Zmarły kolarz obawiał się Giro

Zmarły kolarz obawiał się Giro

Dodano:   /  Zmieniono: 
Drużyna Leopard-Trek, w barwach której jeździł tragicznie zmarły w poniedziałek na trasie Giro d'Italia belgijski kolarz Wouter Weylandt, nie wycofa się z wyścigu.
- Z szacunku dla rodziny Woutera oraz by móc podzielić się naszym żalem ze światem kolarskim będziemy jechali dalej. Jednak jeśli któryś z  naszych zawodników nie będzie w stanie uczestniczyć w zawodach zaakceptujemy to" - oświadczył dyrektor sportowy Leopard-Trek Brian Nygaard. Start wtorkowego, czwartego etapu poprzedziła minuta ciszy. Kolarze przejadą go wspólnie, nie ścigając się. Linię mety w Livorno jako pierwsi miną zawodnicy Leopard-Trek. Wyniki nie zostaną wliczone do  klasyfikacji generalnej.

Wouter Weylandt przeczuwał zbliżające się nieszczęście. W sms-ie przesłanym trenerowi napisał, że boi się o swoje bezpieczeństwo. "Wyścig jest niebezpieczny i przebiega w nerwowej atmosferze. Przysparza mi sporo zmartwień" - napisał w sms-ie wysłanym do trenera Jefa van den Boscha. Wiadomość zacytowała we wtorek w wydaniu internetowym belgijska gazeta "Het Laatste Nieuws". Gazeta poinformowała także, że do wtorku na stronie Weylandta pojawiło się 44 tysiące kondolencji.

26-letni Belg w czasie zjazdu zaczepił przednim kołem o mur, uderzył w  niego głową, a następnie został wyrzucony w powietrze. W wyniku upadku na asfalt doznał śmiertelnego pęknięcia podstawy czaszki. Do Włoch przyjechali natychmiast po tragicznym zdarzeniu, ojciec oraz żona sportowca Anna oczekująca potomstwa we wrześniu.

Ironią zdarzenia jest fakt, iż Weylandt miał nie startować w Giro d'Italia, a przygotowywać się do udziału w Vuelta a Espana. Do ekipy desygnowano go po tym, jak sprinter ekipy Leopard-Trek Włoch Daniele Bennati doznał kontuzji w czasie wyścigu Tour de Romandie.

zew, PAP