Zatrzymani gangsterzy mieli hodowlę groźnych psów

Zatrzymani gangsterzy mieli hodowlę groźnych psów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. PAP Tomasz Gzell 
Mokotowscy gangsterzy, których w weekend zatrzymała policja, organizowali nielegalne walki psów, których obserwatorami byli inni gangsterzy oraz biznesmeni – dowiedział się tygodnik „Wprost”.
Według informacji „Wprost", na posesji Jarosława B. ps. Buli znaleziono trzy psy rasy amstaff z charakterystycznymi ranami pod walkach. – Gangster karmił zwierzęta żywymi królikami, aby rozbudzić w nich jeszcze większą agresję. Psy były tak pobudzone, że atakowały weterynarza nawet po zaaplikowani im końskiej dawki środka usypiającego. Na razie trafiły do schroniska, a ich pan do aresztu – opowiada jeden z funkcjonariuszy.

Walki psów były organizowane dla innych gangsterów oraz żądnych krwi biznesmenów. Za wejście trzeba było słono zapłacić i trzeba było mieć osobę wprowadzającą. Uczestnicy krwawych pokazów mogli obstawiać wynik walk u mafijnych bukmacherów.

Wśród 20 członków gangu mokotowskiego, który w weekend rozbił warszawski CBŚ, znajduje się czterech członków tzw. komanda śmierci grupy: Norbert D. ps. Suchy (szef grupy uderzeniowej), Krzysztof P. ps. Skrzat (żołnierz od zadań specjalnych), Janusz M. ps. Janek oraz Karol R. ps. Karol. Prawdopodobnie to oni mieli zająć się eliminowaniem ludzi z dwóch list śmierci, jakie sporządzili mokotowscy gangsterzy (o obu pisał „Wprost" w styczniu i lutym). Na pierwszej znaleźli się skruszeni członkowie gangu i ich rodziny, a także kilka osób z konkurujących z Mokotowem gangów, w tym śmiertelny wróg grupy Rafał Skatulski ps. Szkatuła oraz bandzior o pseudonimie Kurd. „Mokotowscy" planowali zabicie skruszonych lub zmuszenie ich do milczenia atakując członków ich rodzin. Szkatuła i Kurd mieli zginąć od kul płatnego zabójcy lub od bomby. Z kolei na drugiej liście śmierci znalazło się dwóch ostrołęckich i dwóch warszawskich prokuratorów oraz policjanci z CBŚ, rozpracowujący „Mokotów". – Gangsterzy chcieli porwać naszego kolegę, aby torturami wymusić wszystko, co wie o sprawie i kto jest rozpracowywany. Później porwany zostałby zamordowany. Prokuratorów chcieli zastraszyć bombami, a gdyby nadarzyła się okazja, to nawet dokonując na nich zamachów – opowiada jeden ze śledczych.