Sąd Najwyższy Nowej Południowej Walii w czwartek zadośćuczynił Kathleen Folbigg. Wyrok skazujący kobietę za zabójstwo czwórki dzieci został unieważniony. Sąd uznał, że dowody, które doprowadziły do skazania Australijki, „nie były wiarygodne”. 56-letnia obecnie Folbigg przyjęła z zadowoleniem decyzję sądu. Nie kryła jednak żalu z powodu tego, że jej argumenty przez dwie dekady były ignorowane i odrzucane. – System wolał obwiniać mnie, zamiast zaakceptować fakt, że dzieci mogą umrzeć i czasem umierają nagle, niespodziewanie i boleśnie – powiedziała w w czwartek przed sądem kobieta.
Dzieci umierały jedno po drugim
Sprawa Kathleen Folbigg uznawana jest za jedną z największych pomyłek w sądownictwie Australii. Kobieta w 2003 roku została skazana na 40 lat więzienia za zabójstwo trójki swoich dzieci: Sary, Patricka i Laury oraz nieumyślne spowodowanie śmierci czwartego – Caleba. Dzieci umierały w latach 1989-1999. Najstarsze w momencie śmierci miało 18 miesięcy, najmłodsze – 19 dni. Oskarżyciele twierdzili, że Folbigg dusiła dzieci. Sprawa opierała się na poszlakach. W trakcie procesu wykorzystano pamiętniki Australijki, z których miał wyłaniać się jej obraz jako niestabilnej emocjonalnie matki, skłonnej do gniewu. Zapiski nie były badane przez psychologów ani psychiatrów.
Po 18 latach odsiadki w sprawie Kathleen Folbigg pojawiły się nowe informacje. Grupa naukowców w marcu 2021 roku zwróciła się do gubernatora Nowej Południowej Walii z wnioskiem o wznowienie postępowania i ułaskawienie kobiety. Byli wśród nich wybitni profesorowie, eksperci w dziedzinie medycyny, dwóch laureatów Nagrody Nobla i były prezes Australijskiej Akademii Nauk, prof. John Shine.
Zabiła choroba genetyczna, nie matka
Do walki o uwolnienie Kathleen Folbigg w 2019 roku włączył się zespół kierowany przez Carolę Vinuesę, profesor immunologii i medycyny genomicznej z Narodowego Uniwersytetu Australii. W toku badań prowadzonych przez specjalistów wyszło na jaw, ze dwie córeczki Folbigg miały unikatową mutację genetyczną, którą odziedziczyły po matce.
– Wariant znajdował się w genie zwanym CALM2, który koduje kalmodulinę. Warianty kalmoduliny mogą powodować nagłą śmierć sercową – tłumaczyła prof. Vinuesa w rozmowie z BBC.
Duńczycy, którzy badali patogeniczność wariantu CALM2 twierdzą, że mutacja, która występowała u córek Folbigg była równie poważna, co inne znane warianty CALM. Te powodują arytmię, zatrzymanie akcji serca i nagłą śmierć m.in. u małych dzieci w trakcie snu.
Uważamy, że ten wariant prawdopodobnie przyspieszył śmierć dwojga dzieci płci żeńskiej – podsumowują badacze.
Obie dziewczynki chorowały przed śmiercią, co zdaniem naukowców mogło sprowokować zatrzymanie akcji serca.
A co z dwoma chłopcami, których zabicie także przypisano ich matce? Również u nich specjaliści wykryli potencjalnie śmiertelne mutacje, choć w innym genie – BSN. U myszy wywołują one śmiertelne ataki padaczki.
Czytaj też:
Zofia Merle nie żyje. Była gwiazdą „Misia” i serialu „Alternatywy 4”Czytaj też:
Sensacyjne odkrycie w Stargardzie i cywilizacyjny skok w medycynie