Legia Warszawa: największa gwiazda? Prezes Leśnodorski

Legia Warszawa: największa gwiazda? Prezes Leśnodorski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bogusław Leśnodorski (fot.Damian Burzykowski DAMIAN BURZYKOWSKI / newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
Legia Warszawa to dziwny klub. Bohaterem jego kibiców nie jest żaden błyskotliwy napastnik ani skrzydłowy, tylko prezes Bogusław Leśnodorski.

Chociaż Legia Warszawa należy do holdingu ITI, w gabinecie Bogusława Leśnodorskiego próżno szukać korporacyjnego wystroju. Zamiast biurowej szarzyzny na ścianach wiszą kolorowe plakaty, a w rogu stoją imponująca szafa grająca, dwie pary nart i deskorolka. Pracownikom na korytarzach prezes zamontował konsole PlayStation, żeby w przerwach od pracy mogli się rozerwać. Sam Leśnodorski, w czerwonych spodniach, luźnej koszuli i ze swobodną rozmową, też w niczym nie przypomina typowego działacza piłkarskiego. – Bo to jest przecież biznes rozrywkowy! Ludzie, przychodząc tutaj do pracy, muszą być zadowoleni. Kiedy zostawałem prezesem, wszystko wyglądało tragicznie, czarno-biało. Człowiek zaczynał pracę i był zmartwiony od rana. Tutaj się ciężko pracuje, ale to jest Legia, tu nie może być nudno – przekonuje. Z nim na pewno nie jest. Tak barwnego działacza polska piłka nie miała jeszcze nigdy.

Prezes przez przypadek

Kiedy czytacie państwo ten numer „Wprost”, Legia Warszawa może być już mistrzem Polski. Nawet jeśli nie zdobyła jeszcze tego tytułu, na dwie kolejki ligowe przed końcem sezonu tylko cud mógłby go jej odebrać. Mimo że stołeczny klub w gronie faworytów do wygrania ligi wymieniany jest od zawsze, ostatni raz zdobył mistrzostwo w 2006 r.

Teraz wygląda na to, że w końcu się uda. Ale bohaterem kibiców z Żylety (najbardziej oddanych fanów Legii) w ostatnich miesiącach nie jest żaden piłkarz, tylko prezes Leśnodorski. Mówi się o nim, że stał się największą gwiazdą zespołu, chociaż w polskiej piłce jest dopiero od pół roku. I pojawił się w niej właściwie przypadkiem. Jako członek Polskiej Rady Biznesu spotykał się od czasu do czasu z biznesmenami zaangażowanymi w futbol. Od dawna kibicował Legii, więc w trakcie rozmów pozwalał sobie na komentarze na temat tego, co w klubie można by zrobić inaczej. Legia Warszawa była akurat po fatalnym sezonie, w którym dała sobie wyrwać z rąk prawie pewne mistrzostwo Polski. Do tego nowoczesny stadion straszył ciszą, bo działacze po raz kolejny byli w konflikcie z kibicami. Ktoś związany z ITI powiedział Leśnodorskiemu, że skoro ma tyle pomysłów, powinien się zgłosić do konkursu na szefa klubu. Więc się zgłosił. I wygrał go. A chwilę potem zaczął robić wokół siebie szum.

Przekonuje, że to zupełnie niechcący. Pełno w nim sprzeczności. Z jednej strony to światowiec, właściciel renomowanej kancelarii prawniczej. Z drugiej – wyluzowany facet, który nie stroni od imprez i nie lubi gryźć się w język. Na pytanie dziennikarza, co by było, gdyby Legia jednak nie zdobyła mistrzostwa, odpowiedział wprost: „Chujowo by było!”.

W trakcie meczów, zamiast dostojnie siedzieć w loży honorowej jak inni prezesi, po bramkach zespołu skacze do góry, a kiedy nie idzie, klnie, wścieka się i macha rękoma. Kibice i dziennikarze, przyzwyczajeni do nudnych działaczy z poprzedniej epoki, od razu się nim zainteresowali. – W polskiej piłce ludzi odbiegających od stereotypu działacza jest mało. Ale to nie jest żaden zabieg PR-owy. Ja nie planuję takich rzeczy. Masz wybór: albo wbić się w jakieś ramy i iść nie swoją drogą, albo być sobą i mówić to, co się myśli – opowiada Leśnodorski.

Więc mówi. Nie bał się skrytykować największej gwiazdy zespołu, Daniela Ljuboi, wytykając mu, że zarabia za dużo. – Bo to prawda! Nie wiem, dlaczego w Polsce traktuje się piłkarzy jak święte krowy. Jeśli facet zarabia kilkaset tysięcy miesięcznie, to powinien być przynajmniej trzy razy lepszy od tego, który dostaje kilka tysięcy. Tymczasem często jest odwrotnie – tłumaczy. Kiedy wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski próbował zamknąć trybunę najzagorzalszych kibiców Legii, nazwał to turboabsurdem.

Cały tekst można przeczytać w numerze 22/2013 "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania .

"Wprost" jest także dostępny na Facebooku .