Wenecja 2014: Batman i komornik

Wenecja 2014: Batman i komornik

Dodano:   /  Zmieniono: 
Al Pacino (fot. FCL/ZOB / Newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
Pierwsze dni weneckiego festiwalu upłynęły pod znakiem kina portretującego Amerykę. Przybitą kryzysem i złamaną. Na wielki ekran wrócili Michael Keaton i Al Pacino.

Właśnie oni, nie młode gwiazdy, dostają w Wenecji największy aplauz. Kiedy do przystani za Pałacem Festiwalowym podpływa na łodzi Al Pacino, policja blokuje całą uliczkę. Michaelowi Keatonowi towarzyszy nieustanny krzyk fotoreporterów. Branżowe „Variety” nazywa jego rolę „powrotem stulecia”.

W „Birdmanie” Alejandro Gonzaleza Inarritu Keaton gra aktora, który dwadzieścia lat wcześniej wcielał się w superbohatera w blockbusterach. Teraz próbuje udowodnić, że ma talent reżyserując sztukę na Broadwayu, ale nie jest w stanie uciec od postaci opierzonego zbawcy świata. A po drodze stracił wszystko. Zastawił dom, bo pieniądze z hitów sprzed dwóch dekad rozpłynęły się. Po awanturach i zdradach odeszła od niego żona, którą kocha. Córka właśnie wróciła z odwyku. Jego popularność sprowadza się do kilkorga przechodniów, którzy zrobią sobie z nim zdjęcie.

- Ja ze swoim „Batmanem” pogodziłem się – mówił w Wenecji Keaton, który zasłynął rolą człowieka-nietoperza. Ale Inarritu nie ukrywa, że wybrał Keatona ze względu na jego doświadczenia: - Właściwie to nie był wybór, lecz oczywistość - mówi. - Mało kto grając tę rolę wiedziałby, o czym opowiada.

„Wiedziałaś, że Farah Fawcett umarła tego samego dnia, co Michael Jackson?” - pyta bohater byłą żonę. Bo przecież miejsca na nagłówkach nie ma dużo. Właśnie o ambicji opowiada Inarritu. O nieustannym wyścigu. Goryczy bycia drugim i świadomości, że w tym zawodzie liczy się wyłącznie garstka najlepszych.

„Birdman” to świetny film o show-biznesie, który w czasach kryzysu staje się coraz okrutniejszy. Nastawiony na zysk wyrzuca na margines ludzi, których już nie potrzebuje. Meksykański reżyser odtwarza relacje w teatrze. Napięcie aktorów, którzy grają na własnych emocjach. Romanse, wzajemne poznawanie się, proces twórczy.

Inarritu pokazał środowisko artystyczne. Ramin Bahrani portretuje zwyczajnych Amerykanów. Klasę średnią, która przez całe lata żyła na kredyt. Robiła zakupy kartą, za pożyczkę z banku zakładała firmy, zadłużała się, żeby dobudować sobie werandę. Teraz ich domy konfiskują banki.

Bohater filmu pracuje jako budowlaniec, mieszka z matką i ośmioletnim synem. Niespłacony kredyt na narzędzia ściąga na niego komornika i pozbawia miejsca do życia. Żeby się ratować, zatrudnia się uagenta nieruchomości, który przejął jego dom. I z czasem pozwala sobie na coraz większe ustępstwa moralne.

- Spędziłem niecałe trzy tygodnie na Florydzie i to wystarczyło, aby dojrzeć skalę korupcji w tym stanie. Powoli staje się ona częścią systemu – mówi Bahrani. Amerykański reżyser irańskiego pochodzenia zawsze rejestrował nierówności społeczne. W głośnym „Man Push Cart” patrzył na Nowy Jork oczami bezdomnego, w „Bez względu na cenę” diagnozował upadek Ameryki prowincjonalnej. Teraz obserwuje, jak kryzys przeżera świat przedmieść, rozbija klasę, które niegdyś miała być podstawą demokracji w USA. Tyle, że tworzy jednowymiarowych, papierowych bohaterów i publicystyczną, płaską historię o upadku człowieka pracy. Sięga po klisze: dobrzy są tu ubodzy, a pieniądz zawsze śmierdzi. Każe aktorom (niezłym, w rolach głównych: Andrew Garfield i Michael Shannon) wygłaszać monologi. Jak ten, w którym bogaty właściciel agencji nieruchomości krzyczy, że przetrwają tylko najlepsi, bo tak funkcjonuje ewolucja.

Niestety, nie do końca przekonuje również „Manglehorn” Davida Gordona Greena o starym człowieku, dokonującym rozrachunku z życiem. Al Pacino jako ślusarz, który stracił miłość, nie umiał być ojcem i uciekł od ludzi, przejmuje samotnością. Ale fałszywa nadzieja i plakatowość filmu męczy.

Wszystkie te trzy filmy są obrazami dzisiejszego zmęczonego społeczeństwa, które odkrywamroczną stronę superbohaterów, nie wierzy w American Dream i samotnie rozpacza nad utraconymi życiowymi szansami. Szkoda tylko, że dwaj reżyserzy, o których od dawna mówi się jako jednych z najzdolniejszych wśród roczników lat 70., w obliczu kryzysu pozwolili sobie na filmy szlachetne, ale płytkie. Tym bardziej robi wrażenie konsekwencja Inarritu. W „Birdmanie” śledząc losy kilkoro ludzi opowiedziało o show biznesie. Tym samym, którego propozycjami żyjemy w Europie.

Krzysztof Kwiatkowski, Wenecja

Więcej o „Birdmanie” i innych filmach w poniedziałkowym numerze „Wprost”.

Nowy numer "Wprost" od poniedziałku będzie dostępny w wersji elektronicznej i w kioskach.

http://ewydanie.wprost.pl/

"Wprost" w wersji na Androida jest dostępny tu:
https://play.google.com/ store/apps/ details?id=com.paperlit.and roid.wprost

"Wprost" dla użytkowników Apple:
http://itunes.apple.com/ pl/app/tygodnik-wprost/ id459708380?mt=8

"Wprost" można czytać także dzięki aplikacji na Facebooku:
https://apps.facebook.com/tygodnikwprost/?fb_source=search&ref=ts