Bohumil Hrabal i jego miejsca. Podróż w czasie i przestrzeni

Bohumil Hrabal i jego miejsca. Podróż w czasie i przestrzeni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bohumil Hrabal (fot.By Hana Hamplova (Own work) [CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], via Wikimedia Commons)
W stulecie urodzin Bohumila Hrabala wybierzmy się w podróż w czasie i przestrzeni. Bo każdy w jakiejś mierze składa się z miejsc i adresów, które po sobie zostawił.

Jedni – w tym wielu Polaków – uważają Bohumila Hrabala za najwybitniejszego czeskiego pisarza. Inni – głównie rodacy – oskarżają, że na spółkę z Jaroslavem Haškiem przyczynił się do utrwalenia stereotypu Czecha piwosza i potulnego konformisty. Jakkolwiek sprawy by się miały (osobiście przychylam się do pierwszej z tych opinii), historia życia i twórczości Hrabala to w pewnym sensie także historia koszmarnego XX stulecia, ale widziana z perspektywy intymnej, ironicznej, poetyckiej, trochę amoralnej, zarazem wszakże bliskiej doświadczeniu przeciętnego człowieka. Bo Hrabal potrafił być jednocześnie wysublimowanym artystą i everymanem. Trzymając się przyziemnej perspektywy, proponuję, abyśmy się przespacerowali jego śladem.

Ulica Balbínova 47, Brno-Židenice

To tutaj, na małej uliczce w morawskim Brnie, rzut kamieniem od židenickiego cmentarza, urodził się 28 marca 1914 r. Bohumil Hrabal – tyle że nie nazywał się Hrabal, ale Kilian. Przyszedł na świat w dość, jak na tamtą epokę, kłopotliwych okolicznościach: jako dziecko samotnej matki Marii Kilianovej. Ojciec, oficer armii austriackiej, syna nie uznał. Wkrótce (i szczęśliwie) matka przyszłego pisarza, młodsza księgowa w browarze w Polnej, weszła w bliższe relacje z głównym księgowym w tymże zakładzie Františkiem Hrabalem, który nie tylko się z nią ożenił, lecz także usynowił małego Bohumila, przekazał mu nazwisko i – bez wątpienia niechcący – zapewnił sobie miejsce w historii czeskiej kultury jako Francin, wiecznie zatroskany bohater literacki z książek swego przysposobionego syna.


Browar, ulica Pražská 581, Nymburk

W sierpniu 1919 r., już w niepodległej Czechosłowacji, rodzina Hrabalów (z dwójką dzieci – w 1916 r. urodził się przyrodni brat Bohumila, Břetislav) przeprowadziła się do Nymburka, niedużego miasteczka nad Łabą, 50 km na wschód od Pragi, gdzie Francin dostał pracę jako kierownik browaru. To moment, w którym życie zaczyna się mieszać z literaturą – Hrabal unieśmiertelnił w prozie dzieciństwo, a także parę ukochanych rodziców, postrzelonego wujaszka Pepina oraz uroki życia na czeskiej prowincji. Najsłynniejszą książką o tej zarazem smutnej i radosnej, a z pewnością bezpowrotnie utraconej arkadii, są „Postrzyżyny” (1976), udanie sfilmowane cztery lata później przez Jiřiego Menzla. W totalitarnym państwie nie da się jednak wspominać raju bezkarnie. Kiedy Hrabal zaczynał pracę nad opowieścią o nymburskim browarze i jego mieszkańcach, był przez komunistyczną dyktaturę objęty zakazem druku. Książka mogła się ukazać oficjalnie tylko dlatego, że autor zgodził się pójść na poniżający kompromis: w 1975 r. udzielił „wywiadu” (położono przed nim papier, na którym złożył podpis) reżimowemu pismu „Tvorba” i pokajał się przed władzą; jego teksty, po stosownym ocenzurowaniu, wróciły do księgarń.

Na ścianie browaru w Nymburku znajduje się tablica pamiątkowa z motto sporo mówiącym o stosunku Hrabala do życia i sławy: „Ja nie chcę żadnej tablicy, ale jeśli już, to tylko na takiej wysokości, gdzie sikają psy”. Gdyby jakiś pies przechodził nieopodal, zaświadczam, dosięgnąłby celu bez problemu.

Stacja kolejowa, Kostomlaty nad Labem

Hrabal nie był dobrym uczniem, do matury dowlókł się z trudem, kilka razy powtarzając rok w podstawówce i gimnazjum. Na zachowanym świadectwie z roku 1930 na 11 przedmiotów obowiązkowych z trzech (w tym z języka czeskiego!) wystawiono mu oceny niedostateczne, a ocenę dobrą gimnazjalista Hrabal miał tylko z religii rzymskokatolickiej. Kiedy w końcu, z dużym opóźnieniem, podjął studia prawnicze na praskim Uniwersytecie Karola, przerwała je wojna: w Protektoracie Czech i Moraw zamknięto wyższe uczelnie. Hrabal uzyskał dyplom dopiero w 1946 r., ale wtedy miał już za sobą całkiem inne doświadczenia – przede wszystkim z pracy dróżnika na stacji kolejowej w leżących o rzut beretem od Nymburka Kostomlatach nad Łabą. Przez Kostomlaty przejeżdżały liczne „pociągi pod specjalnym nadzorem”, dając dwie dekady później szansę powstania słynnej noweli (1965), a potem nagrodzonemu Oscarem (1968) debiutanckiemu pełnometrażowemu filmowi wspomnianego już Menzla.

Menzel tak opisuje w autobiografii „Rozmarné léta” („Kapryśne lata”) swoje pierwsze spotkanie z Hrabalem: „Zdziwiło mnie to, jak wygląda pan Hrabal. Czytając jego teksty, sądziłem, że jest człowiekiem z naszego pokolenia, ale on był (...) dwukrotnie starszy ode mnie. Siedział wyprostowany i palił papierosa, wkładając go w usta eleganckim, okrążającym ruchem ręki. (...) Swoją atletyczną sylwetką i delikatnymi zmarszczkami przypominał byłego zawodowego piłkarza, jego piękna, zrównoważona twarz przywodziła na myśl aktora z francuskich filmów”.

Huta Poldi, Dubská 243, Kladno

Hrabal zaczął pisać zaraz po wojnie, ale tak się złożyło, że zapisywać – w tym przypadku rewolucyjne karty dziejów – zapragnęli również sponsorowani przez Moskwę komuniści. Po „miękkim” zamachu stanu w lutym 1948 r. w Czechosłowacji zapanował opresyjny stalinizm, a niezależnym twórcom pozostawało ryzykowne zapełnianie szuflad, o ile oczywiście mieli jakieś szuflady, bo z pracą dla burżuazyjnych sierot po przedwojennej republice było raczej krucho. Hrabal, podobnie jak jego liczni rówieśnicy, został robotnikiem: zatrudnił się przy przetapianiu złomu w hucie Poldi w Kladnie, potem po groźnym wypadku przeniósł się do składu makulatury w praskiej dzielnicy Líbeň. A jako że materię literacką również pozyskiwał z surowca wtórnego, własnego życia, oba te miejsca odegrały ważną rolę w jego prozie: huta Poldi stanowi lejtmotyw znakomitego zbioru opowiadań z lat 50. „Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać”, składowi makulatury XX-wieczna literatura europejska zawdzięcza natomiast jedno z najsłynniejszych zdań otwierających powieść: „Trzydzieści pięć lat pracuję przy starym papierze i to jest moja love story”. Tak się zaczyna „Zbyt głośna samotność” (1976) o terrorze totalitarnej nowoczesności i miłości do książek.

Ulica Na hrázi 326, Praga

W 1950 r. Hrabal zamieszkał w skromnym lokalu przy ulicy Na Hrázi („Na grobli” – „na grobli wieczności”, jak zwykł mawiać) w praskiej Líbni i spędził tam prawie trzy kolejne dekady, aż do przeprowadzki w 1977 r. do bloku na osiedlu Sokolniky. Ponure lata 50. to okres, gdy autor „Takiej pięknej żałoby” ukształtował się jako pisarz. Paradoksalnie był panem swojego czasu i nigdy później nie cieszył się taką twórczą wolnością – na oficjalny debiut musiał czekać aż do roku 1963, gdy nawet twardogłowemu czeskiemu komunizmowi, z pewnym opóźnieniem, udzieliła się sowiecka odwilż.

„Na grobli wieczności” Hrabal prowadził życie, które – gdyby nie wszechobecne czerwone gwiazdy i portrety towarzysza Stalina – dałoby się właściwie nazwać artystowskim. Ameryka miała bitników, Czechy miały Hrabala oraz jego kumpli – mierzącego dwa metry wzrostu awangardowego malarza i rzeźbiarza Vladimíra Boudníka, a także ekscentrycznego filozofa Egona Bondy’ego. To była epoka owych niekończących się „wesel w domu” – wedle tytułu jednego z późniejszych tekstów Hrabala. Zakończoną tragicznie, bo samobójstwem nadwrażliwego Boudníka, przyjaźń pisarz upamiętnił we wstrząsającej noweli „Czuły barbarzyńca” (1981). A w 1956 r. 42-letni Hrabal, dotąd zatwardziały stary kawaler, znalazł wreszcie kobietę swojego życia – Eliškę Plevovą. Nazywał ją Pipsi, ich małżeństwo trwało 31 lat, do jej śmierci w wyniku choroby nowotworowej. Kochał ją znacznie bardziej od samego siebie. Menzel wspomina: „Pewnego dnia siedziałem z Hrabalem w Líbni przy piecu i wyciągnąłem z kosza na węgiel stosik nadpalonych kartek zapisanych na maszynie. Była to połowa jednej z powieści pana Hrabala. Pierwsze 25 stron trafił szlag – pani Hrabalowa użyła ich jako podpałki, myśląc, że to makulatura. Szlachetny wujaszek Hrabal tylko machnął ręką”.

Kersko, powiat Nymburk

Nie jest to prawda oczywista, ale Hrabal był niestrudzonym eksperymentatorem, prozaikiem z przekonania awangardowym, zafascynowanym surrealizmem i futuryzmem, poetyką sennego marzenia i synestetycznych skojarzeń. Byłby jednym z wielu, gdyby jedynie czerpał z tej tradycji – tymczasem on umiał ją wzbogacić, łącząc dorobek europejskiej awangardy z czarnym humorem knajpianych anegdot, grając na rozmaitych rejestrach języka, żeniąc środkowoeuropejski smutek i fatalizm z zachwytem, jaki w nim budziły ludzkie wady, natręctwa, obsesje, porażki, zaprzęgając dar opowiadania do kreowania historii jednocześnie afirmujących życie i ukazujących, jak niebezpiecznie blisko otchłani porusza się każde z nas.

Hrabal tworzył szybko – bardzo szybko. Napisanie książki zajmowało mu czasami ledwie kilkanaście dni. „Wydaje mi się, że pisał tak, jak inni oddychają. Nie szukał słów, bo już je wszystkie miał. Umiał po prostu ot tak usiąść przy maszynie i pisać, i pisać” – to znowu Menzel. Często było to pisanie automatyczne, alla prima, bez poprawek, a nawet bez pełnej świadomości tego, jakie litery maszyna wystukuje na papierze. Wpadał w rodzaj transu, potem niejednokrotnie – niczym William Burroughs – ciął otrzymany tekst na fragmenty i montował go z innym. Lubił pracować w pełnym słońcu, częściowo zamroczony, jakby stawał się medium, przez które przemawia jakiś podświadomy byt. Kiedy, po debiucie, wybuchła moda na Hrabala, ów znalazł azyl. W 1965 r. za pierwsze w życiu literackie honoraria kupił domek w Kersku, letniskowym osiedlu nad Łabą. „Jak się człowiek uchleje, to w Kersku też jest Kilimandżaro” – głosi słynna Hrabalowska fraza, hołd dla tego skrawka ziemi.

Bez Kerska nie byłoby całej dojrzałej twórczości Hrabala – albo byłaby zupełnie inna. Dzięki temu miejscu przetrwał trudne lata normalizacji po końcu praskiej wiosny, gdy musiał znosić szykany bezpieki, zakaz publikacji, paraliżujący lęk. To dzięki Kersku zniósł upokarzające warunki powrotu do oficjalnego literackiego obiegu, za co przypięto mu łatkę kolaboranta. To wreszcie Kersko utrzymywało go przy życiu pod koniec lat 80., gdy odeszli żona, brat, przyjaciele, a on codziennie rano opuszczał swoje blokowisko i jechał autobusem do podmiejskiej „chalupy”, by nakarmić stado półdzikich kotów. „Czasami, gdy wstaję, kiedy budzę się z ciemności, boli mnie całe pomieszczenie, cała moja klitka, boli mnie widok z okna, dzieci idą do szkoły, ludzie idą na zakupy, każdy wie, dokąd ma iść, tylko ja nie wiem, dokąd mógłbym się wybrać...” – pogrążony w głębokiej depresji pisał w 1989 r. w opowiadaniu „Czarodziejski flet”.

Gospoda U Zlatého Tygra, Husova 17, Praga

„Z początku [Hrabal] przy stole się nie odzywał” – wspomina pisarz i fotograf Tomáš Mazal cytowany przez Aleksandra Kaczorowskiego w eseju „Hrabal intymny”. „Czasami milczał godzinę, wypił jedno piwo, potem kolejne. Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie słuchał. I nagle włączał się do rozmowy, stawał się ożywiony, opowiadał o swoich ulubionych pisarzach, sypał anegdotami. Wtedy mógł się do niego przysiąść ktokolwiek (...) A potem płacił rachunek za wszystkich przy stole, jechał taksówką do swojego mieszkania w bloku, oglądał telewizję i szedł spać. Tak mijał dzień za dniem”.

Szpital na Bulovce, Budínova 67, Praga; Cmentarz, Hradištko, powiat Nymburk

„Czarodziejski flet” jest też swoistą kroniką zapowiedzianej śmierci. „Ileż to razy chciałem wyskoczyć z piątego piętra, z mojego mieszkania, gdzie boli mnie każdy pokój”. Proroctwo spełnia się osiem lat później: 3 lutego 1997 r. Hrabal wypada z piątego piętra kliniki ortopedycznej jednego z praskich szpitali. Targnął się na swoje życie? Zanadto się wychylił, chcąc nakarmić gołębie? Trudno powiedzieć. Grób rodziny Hrabalów znajduje się na wiejskim cmentarzu w Hradištku, parę kilometrów od Kerska. Pomnik, wzorowany na rzeźbie Henry’ego Moore’a, symbolizuje być może dalekowschodnią ideę pustki, która tak pociągała pisarza. W kamyki u stóp pomnika wielbiciele wciąż wciskają figurki kotów. 

Artykuł ukazał się w 13/2014 numerze tygodnika " W prost"   

Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie  dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" będzie  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay