Chore pomysły ministra

Chore pomysły ministra

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przeznaczanie pieniędzy na państwową służbą zdrowia jest równoznaczne z wyrzucaniem ich w błoto.
Nawet jeżeli uznamy za konieczne, aby ubezpieczenie zdrowotne było obowiązkowe (w USA jest dobrowolne i jakoś świat się nie wali), to na pewno nie jest obowiązkowe istnienie państwowych placówek służby zdrowia. Narodowy Fundusz Zdrowia po prywatyzacji przychodni i szpitali kupowałby usługi na wolnym rynku. Rządu nie interesowałyby już strajki lekarzy czy pielęgniarek. Prywatne placówki ochrony zdrowia starałyby się o najlepszy personel, co rozwiązałoby problem płac.

Skoro wszystko jest takie proste, dlaczego nikt tego nie zrobi? Otóż na państwowej służbie zdrowia pasożytuje kilkanaście silnych grup interesów. Dla przykładu: od lat blokują one wprowadzenie komputerowego Rejestru Usług Medycznych, który kosztuje około 500 mln zł, a już w pierwszym roku działania przyniósłby minimum 3 mld zł oszczędności. Te same grupy interesu będą sprzeciwiały się prywatyzacji służby zdrowia, gdyż żaden prywatny właściciel szpitala nie pozwoli się okradać.

Najgorsze w polskim systemie opieki zdrowotnej jest, że jeżeli człowiek naprawdę potrzebuje pomocy lekarza np. w postaci operacji łękotki, to i tak musi korzystać z prywatnej służby zdrowia, bo państwowa wyznacza mu termin za rok-dwa.