Łódź. Naukowcy strzelali do zwłok. Prokuratura umorzyła postępowanie

Łódź. Naukowcy strzelali do zwłok. Prokuratura umorzyła postępowanie

Zwłoki w prosektorium, zdj. ilustracyjne
Zwłoki w prosektorium, zdj. ilustracyjne Źródło:Fotolia / sudok1
Sprawa strzelania do ludzkich zwłok w ramach eksperymentu przeprowadzonego przez naukowców z Zakładu Medycyny Sądowej UM w Łodzi wzbudziła duże poruszenie. Teraz okazuje się, że prokuratura umorzyła postępowanie, mimo że naukowcy nie mieli zgody na prowadzenie takich badań.

Sprawa kontrowersyjnych eksperymentów na ludzkich zwłokach stała się głośnia w czerwcu 2019 roku, gdy poinformował o niej lokalny portal wiadomosci-lodz.pl. W 2011 roku naukowcy z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi sprawdzali, jak niebezpieczne dla ludzi są pistolety pneumatyczne dostępne w Polsce bez zezwolenia. Wyniki swoich badań opublikowali w zagranicznym czasopiśmie naukowym „Journal of Forenesi Sciences”.

Kontrowersyjne badania bez zgody prokuratury

Problem polega na tym, że badania na ciałach osób o nieustalonej tożsamości były prowadzone bez poinformowania prokuratury. Do zwłok strzelano przed przeprowadzeniem sekcji w miejskim prosektorium. Dodatkowo, do protokołu sekcji nie wpisywano informacji o takim eksperymencie, żeby nikt się o nim nie dowiedział.

W tym czasie łódzkim Zakładem Medycyny Sądowej kierował prof. Jarosław B., jeden z ekspertów smoleńskiej podkomisji Antoniego Macierewicza, który w innej sprawie jest oskarżany o malwersacje finansowe i stworzenie w zakładzie „prywatnego folwarku”. To również on był autorem ekspertyzy ws. śmierci Igora Stachowiaka i wspierał policjantów z Konina i Kutna, którzy podejrzewani są o zastrzelenie i postrzelenie obywateli. Profesor B. wciąż pracuje na łódzkiej uczelni, chociaż już nie jako kierownik zakładu.

Wracając jednak do kwestii kontrowersyjnych badań, Onet rozmawiał o nich z różnymi pracownikami ZMS w Łodzi, którzy opowiedzieli o poczuciu bezkarności, jakie miał odczuwać Jarosław B.

Kiedyś przypadkiem weszłam do sali sekcyjnej. Na stole leżały świeże zwłoki mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Miały liczne rany w okolicach brzucha jak od broni śrutowej. Pytałam szefa laborantów, czy to jakieś zabójstwo? A on się zaśmiał i mówi tak: Ania S. z chłopakami sobie strzelają. A ja na to: jak to wpiszą w protokół? Przecież to powinno być odnotowane w dokumentach. No i pytałam, czy mają zgodę? Szef laborantów znowu się zaśmiał i powiedział, że nasz szef prof. Jarosław B. powiedział, żeby nigdzie tego nie wpisywać. Nasz szef faktycznie uważał, że jemu wszystko wolno, zatracił się, a władze uczelni tolerowały różne jego zagrania — miał usłyszeć Onet.

Prokuratura umarza cztery wątki postępowania

Jak informuje Onet, już w grudniu 2020 roku Prokuratura Okręgowa w Ostrowie Wielkopolskim, która badała sprawę nieuprawnionego strzelania do ludzkich zwłok po tym, gdy wyszła ona na jaw, umorzyła wszystkie cztery wątki postępowania z nią związane. O postanowieniu nie było wiadomo aż do tej chwili.

W pierwszym wątku prokurator Maciej Antczak stwierdził, że nie ma mowy o przestępstwie znieważenia zwłok, mimo braku wiedzy i zgody na kontrowersyjny eksperyment prokuratury, bo nie doszło do manifestacji pogardy wobec zwłok, które zostały wykorzystane do celów naukowych. W drugim wątku prokuratura badała, czy prof. Jarosław B. przekroczył uprawnienia, czy wydawał podwładnym bezprawne polecenia w sprawie dokumentowania przebiegu eksperymentu oraz, czy wprowadził w błąd Prokuratora Okręgowego w Łodzi w sprawie terminu jego przeprowadzenia. Jednak mimo dość wyraźnych dowodów zwłaszcza na to ostatnie, uznano, że doszło do przedawnienia karalności czynu.

Sam B. przesłuchiwany przez prokuraturę miał zasłaniać się niepamięcią. „Nie pamiętał, jaki był jego wkład w badania, nie pamiętał czy wydawał polecenia odnośnie dokumentowania sekcji zwłok. Był współautorem opracowania, co wynikało ze zwyczajowego wpisywania go jako współautora ze względu na pełnioną funkcję” — wynika z decyzji o umorzeniu śledztwa.

Do poświadczenia nieprawdy przez jednego z lekarzy biorących udział w eksperymencie miało z kolei nie dojść, bo nie on wypełniał dokumentację. Z kolei nie można zarzucić liderce eksperymentu Annie S., bliskiej współpracowniczce Jarosława B., że składała fałszywe oskarżenia, mówiąc, że najprawdopodobniej eksperyment rozpoczął się po uzyskaniu zgody łódzkiej prokuratury, bo twierdziła, że wydarzeń „nie pamięta” i używała zwrotu „najprawdopodobniej”.

Jeden z pracowników ZMS w rozmowie z Onetem przekonuje, że prokuraturze nie zależało na rzetelnym wyjaśnieniu sprawy, bo „obie strony mają na siebie haki”.

— Gdyby stawiać zarzuty, to nie tylko medykom sądowym za eksperyment prowadzony bez zgody prokuratury oraz bez wiedzy rodzin zmarłych osób. Również sami prokuratorzy mogliby dostać rykoszetem, bo tajemnicą poliszynela było to, że choć powinni, nie pojawiali się na sekcjach zwłok w łódzkim ZMS. Dlatego w moim odczuciu sprawa została zamieciona pod dywan, by nikomu nie spadł włos z głowy. Powinna odbyć się teraz rzetelna kontrola poselska oraz NIK-u — mówi Onetowi pracownik ZMS.

Ostrowska prokuratura twierdzi z kolei, że brak jest podstaw do ścigania łódzkich prokuratorów za domniemaną nieobecność podczas sekcji zwłok, gdyż „ustalenia nie wykazały”, aby eksperymenty odbywały się w czasie sekcji z udziałem prokuratorów.

Czytaj też:
Dezerter Emil Cz. skazany prawomocnym wyrokiem. Nie chodzi o ucieczkę na Białoruś

Źródło: Onet.pl / Wprost.pl