Niepodległa Palestyna rodzi się za murem

Niepodległa Palestyna rodzi się za murem

Dodano:   /  Zmieniono: 5
fot. sxc
Ataki rakietowe Hamasu, zbrojna odpowiedź Izraela, śmierć cywilów. Strefa Gazy jest spektakularna. Niepodległa Palestyna rodzi się jednak ciszej, w przestrzeniach między szarym murem, którym poszatkowany jest Zachodni Brzeg, i na izraelskich salach sądowych.
Bil’in na Zachodnim Brzegu prawie niczym się nie różni od innych palestyńskich wiosek. Brzydkie, szare domy wzdłuż dwóch asfaltowych ulic. W miejscu, gdzie się przecinają, niewielki meczet ogrodzony płotem z łuszczącą się zieloną farbą. Wszędzie kurz, śmieci i smród kocich odchodów. Wedle oficjalnego spisu 1,8 tys. mieszkańców. Bil’in od innych wiosek różni to, że jest symbolem palestyńskiego oporu bez przemocy i zwycięstwa nad izraelską okupacją. 

Raz w tygodniu, w piątki, po modłach w meczecie, mieszkańcy maszerują pod mur, który oddziela ich wioskę od osiedla żydowskich osadników. Niosą wielką palestyńską flagę i przez głośnik wołają do osadników, by oddali im ziemię. Izraelscy żołnierze wystawiają wówczas znad muru jeszcze większą flagę Izraela, a gdy manifestacja się przedłuża, zaczynają strzelać granatami z gazu łzawiącego. W stronę protestujących lecą też gumowe kule, czasem gaz wywołujący wymioty. I tak tydzień w tydzień. Od siedmiu lat. – Nie odmawiam nikomu prawa do walki zbrojnej. 

W 2004 r. Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznał, że izraelski mur jest nielegalny. Wkrótce taki sam wyrok w sprawie Bil’in wydał izraelski Sąd Najwyższy. Ministerstwo obrony, które administruje na terytoriach okupowanych, dopiero po czterech latach od orzeczenia przesunęło mur, oddając gaje oliwne Palestyńczykom. Całości zagarniętych ziem nie zwrócono, więc Ahmed złożył nowe pozwy i organizuje protesty, a kolejne wsie i miasteczka idą jego śladem. 

Po pierwszym wyroku do Bil’in zaczęli przyjeżdżać na manifestacje pokojowi działacze z całego świata, wśród nich były amerykański prezydent Jimmy Carter i biznesmen Richard Branson. Dopiero potem pojawili się Żydzi. Najpierw ci z dalekiej zagranicy, potem z Izraela. Chanuka, który mieszka w oddalonym o 50 km Tel Awiwie, do Bil’in po raz pierwszy przyjechał pół roku temu i od tego czasu jest tu co tydzień. – Część znajomych uznała mnie za zdrajcę i nie chce mnie znać. Trudno – mówi w rozmowie z „Wprost”.  

Bogusław Chrabota, Agata Kaźmierska, Ramallah

Cały materiał można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania.

Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.