"Na kobitkę i prymusa". Co robią kursanci, by zdać egzamin na prawo jazdy?

"Na kobitkę i prymusa". Co robią kursanci, by zdać egzamin na prawo jazdy?

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. wellphoto / Fotolia.pl) 
Niedoszli kierowcy zachodzą w głowę, co zrobić, by zmiękczyć serca egzaminatorów WORD. W końcu jednak dopada ich smutna refleksja: wynik egzaminu to loteria, a właściwie gra w trzy karty. Z góry zakłada się tutaj ich przegraną - egzaminator to kat, a nie sędzia.

Na warszawskim placu manewrowym Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego przy Odlewniczej wszyscy mają nadzieję, że tym razem się nie potkną. Inni polegną, ale oni zdadzą. Siedzimy na ławeczkach przed wejściem na plac, praktycznie każdy kursant przyszedł z kimś bliskim. Bez trudu rozpoznaję, kto jest kto. Ci drudzy, czyli mężowie, ojcowie, koleżanki – mądrzą się i dużo mówią. Doradzają. „Na łuku dokręć mocniej w prawo. Mocniej!” albo „Samochód to nie traktor. Puszczaj sprzęgło delikatnie”. Ci, którzy zaraz rozpoczną egzamin, raczej nie słuchają. Stoją bez ruchu, z kamienną twarzą, wzrok wbijając w linie i tyczki.

Białe linie na ziemi pokazują, gdzie jest łuk, gdzie miejsce do parkowania, gdzie górka. To linie strachu. Wzdłuż nich wyrastają biało- -czerwone, wysokie tyczki. Chwieją się, gną na wietrze, łatwo je przewrócić. To słupki grozy. W rzędzie stoją zaparkowane srebrne skody z literką L na dachu. Dziś jest jeszcze bardziej ponuro niż zwykle, wieje silny wiatr, nie ma słońca. Egzaminowani nerwowo palą papierosy i myślą o swojej taktyce. Ożywiają się trochę, gdy im mówię, że jestem dziennikarką. Każdy ma inny sposób na egzamin. Czyj okaże się najskuteczniejszy?

NA KOBITKĘ

– Nie wygłupiaj się, prawie każdy egzaminator to facet – Katarzyna Ziółkowska, 20-letnia studentka ekonomii, jest przekonana, że wreszcie znalazła klucz do sukcesu. Dziś zdaje trzeci raz, ma nadzieję, że ostatni. Uważa, że jeździ już bardzo dobrze, ale za każdym razem instruktor do czegoś się przyczepiał. Tym razem będzie mu trudniej – specjalnie włożyła kusą spódniczkę, a usta pomalowała na czerwono. – Jak będzie trzeba, to się rozpłaczę. Nic w tym złego, to czysta psychologia! – mówi. Zalotnie wita się z egzaminatorem, seksownie odgarnia włosy z twarzy. Pierwsza wychodzi na plac. Chwilę później wraca zapłakana.

NA PRYMUSA

Egzaminować tak długo, aż powinie się noga. To, że wielu egzaminatorów tak robi, przyznaje nawet Krzysztof Szymański, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców. Wielu jego kolegów robi wszystko, aby młody kierowca wreszcie popełnił błąd. – Zastawiają pułapki, wybierają najtrudniejsze skrzyżowania, każą wykonać karkołomne manewry, zamiast skupić się na ocenie bezpieczeństwa uczestnictwa w ruchu drogowym. Na takim egzaminie wyłożyłby się niejeden zawodowy kierowca, instruktor czy nawet egzaminator – twierdzi. Na szczęście nie wie o tym Marcin Pietrzak, 20-letni student SGGW, który dziś zdaje po raz czwarty. Ma przeczucie, że tym razem mu się uda. Choć właściwie to nie przeczucie, tylko racjonalne myślenie. Po prostu się nauczył. Za pierwszym razem wydawało mu się, że można po prostu przyjść i zdać. Teraz zrozumiał, że nie można.

– Tym razem mnie nie zagną, bo umiem jeździć lepiej niż oni – odpowiada pewnie. Tylko w ostatnich tygodniach Marcin wziął 20 dodatkowych godzin doszkalających. Policzył, że w sumie od początku kursu wydał na różne szkolenia i jazdy 10 tys. zł. W ostatnim połowę wykupionych lekcji wyjeździł w okolicach ulicy Odlewniczej, czyli tam, gdzie zdaje egzamin. Zna więc wszystkie pułapki. Od miesiąca też jeździ z ojcem na parking przed supermarketem. – Wykorzystuję po prostu każdą sytuację, żeby pokręcić kółkiem – kwituje i poprawia okulary, które nadają mu wygląd prymusa.

"TO DZIAŁA JAK FALA W WOJSKU"

Krzysztof Klejna, założyciel portalu e- -Kierowca.pl i właściciel Ośrodka Szkolenia Kierowców „Klejna Auto”, przyznaje, że egzaminatorzy nieraz stawiają wymagania, które sprawiłyby kłopoty zawodowcom. – Wielu zapomina, że egzamin na podstawowe kategorie zdają ludzie o kilkunastokrotnie mniejszych umiejętnościach niż oni – mówi. Jego zdaniem winny jest system, a najbardziej sposób, w jaki się szkoli samych szkoleniowców. To działa jak fala w wojsku: skoro ja byłem bity, to teraz też będę bił – uważa Klejna. Wie, co mówi, kilka lat temu sam zdobył uprawnienia egzaminatora. – Kurs, trudny egzamin, a potem pogoń za miejscem pracy w WORD-ach polega na umiejętności wykoszenia przeciwników. Przez to tworzy się roboty, które nie są w stanie na żadnego kierowcę spojrzeć przychylnym okiem – ocenia.

Więcej na temat funkcjonowania ośrodków egzaminacyjnych przeczytasz w specjalnym raporcie, który znajdziesz w najnowszym wydaniu "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay