Wszystko to rozegrało się w ciągu dwóch minut, co jest dość krótkim czasem jak na pampeluńskie biegi.
Rozpoczęta we wtorek fiesta "sanfermines" to nieustanne zabawy, parady, koncerty i tańce, ale siedem gonitw byków i ludzi, zwanych encierros, jest jej największą atrakcją. Biegnący mają do pokonania 825 metrów dzielących zagrodę dla byków od areny, na której po południu zwierzęta te tradycyjnie giną.
Pampeluńską fiestę, której początki sięgają XVI wieku, spopularyzował w dwudziestoleciu międzywojennym Ernest Hemingway w krótkiej powieści "Słońce też wschodzi". Co roku przybywa na nią mnóstwo gości z Hiszpanii i z zagranicy. W tym roku oczekuje się dwóch milionów gości.
Od roku 1924, kiedy rozpoczęto prowadzenie statystyk "sanfermines", w encierros zginęło 14 osób. Ostatnią śmiertelną ofiarą był w ubiegłym roku 62-letni Fermin Etxeberria z Pempeluny.
Rannych jest zawsze sporo, tym bardziej, że nieodzownym elementem pampeluńskiej fiesty jest nocna zabawa do upadłego, a do biegów zgłaszają się ludzie jeszcze podochoceni alkoholem. Niejeden z wyczerpanych uczestników gonitw ma za sobą kilkanaście godzin nieustannej imprezy, tymczasem do obrony przed rozjuszonym zwierzęciem - co najwyżej zwiniętą w rulon gazetę.
em, pap