Dreamlinerem w brzozę. "To kalanie świętości"

Dreamlinerem w brzozę. "To kalanie świętości"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska gra narodowa - rozładowanie napięcia czy zaognianie emocji związanych ze Smoleńskiem?
Gra jest prosta - leci się Dreamlinerem, przy okazji pijąc wódkę. Puste butelki należy zrzucać na brzozy, które mogłyby zahaczyć o skrzydło samolotu i spowodować jego wypadek. - To odpowiedź na polityczne rozgrywanie katastrofy smoleńskiej - twierdzą eksperci.
„Pilocie, Ojczyzna wzywa! Musisz polecieć nowym polskim Narodowym Drimlajnerem daleko na Wschód z Panem Prezydętem na pokładzie. Nie licz jednak na to, że Wschód pozwoli ci tak łatwo wylądować! Omiń Mgły. Zetnij Brzozy. Zniszcz Trotyl. Twoją bronią jest wódka. Nieograniczone ilości bo to polski samolot” [pisownia oryginalna].

To wstęp do gry, którą w pierwszych godzinach jej powstania „polubiło” na Facebooku ponad pięć tysięcy osób. W trakcie gry w tle można usłyszeć niewybredne komentarze: „Panie Prezydencie, po jednym?”, „No to na drugą nóżkę!” czy „Chyba słyszę strzały. Która to minuta? Która to minuta?”. A gdy nasz samolot się rozbija w tle słychać słynną piosenkę Martina Lechowicza „Smoleńsk”, którą w kwietniu 2010 r. na Youtube przez pierwszych dziesięć dni obejrzało aż 80 tys. osób.

Nie pójdę dziś na zakupy, bo Smoleńsk.Nie pójdę wyrzucić śmieci, bo groby ofiar rodzin.Nie sprzątnę klatki chomika, bo boleść.(…)Nie będę gotować obiadu, bo Katyń.

„Kanalizowanie frustracji”

Czy gra jest odpowiedzią internautów na wciąż pojawiające się sensacje dotyczące katastrofy smoleńskiej? – Są różne rodzaje uczestnictwa w kulturze. Pierwszy z nich jest trochę starodawny: to marsze na których wykrzykiwane są różne hasła i transparenty – tłumaczy w rozmowie z Wprost.pl Jacek Wasilewski, kulturoznawca z UW. – W związku z tym pojawiają się też inne sposoby uczestnictwa ludzi, którzy nie zgadzają się z tym, co wykrzykują ich przeciwnicy na „marszach niepodległości” – argumentuje. – Jeżeli spojrzymy na treść transparentów  prezentowanych przez tą pierwszą grupę, to, żeby ta druga strona nie rzuciła się na nich z pięściami musi również jakoś kanalizować swoją frustrację. I ta gra jest właśnie tego efektem - dodaje.

A czy tworząc takie gry nie zaognia się już gorącego sporu politycznego? – Jak można zaogniać sytuację kiedy ktoś mówi, że ktoś ma krew na rękach? Co wtedy? Można przepraszać, kajać się, mówić: nie, nie mamy – zauważa Wasilewski i zaznacza, że jednej ze stron przyznaje się prawo do bycia sfrustrowanym, a drugiej już nie. – Jeżeli do tej pory nie byłoby tylu nieracjonalnych oskarżeń o zamach i krew na rękach, to z całą pewnością nie byłoby również tej gry – zaznacza kulturoznawca.

„Żeby ożywić news trzeba pokalać świętości”

– Jest to jakiś sposób odreagowania poprzez taki czarny humor. Wszystko dlatego, że w dzisiejszym świecie informacja funkcjonuje na zasadzie medialnego newsa, a medialny news bardzo szybko staje się nieświeży. I żeby go ożywić często spotykamy się z twórczością na pograniczu kalania świętości – tak grę ocenia z kolei dr Wojciech Jabłoński z UW.

Jabłoński przytacza historię nazistowskich Niemiec, w których podobnie traktowano znacznie poważniejszy problem. – Gdy po wojnie kultura była już tak przesycona tym tematem i powiedziano już w tej mierze w zasadzie wszystko, pojawiły się klocki lego z esesmanami i ludzikami w pasiakach w roli głównej – zauważa. – I podobnie jest ze Smoleńskiem. Nie przestrzeganie zasady „ciszej nad tą trumną” powoduje, że news przestaje być atrakcyjny przez co sami odbiorcy starają się w jakiś sposób go uatrakcyjnić – tłumaczy w rozmowie z Wprost.pl.

Zdaniem Jabłońskiego z powstania kontrowersyjnej gry wniosek może być tylko jeden. – Jest to próba sprowadzenia tej całej nadętej atmosfery wokół smoleńska do poziomu takiej debaty jaką uprawiają zwykli ludzie, a oni często lubią pożartować z takich świętości, które są wykreowane sztucznie, na potrzeby medialne – mówi.

Polacy: dość Smoleńska

Tymczasem Polacy oceniają, że sprawa smoleńska jest „w wysokim stopniu upartyjniona”. Według sondażu TNS OBOP tylko 7 proc. ankietowanych uważa, że Platformie Obywatelskiej i PiS-owi chodzi w tej sprawie o dojście do prawdy. Przeciwnego zdania było aż 39 proc. ankietowanych. „Spór o przyczyny katastrofy smoleńskiej jest w wysokim stopniu upartyjniony, a zwolennicy PiS bardzo wyraźnie różnią się pod wszystkimi badanymi aspektami od reszty społeczeństwa, a szczególnie od sympatyków PO” - podsumował badania ośrodek badawczy.