Lisicki odpowiada na zarzuty Amnesty International

Lisicki odpowiada na zarzuty Amnesty International

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lisicki odpowiada na zarzuty Amnesty International (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Amnesty International zwraca się do prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Chodzi o niedawną eksmisję Romów z terenów ogródków działkowych. - Przebywająca tam grupa osób dobrowolnie opuściła teren, zabierając należące do nich rzeczy, po czym służby miejskie administrujące tym terenem przystąpiły do uprzątnięcia zalegających śmieci - odpowiada z kolei Maciej Lisicki, zastępca Adamowicza.
Piętnastoosobowa grupa rumuńskich Romów została wysiedlona 4 sierpnia, a ich mienie miało ulec znacznemu zniszczeniu. Właścicielem terenu, na którym mieszkali, należy do gminy, która postanowiła go "pilnie uporządkować". O sprawie nie powiadomiono pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, którzy odwiedzali Romów i przekonali rodziców jednego z chłopców, by ten od września zaczął chodzić do pobliskiej szkoły. Od tej pory rodziny śpią w namiotach.

Draginja Nadaždin, dyrektorka Stowarzyszenia Amnesty International Polska, zwróciła w swoim liście uwagę na sposób przeprowadzenia przymusowej eksmisji - jej zdaniem, naruszał on prawa człowieka. W zeszłym tygodniu Adamowicz odpowiedział tylko na Twitterze: "Z jednej strony prawo własności musi być uszanowane, z drugiej strony moi współpracownicy muszą przestrzegać zasad i to będę wyjaśniał".

Na to stowarzyszenie wysłało drugie pismo, w którym domagało się szybkiej reakcji, która weźmie pod uwagę zdrowie i życie wyrzuconych Romów.

Wiceprezydent Maciej Lisicki odpowiedział w imieniu miasta, że "4 sierpnia na wezwanie właściciela (Gminy Miasta Gdańska) przebywająca tam grupa osób dobrowolnie opuściła teren zabierając należące do nich rzeczy, po czym służby miejskie administrujące tym terenem przystąpiły do uprzątnięcia zalegających tam śmieci".

I dodaje: "Osoby zajmujące teren miejski były informowane o fakcie nielegalnego pobytu w tym miejscu i były świadome konieczności opuszczenia terenu co najmniej od stycznia 2014 r. oraz nie skorzystały z proponowanej im pomocy, uznając ją za niepotrzebną" - pisze Lisicki.

Jedyne uchybienie wiceprezydent znajduje w "przepływie informacji", z powodu którego "służby MOPR nie zostały poproszone o asystę, co byłoby wskazane w kontekście ich dotychczasowego zaangażowania w sprawę". Wiceprezydent zapewnia przy tym, że "na przyszłość instytucje zajmujące się administrowaniem nieruchomościami w Gdańsku zostały zobowiązane do korzystania z wyspecjalizowanych pracowników MOPR w przypadku zaistnienia podobnych zdarzeń".

Co na to Amnesty International? "Problem dotyczy społeczności wyjątkowo zmarginalizowanej - odpowiada prezydentowi Draginja Nadaždin. - Ich marginalizacja wynika zarówno z braku wykształcenia i odpowiedniej znajomości języka społeczeństwa większościowego, jak i braku zaufania i z lęku przed policją i strażą miejską. Osoby te nie rozumieją rzeczywistości, szczególnie rzeczywistości prawnej. Nie mają świadomości, że mogą protestować czy odwoływać się od konkretnych decyzji urzędowych. W tym kontekście wydaje się, że ciężko jest mówić o dobrowolności opuszczenia przez nich baraków, które stanowiły ich dom".

"Nie mamy też żadnych dowodów jakoby podjęto rzetelne konsultacje ze społecznością i prawidłowo zakomunikowano alternatywy dla wysiedlenia" - pisze Nadaždin. - "Osoby te zostały postawione przed faktem dokonanym, ich mienie oraz miejsce, które stanowiło ich dom, zostało zniszczone. Takie działanie jest niedopuszczalne i stanowi naruszenie prawa. Za niedopuszczalne należy również uznać twierdzenie, że ktoś mógłby się na takie działanie dobrowolnie zgodzić".

Na zakończenie dyrektorka stowarzyszenia wzywa prezydenta Adamowicza "do rozpoczęcia rzeczywistego dialogu z wysiedlonymi oraz zapewnienia poszanowania ich prawa do mieszkania i bezpieczeństwa".

Gazeta.pl