Islamiści wygrywają we Francji. Houellebecq - prorok czy siewca nienawiści?

Islamiści wygrywają we Francji. Houellebecq - prorok czy siewca nienawiści?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Okładka "Uległości" (fot. wydawnictwo W.A.B) 
Michel Houellebecq to największa gwiazda francuskiej literatury, pisarz skandalista, którego książki krytykuje nawet premier. Nikt jak on nie potrafi wyrazić zbiorowych lęków, takich jak strach Zachodu przed islamizacją. Przypominamy artykuł Mariusza Cieślika pt. "Francja to Houellebecq" opublikowany tuż po polskiej premierze "Uległości".
"Naprawdę pan powiedział, że islam jest najgłupszą z religii?” – zapytałem Michela Houellebecqa, odnosząc się do jego najsłynniejszego wywiadu udzielonego w 2001 r. pismu "Lire". "A nie jest?" – odpowiedział. Żadnych wykrętów, do jakich przyzwyczaiły nas znane postaci życia publicznego znad Wisły, że dziennikarze źle zrozumieli słowa, nie autoryzowali, że w sumie to nie o to chodzi, bo religia muzułmańska jest w porządku. "Naprawdę tak powiedziałem, bo tak uważam" – spuentował Houellebecq, nie przypadkiem nazywany największym skandalistą francuskiej literatury. Nie wiem, czy określenie "ironia losu” będzie w tym wypadku odpowiednie, ale pisarz zaczął mówić, że nieco skorygował swoją opinię na temat islamu w szczególnym dniu. 7 stycznia 2015 r. rano, gdy jego powieść "Uległość" trafiła na rynek, udzielił wywiadu w radiu. Opowiedział w nim, że po lekturze Koranu nie jest już tak radykalny w swoich sądach i porozumienie z muzułmanami nie wydaje mu się niemożliwe.

Rozstrzelana okładka

Kilka godzin później zamachowcy z imieniem Allaha na ustach weszli do redakcji tygodnika "Charlie Hebdo" i zastrzelili 12 osób za to, że pismo wydrukowało karykatury Mahometa. W wydanym tego dnia numerze magazynu na okładce była karykatura Michela Houellebecqa w stroju wróżki przewidującego: "w 2015 r. stracę zęby", a "w 2020 r. będę świętował ramadan". W ataku zginął przyjaciel pisarza i autor książki o nim – Bernard Maris. Sam Houellebecq dostał wtedy policyjną ochronę, przestał promować książkę i ukrył się na prowincji. Odpowiednie służby podejrzewały, że on też może stać się celem zamachu. I nie byłoby to bardzo zaskakujące. W końcu mówimy o człowieku, na którym psy wieszał nawet premier jego kraju Manuel Valls: "Francja to nie jest Michel Houellebecq. To nie jest nietolerancja, nienawiść, strach". A także o pisarzu nazywanym nie tylko nihilistą i reakcjonistą, ale też rasistą i ksenofobem nienawidzącym muzułmanów. Autor „Uległości” skomentował to w stylu charakterystycznym dla siebie. "Może i jestem islamofobem, ale moja fobia bierze się ze strachu, a nie z nienawiści" – powiedział brytyjskiemu "Guardianowi". A dopytywany, czy czuje się odpowiedzialny za zamachy, oświadczył w "Paris Review": "Odpowiedzialność mnie nie dotyczy. Książki mają bawić czytelników, a strach to jeden z najzabawniejszych tematów". Kontekstem tych wypowiedzi "jest, oczywiście, powieść "Uległość”, którą właśnie wydano w Polsce. Political-fiction rozgrywająca się w 2022 r., kiedy władzę we Francji przejmują islamiści.

Z tego, co działo się tuż po wydaniu książki, można by wnosić, że bestsellerowa powieść Houellebecqa (w kilka tygodni sprzedało się we Francji pół miliona egzemplarzy, dziś nakład w Europie przekroczył już 1,5 mln) jest antyislamska, ale nie jest to prawda. Wściekły atak pisarza wymierzony został we współczesną kulturę Zachodu, pełną gnuśności, schyłkową, pozbawioną oparcia w wartościach i religii. To zresztą w twórczości autora "Cząstek elementarnych" motyw przewodni. Najważniejsze przesłanie jego książek można krótko podsumować zdaniem: „cywilizacja europejska zdycha i dobrze jej tak”. Na tym tle muzułmanie pokazani są jako przedstawiciele kultury prężnej, rozwijającej się, pewnej siebie, a przez to niebezpiecznej dla upadającego Starego Kontynentu.

Bohaterem "Uległości" jest wykładowca uniwersytecki, literaturoznawca, specjalista od twórczości Jorisa-Karla Huysmansa, mało znanego poza granicami Francji pisarza. Ateisty, który wybrał katolicyzm, co ma tu pewne znaczenie (notabene jest to też ulubiony autor Houellebecqa). To z jego perspektywy obserwujemy przemianę, jaka zachodzi nad Sekwaną.

Poligamia nie jest taka zła

W drugiej turze wyborów prezydenckich w 2022 r. mierzą się szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen i fikcyjny kandydat Mohammed Ben Abbes z Bractwa Muzułmańskiego. W efekcie wszystkie siły polityczne starego porządku popierają umiarkowanego islamistę, który jest postacią charyzmatyczną i prawdziwym wizjonerem. Houellebecq nie oszczędza francuskich polityków, ośmiesza ich i karykaturuje. Na jego czarnej liście czołowe miejsca zajmują prezydent Hollande, Francois Bayrou (obu dostaje się szczególnie mocno), premier Valls, a także Nicolas Sarkozyi mniej u nas znani liderzy partyjni. Warto dodać, że elekcji towarzyszą akty przemocy, których media stosujące autocenzurę nie pokazują. Są ofiary śmiertelne, napaści, podpalenia. Prawdopodobnie odpowiedzialni za nie są prowokatorzy z obu stron politycznej barykady: młodzi, radykalni islamiści i równie zacietrzewieni identaryści, broniący francuskiej tożsamości przed imigrantami. Dalej w political-fiction Houellebecqa jest jeszcze ciekawiej. Uniwersytety francuskie zostają przemianowane na uczelnie islamskie, przez co bohater, wykładowca Sorbony, traci pracę. Nad Sekwaną zostają wprowadzone elementy szariatu włącznie z legalizacją poligamii, kobiety muszą zrezygnować z pracy (dzięki czemu spadabezrobocie), a nowy prezydent realizuje plan włączenia do UE Turcji, Egiptu, Maroka i Tunezji.

Co ciekawe, w zislamizowanej Francji nie są prześladowane inne religie. Mimo oczywistego antysemityzmu muzułmanów, państwo wspiera religijne szkoły żydowskie, a także, rzecz jasna, katolickie. I tu wracamy do Huysmansa. Wzorem nawróconego ateisty, którego twórczości poświęcił wiele lat swojego życia, bohater "Uległości" wydaje się bliski nawrócenia. Idzie wręcz jego śladami, goszcząc w tym samym klasztorze. A jednak ostatecznie nie wybierze katolicyzmu. Postawi na islam, który jest religią, jak mówi jedna z postaci w powieści, bezwzględnej uległości wobec Boga, a zatem dającą szczęście. Houellebecq nie byłby sobą, gdyby nie zaserwował nam w książce takiego paradoksu, choć równie dobrze można zinterpretować tytuł jego książki bardziej wprost. Uległość dotyczy przecież cywilizacji europejskiej wyraźnie uginającej się pod zewnętrznym naporem i nieradzącej sobie z najpoważniejszymi wyzwaniami. Bo przedstawiając ten scenariusz, szczerze mówiąc całkiem prawdopodobny, pisarz kolejny raz pokazuje jej degenerację.

Hipisi i seksturyści

Tak jest w zasadzie od początku jego kariery. W "Cząstkach elementarnych" wydanych we Francji w 1998 r. (u nas pięć lat później) z niespotykaną furią zaatakował pokolenie ’68, ale nie z oczywistych pozycji prawicowych, tylko ironią. Pokazał dramaty, do jakich prowadzą rozkład tradycyjnych więzi społecznych, rewolucja seksualna, kult indywidualnego sukcesu kosztem wspólnoty i prymat przyjemności nad obowiązkiem. Nikt przed nim nie zadał tak celnego ciosu generacji, która dziś jest rdzeniem francuskiego establishmentu i której przedstawicielom wydaje się, że przynieśli uciemiężonym masom wolność. Tymczasem Houellebecq wykrzyczał im w twarz, że ich hipisowskie ideały i także paryski maj 1968 r. są nic niewarte, a kierująca się nimi kultura jest pełna wynaturzeń. Następny cel ataku był równie trafnie wybrany, a stał się nim model społeczeństwa opartego na konsumpcji, gdzie seks jest towarem jak każdy inny. Bohaterowie "Platformy" postanawiają zorganizować dla bogatych mieszkańców Zachodu infrastrukturę do turystyki seksualnej w krajach Trzeciego Świata na skalę wręcz przemysłową. W kolejnej powieści "Możliwość wyspy" pokazywał Houellebecq fatalne skutki, do których mogą doprowadzić ludzkość eksperymenty genetyczne na sobie samej (zwłaszcza w powiązaniu z kultem młodości). A w nagrodzonej Goncourtami "Mapie i terytorium” kpił ze współczesnych stabloidyzowanych mediów i z siebie jako postaci medialnej.

Jest nią od jakichś 15 lat, nie tylko dzięki swoim książkom, ale też kontrowersyjnym wywiadom. We Francji ma pozycję prawdziwie gwiazdorską, i to do tego stopnia, że kiedy zmieniał wydawcę, koncern, który przejmował prawa do jego książek, w ramach rozliczenia pozwolił mu wyreżyserować film fabularny według "Możliwości wyspy" (który notabene okazał się klęską). Pisarz był też bohaterem głośnej komedii „Porwanie Michela Houellebecqa”. Wszystkie te sukcesy są w pełni zasłużone. Bo nawet jeśli nie wszystkie powieści francuskiego autora są równie udane pod względem artystycznym, to jednego nie można mu odmówić: jak żaden inny współczesny twórca celnie wskazuje bolączki współczesności i stawia nas wobec swoich bezlitosnych diagnoz. To, że wyraża zbiorowe lęki i frustracje, które przeżywają dziś dziesiątki milionów ludzi, nie tylko we Francji, czyni go jednym z najważniejszych pisarzy XXI w. Czyż pokazując islamizację swojego kraju, nie odczytuje trafnie emocji znacznej części rodaków? Premier Valls nie ma racji. Francja to Houellebecq.
Tekst ukazał się w 39/2015 wydaniu tygodnika "Wprost”. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.