Rozsypany układ, czyli jak góra urodziła mysz. 15 lat tłumaczeń w sądzie i niewielkie kary

Rozsypany układ, czyli jak góra urodziła mysz. 15 lat tłumaczeń w sądzie i niewielkie kary

Na wyrok w tej sprawie czekano kilkanaście lat
Na wyrok w tej sprawie czekano kilkanaście lat Źródło:Shutterstock
Przez piętnaście lat kilku wysokich urzędników Ministerstwa Finansów tłumaczyło się przed sądem z zarzutu łapówkarstwa. Kiedy zapadł wyrok, zostali skazani na niewielkie kary dawno już odcierpiane w areszcie.

16 maja 2006 r. w samo południe funkcjonariusze CBŚ wyprowadzają z Ministerstwa Finansów skutych kajdankami dyrektorów Sławomira M. i Andrzeja Ż. Przed gmachem stoją kamery telewizyjne. Na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zawiadamia, że lista aresztowanych jest dłuższa, bowiem „został rozbity układ; trwające od lat machinacje w Ministerstwie Finansów dobiegły końca”.

Media informują, że zatrzymani dyrektorzy zarabiali duże pieniądze na pisaniu przepisów podatkowych specjalnie pod gangsterów. Tworzono ukryte luki prawne, a wiedzę, jak z nich korzystać udostępniano za grube łapówki. Pada nazwisko znanego biznesmena, właściciela Farmutilu, Henryka Stokłosy.

Akt oskarżenia liczy 383 strony.

16 lat później Sąd Rejonowy Warszawa Śródmieście ogłasza w tej sprawie wyrok. Góra urodziła mysz. Część zarzutów została umorzona, skazani na 1,5 roku do 2 lata więzienia nie pójdą za kraty, bo w poczet kar zaliczono im areszt. Jeśli odwołają się do sądu drugiej instancji mają szanse zająć pierwsze miejsce na liście najdłużej siedzących w ławie oskarżonych III RP. Na razie wyprzedza ich były minister skarbu Emil Wąsacz, który uniewinniającego wyroku doczekał się po 20 latach.

Weekendowe wyjazdy

Śledztwo w sprawie korupcji w Ministerstwie Finansów zaczęło się od skradzionego Volvo S80. Samochód był zarejestrowany na podstawie podrobionych dokumentów. Dostał go jako łapówkę urzędnik warszawskiej skarbówki. Po nitce do kłębka policjanci dotarli do gangu „Grafa”, którego członkowie przekupywali urzędników Ministerstwa Finansów.

Jedną ze skorumpowanych pracownic tego resortu okazała się Elżbieta Z. Kiedy trafiła do aresztu w kwietniu 2006 r., szybko zdecydowała się na współpracę z organami ścigania. Poinformowała śledczych o jej wyjazdach z przełożonym Andrzejem Ż. dyrektorem departamentu systemu podatkowego Ministerstwa Finansów do posiadłości byłego senatora Henryka Stokłosy. Ten znany przedsiębiorca nigdy nie fatygował się do ministerstwa po cenne dla zawartości jego portfela decyzje. To dyrektorzy departamentów podatkowych antyszambrowali w progu jego pałacyku.

Źródło: Wprost