Agnieszka Holland dla „Wprost”: Nie stawiałam sobie celu „zmienić wynik wyborów w Polsce”

Agnieszka Holland dla „Wprost”: Nie stawiałam sobie celu „zmienić wynik wyborów w Polsce”

Agnieszka Holland
Agnieszka Holland Źródło:PAP / Archiwum Kalbar
To nie jest film o przesłaniu: „Wpuszczajmy wszystkich”. Zjawisko migracji łączy kilka wymiarów: humanitarny i moralny, ale również geopolityczny, a nawet logistyczny. Co robić w państwie, które nie jest przystosowane do przyjmowania obywateli z innych stref kulturowych? Jak dać im narzędzia do życia w Europie? – o nowym filmie pt. „Zielona granica” w rozmowie z „Wprost” mówi Agnieszka Holland. I dodaje: – Władza pewnie będzie miała zakusy, aby wykorzystać ten film do jeszcze silniejszego walenia w bębny propagandy.

Krzysztof Kwiatkowski: Dlaczego zrobiła pani „Zieloną granicę”?

Agnieszka Holland: Bo się wkurwiłam. Nie można wiecznie rozglądać się i czekać, aż ruszą się inni.

Podobne uczucia towarzyszą wielu ludziom od dawna.

Są powszechne, ale może nie tak silne? Może to nie wściekłość, tylko twitterowo-facebookowe wzburzenie? Gniew, który okazuje się płytki i wypala się po serii z kapiszonów i sztucznych ogniach? Albo wolimy tłumić w sobie niezgodę i chodzić po świecie nabuzowani jak Adaś Miauczyński w „Dniu świra”? Tym bardziej szanuję ludzi, którzy starają się budować trochę lepszy świat.

Portretuje pani , ale również tych, którzy rzucają swoje zwyczajne życie i pomagają im przetrwać. Film jest dla hołdem dla aktywistów?

Oczywiście. Spędziłam z nimi sporo czasu. Pozornie ich motywacje wydają się oczywiste. Tuż obok pojawili się ludzie, którzy mogą umrzeć, jeśli ktoś nie zaniesie im butelki wody, jedzenia albo ciepłego swetra.

Ale w filmie chciałam zadać głębsze pytanie, na które na co dzień często brakuje nam czasu: skąd w ogóle bierze się w człowieku dobro?

Oraz: ile kosztuje?

Kiedy nasze działania są społecznie akceptowane, jak na początku fali uchodźców z Ukrainy, cena nie jest aż tak wielka. Przekłada się na złożone i nieoczywiste doświadczenie obcowania z drugim człowiekiem, który jest od nas zależny. Wiele osób na własnej skórze przekonało się, że to bywa trudne. Zaprosili do domu cierpiących ludzi. Potem okazało się, że oni też mają swoje trudne nawyki, że bywają uciążliwi. Tak jak w czasie wojny.

Sprawiedliwi, którzy ukrywali Żydów, musieli wynosić kubły z odchodami albo uciszać przechowywane na strychach rodziny.

Pomoc Ukraińcom w pewnym momencie była niemal normą. Inaczej niż na granicy białoruskiej.

Tam aktywiści działają wbrew wszystkim, po kryjomu, a ich praca jest kryminalizowana. Jednak wbrew swoim interesom i ogólnemu trendowi, znajdują w sobie imperatyw, aby pomagać. Ich poświęcenie to dla nas coś więcej niż alibi. Szczerze wierzę, że bez takiego dobra nie moglibyśmy mówić o przyszłości. Wartości, które młóci się w kazaniach i na wiecach, okazują się realne. Istnieją. Tylko bardzo trudno je realizować.

Cały wywiad dostępny jest w 36/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.