Interpol staje się narzędziem władzy a nie prawa

Interpol staje się narzędziem władzy a nie prawa

Siedziba Interpolu w Lyonie
Siedziba Interpolu w Lyonie Źródło:Wikipedia / Massimiliano Mariani, CC BY-SA 3.0
Największa organizacja policyjna świata zamienia się w światowe pośmiewisko. Po tym, jak jej dotychczasowy szef został aresztowany w Chinach za korupcję, jego następcą ma być generał rosyjskiej milicji, używający Interpolu do nękania przeciwników Kremla.

Kurz, wzniecony po wielkim skandalu z szefem Interpolu jeszcze nie opadł, a delegaci na zjazd tej międzynarodowej organizacji już przygotowują następną niespodziankę. Meng Hongwei stracił posadę po tym, jak w Chinach zatrzymano go pod zarzutem korupcji. Wtedy wydawało się, że nie może być nic bardziej kompromitującego dla międzynarodowej organizacji policyjnej niż szczere zdziwienie i kompletna niewiedza, co stało się z jej szefem, który udał się z rutynową wizytą do ojczyzny. To jednak nic w porównaniu z tym, czego dowiadujemy się przy okazji dorocznego zjazdu Interpolu, trwającego właśnie w Dubaju.

Okazuje się bowiem, że faworytem do zastąpienia skorumpowanego milicjanta z Chin jest milicjant z Rosji. Nie mam nic przeciwko rosyjskim milicjantom. Wiem też dobrze, że niedawno Moskwa zerwała z tym komunistycznym nazewnictwem i zaczęła używać bardziej cywilizowanego terminu policja. Problem w tym, że kandydat Kremla do kierowania światowym stowarzyszeniem policjantów to nie jest taki byle jaki rosyjski milicjant, czy też policjant. Generał major Aleksander Prokopczuk od lat kieruje moskiewskim biurem Interpolu i jest żywym dowodem na to, że odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu może z tej instytucji uczynić wygodne narzędzie prześladowania przeciwników Kremla. To generał Prokopczuk wydał tzw. czerwony alert Interpolu, rodzaj zawiadomienia do wszystkich policji świata o poszukiwaniu danego człowieka. I któż wpadał w te sidła? Czy byli to rosyjscy gangsterzy, albo może agenci wywiadu, mordujący na zlecenia Kremla ludzi w różnych częściach świata? Nic z tych rzeczy.

Generał Prokopczuk specjalizował się dotąd w używaniu Interpolu do nękania każdego, kto nadepnął na odcisk Putinowi lub komuś z jego otoczenia. Lista jest długa. Są na niej np. szef estońskiego wywiadu i działacz antysowieckiej opozycji w Estonii, Eerik Niiles Kross, czeczeński działacz emigracyjny Ahmed Zakajew czy amerykański biznesmen Bill Browder, który doprowadził do uchwalenia przez Kongres USA tzw. ustawy Magnickiego, otwierającej długą już dziś listę sankcji wobec putinowskiej Rosji. Na każdym z nich wisi czerwony alert, podpisany przez generała Prokopczuka. Niektórzy z nich, jak Zakajew w Polsce czy Browder w Hiszpanii byli nawet czasowo zatrzymywani na wniosek Rosji.

Pomyślmy, jakie możliwości zyska teraz Kreml, umieszczając tak sprawnego czynownika w kwaterze głównej Interpolu. Oczywiście znam te argumenty, które mówią, że przecież szef tej instytucji to jedynie honorowe stanowisko, bo bieżącą działalnością zajmuje się porządny policjant z Niemiec. Słyszeliśmy to już wtedy, gdy Pekin wstawiał do Interpolu swojego człowieka. Wtedy też ostrzegano, że Meng będzie ścigał chińskich dysydentów. Wiele można Chińczykom zarzucić w kwestii praworządności, ale to jednak nie ich agenci hulają bezkarnie po całym świecie i nie ich kraj jest w stanie ledwo skrywanego konfliktu z Zachodem. Rosjanie najechali Ukrainę i prowadzą brudną wojnę w Syrii, nie mówiąc o rozmaitych działaniach hybrydowych, odbijających się czkawką zachodnim demokracjom od USA po Wielką Brytanię, Niemcy czy Francję. Nagrodą za te działania niech będzie umieszczenie zaufanego kremlowskiego generała milicji na czele Interpolu. To już chyba będzie ostateczny blamaż tej jakże użytecznej w zamyśle instytucji. Może należałoby przy okazji zaprzysiężenia Prokopczuka na jej szefa w ogóle zmienić cały zamysł i jasno stwierdzić, że Interpol będzie teraz narzędziem władzy a nie prawa.

Źródło: Wprost