Ksiądz idzie z arcybiskupem do sądu

Ksiądz idzie z arcybiskupem do sądu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ks. Jacek Stasiak (fot. Marcin Stępień/Agencja Gazeta / ilust. art. z tygodnika "Wprost") 
Kuria zabiera księdzu Jackowi Stasiakowi prawo do odprawiania mszy i grozi zesłaniem do stanu świeckiego. Ksiądz Jacek Stasiak mówi, że to prawo rodem ze średniowiecza i zamierza podać arcybiskupa do sądu.
Ksiądz Jacek Stasiak właściwie wcale nie wygląda na księdza. Zamiast sutanny ma beżowe płócienne spodnie, a zamiast koloratki błękitną koszulę w paski. Z podwiniętymi rękawami i modnymi oprawkami okularów  pasuje raczej do wyobrażenia o dziarskim przedsiębiorcy.

W Aleksandrowie Łódzkim wielu zresztą tak o nim mówi. Przy Placu Kościuszki, w głównym parku miasta  gdzie Jadwiga Staszic spaceruje z córką, owszem, mówią, że to ksiądz-biznesman, ale czy jest w tym coś złego? W kościele organizuje koncerty, sprowadza teatr albo operę. – Jak pan myśli, ile osób z Aleksandrowa miałoby okazje poznać inaczej klasykę? – pyta mnie pani Jadwiga. Jej córka dodaje, że ksiądz to skromny człowiek, który wie jak służyć ludziom i wzorem Jezusa jest ich blisko. Piątka tegorocznych maturzystów okupująca jedną z ławek też księdza chwali. Wiadomo, młodzi lubią buntowników, a poza tym ksiądz Stasiak mówi do ludzi tak, że to porusza coś w duszy.  Ale w Aleksandrowie mówią i piszą na internetowych forach też inaczej. Że Żyd, Luter i cwaniaczek chytry na kasę, którego powinni wyrzucić z Kościoła.

Do tej pory nikt w Aleksandrowie nie wiedział jednak, że uczestnicząc w jego mszach i przyjmując od niego sakramenty  ściąga na siebie grzech śmiertelny. Tak przynajmniej wynika z listu wysłanego do wiernych przez arcybiskupa łodzkiego Marka Jędraszewskiego. Ksiądz Stasiak mówi, że to bzdura i średniowieczny zabobon i zamiast przejąć się groźbami biskupa, zamierza podać go do sądu. Nie kościelnego, tylko cywilnego – Rozmawiałem już ze adwokatami. Podam go do sądu za nie respektowanie oświadczeń medycznych, mobbing i jeszcze kilka innych rzeczy. Dziwne? Nie, biskup i ja jesteśmy równie wobec prawa Rzeczpospolitej. – mówi ksiądz Jacek Stasiak pewnym głosem. Że nikt wcześniej tego nie robił, a duchowni konflikty rozwiązywali we własnym gronie? – Ale czasy się zmieniają. Kiedyś nie karano biskupów jeżdżących samochodem po kielichu, a teraz można. Dlaczego mam być bierną stroną, a biskup ma być bezkarny? Bez względu na konsekwencję, chciwość i kłamliwe oświadczenia biskupa, będę robił to co robię. Wierzę w Boga, a nie w hierarchów  – zapowiada ks. Jacek Stasiak.

Luter

Tydzień wcześniej arcybiskup łódzki nałożył na niego suspensę, zakazującą mu sprawowania jakichkolwiek czynności kapłańskich, m.in. odprawia mszy, spowiadania czy głoszenia kazań. Wcześniej, jeszcze w czerwcu zakazał mu odprawiania mszy w kościele św. Stanisława Kostki i zamieszkanie w jednej z łódzkich parafii w charakterze rezydenta. Wszystkie kary, jak tłumaczono w piśmie, miały zmobilizować  Stasiaka do życia zgodnego z normami Kościoła i naprawić publiczne zgorszenie. Oficjalny powód? Prowadzenie przez niego działalności gospodarczej bez zgody biskupa i nieuregulowany status kościoła św. Stanisława Kostki. – Tak naprawdę to wielka intryga, bo nie zgodziłem się oddać za darmo kościoła archidiecezji. Teraz się mszczą - tłumaczy ks. Stasiak.
Kościół

Powód intrygi, czyli kościół św. Stanisława Kostki z zewnątrz wygląda niepozornie, ale w środku zachwyca niespotykaną w Polsce protestancką architekturą. Drewniane balkony, pięknie malowane polichromy, zabytkowe organy. Wszystko odnowione według przedwojennego, protestanckiego oryginału.  Kiedy ksiądz Stasiak zaprasza do środka pokazuje swoją kolejną twarz: przewodnika zasypującego historycznymi ciekawostkami. Kościół ma burzliwą historię. W 1820 roku wybudowali go luteranie. Przed wojną Aleksandrów był miastem trzech kultur i wyznań. W zgodzie żyli tu ze sobą Polacy, Żydzi i protestanci. Na ulicach w równie często co język polski można było usłyszeć jidysz i niemiecki. Ale kiedy hitlerowcy weszli do miasta we wrześniu 1939 roku zaprowadzili nowe religijne porządki. Synagogę wysadzili w powietrze, kościół katolicki zamknęli na 4 spusty i zostawili tylko ewangelicki zbór. - Po wojnie, prawem kaduka,  przejął go Kościół katolicki. Wiadomo, co ewangelickie było niemieckie, więc nikogo o zdanie nie trzeba było pytać. – opowiada ks. Stasiak. W latach 60, kiedy stosunki miedzy wyznaniami trochę się ociepliły, arcybiskup podpisał umowę z ewangelikami na dzierżawę. Zobowiązał się do płacenia za nią i utrzymania w dobrym stanie.

-  Nie zrobił ani jednego ani drugiego. Już po wojnie proboszcz wymontował z kościoła nowatorską wtedy technikę ogrzewania centralnego i przeniósł ją na plebanię. Przez lata kościół niszczał, ale nikt się tym nie przejmował. – opowiada ks. Stasiak. W końcu wiernym sufit zaczął spadać na głowę  i w latach 80 kościół zamknięto. –Po tym jak katolicy go porzucili, został tu tylko miejski szalet. Jako rodowity aleksandrowianiń, który siedział w ławkach tego kościoła jako dzieciak, nie mogłem na to patrzeć. – opowiada ks. Stasiak. Mówi, że ludzie patrzyli na niego jak na wariata, kiedy w latach 90. dogadał się z zaprzyjaźnionym biskupem ewangelickim i odkupił od wspólnoty protestantów świątynie za symboliczna złotówkę.

Remont zaczął z własnych pieniędzy. Potem razem z biskupem ewangelicki założył Fundację Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur. Jako Organizacji Pożytku Publicznego mógł zbierać dotacje. Miasto przekazało na renowacje kościoła 900 tysięcy złotych, kilkaset dał europejski fundusz ochrony zabytków, resztę dołożyli prywatni sponsorzy. Kościół katolicki do zbiórki się nie dorzucił.  – W sumie za 2,5 miliona złotych odnowiliśmy kościół, który jest dziś w rejestrze zabytków i jest perłą niespotykaną na skale kraju. Poprzedni arcybiskup łodzki Władysław Ziółek wyraził zgodę na odprawianie mszy. Ale potem zaczął wprost domagać się ode mnie, żebym przekazał go na rzecz kurii za darmo. Proszę to sobie wyobrazić: Kościół najpierw zabrał ewangelikom świątynie, korzystał z niej przez 40 lat nie płacąc złamanego grosza i doprowadził do ruiny. Nie kiwnął nawet palcem kiedy go odbudowywaliśmy, a teraz zgłasza się do mnie i mówi: oddaj nam za darmo. Nawet gdybym chciał, to nie mogę, bo to przecież własność Fundacji. Każdy prawnik powie panu, że gdybym jako jej szef przekazał go jako darowiznę, dostałbym od prokuratora zarzut niegospodarności! – przekonuje ks. Stasiak.

Więcej w tekście Bartosza Janiszewskiego w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy "Wprost" także dostępny na Facebooku .

"Wprost" dostępny również w wersji do słuchania .