Sędzia prowadzący pierwszy proces ws. korupcji w futbolu przychylił się do wniosków obrońców Ryszarda F. i Mariana D., zobowiązując prokuraturę do przedłożenia kompletnych protokołów wyjaśnień wszystkich oskarżonych w sprawie, a nie tylko protokołów dotyczących działalności Arki Gdynia, której dotyczy proces.
Składający wyjaśnienia jako pierwszy b. prezes Arki Gdynia Jacek M., który skarżony jest o kierowanie grupą przestępczą, w całości nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Odmówił też w większości odpowiedzi na zadawane na sali sądowej pytania.
W odczytanych przez sędziego Wiesława Rodziewicza wcześniejszych wyjaśnieniach M. stwierdził, że będąc prezesem Arki Gdynia zauważył, że funkcjonuje "środowisko związane z F., które chce wpływać na wyniki meczów". "F. przed meczami dzwonił do nas i namawiał do płacenia za wyniki. Decyzję o tym czy w to wchodzimy podejmowaliśmy w kilka osób, z udziałem przedstawiciela kibiców. Na wniosek kibiców przekazywałem po kilka tysięcy, do 10 tys. złotych" - odczytano z wyjaśnień M.
Według wyjaśnień M., z ustawianiem meczów mogli być związani kibice Arki Gdynia. "Do mnie dochodziły żądania od kibiców, abym dawał im pieniądze. Chyba mieli swoje dojścia do sędziów" - odczytano z wyjaśnień oskarżonego.
Jacek M., zapytany przez sędziego, dlaczego przekazywał pieniądze wiedząc, jakie będzie ich przeznaczenie odpowiedział: "Mam zasadę, że nie uciekam jak jest źle i jak jest dobrze też nie. Byłem przekonany, że jak nie będę się na to godził, to będę musiał odejść i straci na tym i klub i stracę ja".
Natomiast Ryszard F. przyznał się do pośredniczenia w przekazywaniu pieniędzy przy trzech meczach piłkarskich Arki Gdynia. Nie przyznał się do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
"Z kopertą nie jeździłem, nie wręczałem korzyści majątkowych. Te zarzuty mnie nie dotyczą. Moja rola polegała na kontaktach, zawsze chętnie porozmawiałem. Ale nie obiecywałem nic nikomu" - powiedział "Fryzjer". Twierdził też, że nie otrzymywał z tego tytułu korzyści majątkowych, a w całej sprawie zrobiono z niego "kozła ofiarnego".
"Jestem ofiarą własnej głupoty polegającej na pomocy innym. Zawsze byłem uczciwy i bezinteresowny, to było wykorzystane przez innych" - mówił b. działacz, który przed sądem wyjaśnienia składał blisko 4 godziny.
Obrońca Ryszarda F. wystąpił do sądu z wnioskiem o zwolnienie jego klienta z trwającego 18 miesięcy aresztu. "Inny oskarżony, który ma zarzut kierowania grupą przestępczą (Jacek M. - przyp. PAP), w areszcie spędził tylko cztery i pół miesiąca. Ponadto F. oskarżony jest teraz o udział w grupie przestępczej, a nie jak wcześniej o jej kierowanie. Jest też człowiekiem schorowanym i powinien opuścić areszt" - uzasadniał mecenas Andrzej Grabiński.
Sędzia nie przychylił się jednak do wniosku i zdecydował, że ze względu na uzasadniona obawę matactwa Ryszard F. pozostanie w areszcie.
W procesie jest 17 oskarżonych: działaczy sportowych Arki Gdynia, sędziów i obserwatorów PZPN. Zarzucono im przyjmowanie, dawanie lub pośredniczenie we wręczaniu łapówek oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi im do 5 lat więzienia.
Wcześniej Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał 17 innych oskarżonych działaczy klubu piłkarskiego Arka Gdynia, sędziów i obserwatorów PZPN, którzy dobrowolnie poddali się karze. Wszyscy zostali skazani od 3 do 7 lat więzienia w zawieszeniu. Oskarżeni musieli też zobowiązać się do oddania łapówek, które przyjęli.