"Macho jest w Polsce w modzie. A że czasem bije, to inna sprawa"

"Macho jest w Polsce w modzie. A że czasem bije, to inna sprawa"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
- Agresja jest gdzieś w Polsce postrzegana jako atrybut męskości. Mężczyzna twardy, małomówny, potrafiący uderzyć, oczywiście dobry i dbający to polski typ kulturowy – mówi w rozmowie z Wprost.pl Agnieszka Bratkiewisz, psycholog SWPS. Coraz częściej wychodzi jednak na jaw, że ten męski mężczyzna potrafi uderzyć. I że przemoc domowa nie jest, jak mogłoby się wydawać, domeną niższych sfer. W tych wyższych po prostu częściej się ją ukrywa.
Izabela Smolińska: Dlaczego kobiety nie odchodzą od partnerów, którzy się nad nimi znęcają?

Agnieszka Bartkiewicz: Wchodzi tu w grę kilka aspektów. Dla społeczeństwa jest oczywiste, że kobieta, która nie ma zabezpieczonego zaplecza finansowego i socjalnego nie chce odejść od partnera, kiedy wiąże się to z dużym pogorszeniem statusu. Dzieje się tak nawet kiedy - obiektywnie rzecz biorąc - ten status byłby w miarę niezły, ale o wiele gorszy od tego, w którym funkcjonowała z partnerem. To może być problem także dla bogatszych kobiet.

Chyba nie dla Katarzyny Figury?

Tu istotne są inne wątki. Ważna jest kwestia relacji z agresorem, czyli partnerem. Wiążemy się z kimś, kto wydaje nam się absolutnie wspaniały. Dostrzegamy mnóstwo jego zalet a bycie z nim wydaje się nam się psychologicznie nagradzające. Czujemy się doceniane, mamy dobre samopoczucie...

Czytaj też: Przemoc w wersji lux. "Dwa razy dostała w twarz, nie chciał zostawiać śladów"

Ale kiedy dochodzi do przemocy, to samopoczucie się zmienia. Dlaczego nawet wtedy kobiety milczą?

Chodzi tu też o proces interakcji z otoczeniem społecznym. Choć osoba, która przyzna się dzisiaj do doznawania przemocy fizycznej dostaje dużo wsparcia, to jednak fakt, że stałą się ofiarą, bywa tez czasem postrzegany jako pewien rodzaj stygmatyzacji. Pojawia się też rozumowanie: "co z nią jest nie w porządku?”.

Kobiety boją się, że będą oceniane?

Tak, zwłaszcza jeżeli przynależą do wyższej sfery. Często mają poczucie, że związki przemocowe są raczej atrybutem niższego poziomu, tak to się kojarzy. Biedna, słabiej wykształcona kobieta może sobie pozwolić, żeby być ofiarą, ale znana raczej nie, więc kłamie i publicznie zapewnia, że wszystko jest w porządku. A po pierwszym kłamstwie wstyd się przyznać, że się wstydziło. W ten sposób narasta spirala milczenia.

Zwłaszcza, jeżeli przemoc dotyczy symbolu kobiecości i seksu w Polsce...

Tak, wtedy sprawa robi się bardzo publiczna. Skoro kobieta od trzech lat jest bita, nie może się przyznać, bo ludzie uznają, że jest niewiarygodna; przecież mówiła, że wszystko u niej dobrze. Kiedy w związku pojawia się wątek przemocy, początkowo jest wypierany, bo partner daje tyle przyjemności, że kobieta stara się koncentrować na jego dobrych stronach, pomniejszając te złe.

Ofiary stosują wyparcie?

Pewnego rodzaju tak. To są mechanizmy obronne, takie tłumaczenie: "bije tylko czasem”, "bije nie dlatego, że jest zły, tylko strasznie się zdenerwował”, "bo miał zły dzień”, "bo coś mu nie wyszło”. To są wszelkiego rodzaju usprawiedliwienia, które mają sens, kiedy pomyśli się, że mowa jest o człowieku, w którym się zakochało. Często też, paradoksalnie, to że ukrywa się przemoc buduje więź z agresorem, pojawia się specyficznie pojmowana lojalności, oparta na stwierdzeniu: "dzielę pewien sekret, wspólnie staramy się, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Nawet kiedy jest źle, to my jesteśmy drużyną i gramy do jednej bramki”.

To drużynowe granie kończy się, kiedy agresja przenosi się na dzieci. Kobiety wtedy odchodzą. Tak było też w przypadku Katarzyny Figury.

I jest bardzo pozytywny aspekt. Często kobieta doznająca przemocy zaczyna żywić przekonanie, że albo częściowo na tę przemoc zasługuje, albo jest ona wytłumaczalna i wtedy atak na dzieci może bardzo pomóc.

A czy tu nie chodzi trochę o wygodę? Mąż od czasu do czasu bije, ale też zapewnia życie na odpowiednim poziomie, wiec przemoc, jeżeli nie dotyczy dzieci, można jakoś znieść?

Nie nazwałabym tego może wygodą, bo niekoniecznie się to z nią łączy, ale pewnego rodzaju bilansem. Jest tyle pozytywów, że w subiektywnym odczuciu danej kobiety przeważają one nad negatywnymi konsekwencjami przemocy, szczególnie, jeżeli jest ona sporadyczna. Nie mówiąc o tym, że u większości kobiet dochodzi do absolutnie błędnej interpretacji własnej sytuacji. Sporo kobiet słusznie rozumuje, że to partner ma problem, ale próbuje go rozwiązać, zmieniając własne zachowanie. Stara się być cichszą, uleglejszą, nie prowokować. Tymczasem w większości przypadków problem agresora polega na tym, że nie potrafi on kontrolować własnych impulsów, również wściekłości i gniewu, a uległe zachowanie drugiej strony może traktować jako zachętę czy wręcz pewnego rodzaju przyzwolenie. To jest interakcja dwustronnie wpływająca.

Ta interakcja rodzi się i wzmacnia w trakcie trwania związku, ale często też kobiety, odchodząc od jednego mężczyzny, przy którym doświadczają przemocy wiążą się z innym, który postępuje tak samo. Są kobiety, które mają predyspozycje do tego, żeby być ofiarami?

Trochę inaczej bym to określiła. Tak, są kobiety, którym przydarza się to częściej niż innym. Nie dlatego, że mają predyspozycje ku temu, żeby stać się ofiarami – bo to brzmi jakby miały jakąś skazę i zawsze trzeba było je źle traktować – wiąże się to z ich interpretacją sytuacji. Kobiety, które doświadczały przemocy, widziały jej dużo czy też pochodzą ze środowisk, w których przemoc była uznawana za naturalną i wpisaną w rzeczywistość – a nasza polska jeszcze kilkadziesiąt lat temu taka właśnie była – akceptują agresję. Są przyzwyczajone do tego, że mężczyzna bezkarnie mógł uderzyć kobietę.

Czyli pozwolenie na przemoc leży gdzieś w kulturze?

Tak. Pewien model macho, który jest serwowany, to mężczyzna twardy, małomówny, brutalny, potrafiący uderzyć, oczywiście też dobry i dbający. Agresja jest gdzieś ciągle postrzegana jako atrybut męskości.

A coraz częściej krytykuje się ją publicznie. Przypadków przemocy jest coraz więcej, czy po prostu są dzisiaj bardziej na świeczniku mediów?

Tych przypadków jest ciągle tyle samo. Po prostu zaczyna się je ujawniać i o nich mówić. Przemoc zawsze istniała, tylko była niejawna.