniował uznając, że mężczyzna nie ma prawa spędzać tak czasu. Nie pomogło tłumaczenie: „Ja jestem jedynym opiekunem tych dzieci. Znajdzie pan opiekę dla tej trójki dzieci, z którą siedzę od trzech tygodni w domu? (…) Nie znajdzie pan teraz. Jestem sam z tą trójką”. Funkcjonariusz zareagował skrajną agresją i krzykiem: "Proszę pana, jest interwencja, proszę podać swoje imię i nazwisko i nie dyskutować ze mną”. Zlekceważył też prośbę o przedstawianie się. Nie pomógł szloch dziecka. Na miejsce dołączyło dwóch żandarmów wojskowych i jeszcze jeden policjant. Całą sytuację nagrywali sąsiedzi.

Podobnych interwencji jest więcej. Ktoś opisuje, że grożono mu mandatem, gdy korzystał z myjni bezdotykowej. Ktoś inny został wylegitymowany, bo jego najkrótsza droga do pracy wiodła przez park. Internauci nie kryją oburzenia. Podkreślają, że w tym samym czasie Jarosław Kaczyński z dużą grupą polityków składa wieńce pod pomnikiem smoleńskim. Nie pomaga niejasność przepisów pozwalających wyjść z domu tylko, aby załatwiać „niezbędne sprawy życia codziennego”. Prawnicy zaś coraz głośniej podkreślają, że bez wprowadzenia stanu wyjątkowego rząd nie ma prawa ograniczać swobód obywatelskich. Nawet jeśli są słuszne. W tak zapalnej sytuacji można wymagać od policji elementarnej empatii i zrozumienia. A nie postawy stróża z filmu „Z punktu widzenia nocnego portiera” Krzysztofa Kieślowskiego.

Czytaj też:
12 tys. zł mandatu dla rowerzysty. Komendant Główny Policji: Mamy czas wyrzeczeń