Trudne słowo "ludobójstwo"

Trudne słowo "ludobójstwo"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mevludin Orić
Za parę miesięcy Mevludin Orić stanie w Hadze na procesie generała Ratka Mladicia na miejscu dla świadka i opowie wszystko. Kto zabijał Muzułmanów w Srebrenicy. Kto dowodził mordercami. I jak on, Mevludin, uratował się z rzezi
Ostrzegano mnie, że różnie z nim bywa. Miewa gorsze dni, wówczas nie sposób się dogadać. Ale dziś Mevludin Orić jest w dobrej formie. Szczupły, trzeźwy. I doświadczony: był świadkiem już cztery razy. U różnych zbrodniarzy. U Zdravko Tolimira w marcu 2010 r. I u Krsticia.

Mevludin opowiada:

„Gdy padała Srebrenica, miałem nóż i dwa ręczne granaty. 11 lipca zamilkły moździerze, a babcia, którą spotkaliśmy, powiedziała: Wszyscy mają iść do Potoczari. Do Potoczari mieliśmy 8, może 10 km przez góry. Zaszedłem do sąsiedniej wsi, do kuzyna. Powiedział to samo: Srebrenica padła, trzeba iść do Potoczari. On sam nie chciał. Miał pomysł, że górami przedostanie się do Tuzli, do naszych. Zabrał z sobą 14-letniego syna. Mówiłem: Jesteście za słabi, żeby iść do lasu. Poszli. Do dziś nie wiem, gdzie leżą.

Zapadała noc. Z gór schodziło coraz więcej ludzi. Najpierw sześć, później piętnaście tysięcy ludzi. Chaos. Ktoś krzyczał: Zróbmy kolumnę! W tłumie znalazłem ojca. Tłumaczyłem, aby rzucili tobołki, że w górach nie mają szans. Nieśli wszystko, nawet telewizory, chociaż w Srebrenicy nie było prądu. My, oficerowie, szliśmy na końcu. Przy pierwszym zejściu ze wzgórza zaczęli do nas strzelać. Od pierwszej salwy kilkanaście trupów. Ludzie zaczęli rzucać bagaże i biec. Schodząc, mijaliśmy dziesiątki trupów. Wstało słońce. Był 12 lipca.

Szukałem ojca. Później znaleziono z niego czaszkę, kość z uda i prawą rękę. Każdą część w innym grobie.

Do Konjević Polje szło nas trzystu pięćdziesięciu. To już był koniec. Wiedzieliśmy to wszyscy. Usnąłem w krzakach. Rano myślałem, że wpadłem w ręce Serbów, ale nie, poznałem ludzi ze Srebrenicy po butach. Buty były włoskie, z darów. Pół Srebrenicy chodziło w takich. Też nie mieli co jeść. Znaleźliśmy zdziczałe wiśnie, potem chleb".

Cały reportaż Wojciecha Cieśli przeczytacie w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"