Poszkodowani w wypadku w Serbii wychodzą ze szpitala

Poszkodowani w wypadku w Serbii wychodzą ze szpitala

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. AF PAP Źródło:PAP
Cztery spośród 46 osób poszkodowanych w piątkowym wypadku w Serbii osób, które wróciły rano rządowym samolotem do kraju, wyszło na własne żądanie ze szpitala. Lekarze mówią, że większość z nich ma lekkie obrażenia i chwalą profesjonalizm serbskich lekarzy.

Prawdopodobnie w poniedziałek szpitale w Serbii będzie mogło opuścić pięcioro z 13 najciężej rannych osób, których stan nie pozwalał na transport w sobotę do Polski. Takie wiadomości przedstawiciele wojewody otrzymali po porannej ocenie stanu zdrowia rannych, dokonanej przez serbskich lekarzy. Według wcześniejszych informacji, stan trzech osób, które pozostały w Serbii, jest dobry; to dziewczynka, przebywająca na obserwacji w szpitalu w Belgradzie, kobieta z obrażeniami żeber hospitalizowana w Zvornicy oraz mężczyzna, który pozostał w szpitalu w Nowym Sadzie ze względu na leczoną tam żonę. Cztery inne przebywają na oddziałach chirurgicznych, a sześcioro najciężej rannych - na intensywnej terapii. Ich stan jest poważny, ale stabilny.

Spośród tych, którzy wrócili rano rządowym tupolewem do kraju cztery osoby po przebadaniu wyszły już na własną prośbę ze szpitala. Wśród nich były dwie dziewczynki, które po przylocie do Polski trafiły do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach (GCZD), a także dwoje dorosłych, którzy byli badani w Szpitalu Wojewódzkim im. św. Barbary w Sosnowcu.

Spośród 46 pasażerów autokaru, którzy w sobotę rano przylecieli rządowym TU-154 na katowickie lotnisko w Pyrzowicach, 27 dzieci - w wieku od 7 lat, przewieziono do GCZD. 15 dorosłych osób - w wieku od 19 do 59 lat - trafiło do szpitala św. Barbary; pozostałych pacjentów umieszczono w szpitalu w Katowicach-Ochojcu.

Według informacji dyrektor GCZD dr Ewy Emich-Widery, fizyczny stan dzieci, które trafiły do jej placówki, był stosunkowo dobry; poważniejsze okazały się natomiast psychiczne skutki wypadku. Trwające od rana - prowadzone w obecności rodziców lub krewnych - badania wykazały, że najpoważniejszymi urazami fizycznymi przybyłych do Polski dzieci są złamania rąk (u dwojga), a także powierzchowne obrażenia głowy, potłuczenia i otarcia.

Według szpitalnych psychologów, większość dzieci oraz członków ich rodzin nadal przeżywa związane z wypadkiem napięcie. W przypadku lżej poszkodowanych dzieci pojawia się już powoli uczucie ulgi, wynikające m.in. z bliskości domu i dobrej opieki. Gorsza jest sytuacja i nastrój u dzieci, które ucierpiały, tracąc bliskich bądź znajomych.

Jak mówił rzecznik szpitala św. Barbary Mirosław Rusecki, dorośli pacjenci przebadani w sobotę w sosnowieckiej placówce - prócz złamanego obojczyka - nie mieli poważniejszych urazów. Badania prowadzone pod kątem ew. obrażeń wewnętrznych, np. przy pomocy USG, nie wykazały niepokojących objawów.

Również dorośli pacjenci wciąż przeżywają silnie piątkowy wypadek. Większość z nich gromadziła się w sobotę przed szpitalnymi telewizorami, by chłonąć doniesienia medialne na temat okoliczności wypadku i losu swych współpasażerów, zwłaszcza dwóch najciężej rannych chłopców, którzy pozostali na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Nowym Sadzie.

Przedstawiciele śląskich szpitali mówili natomiast, że chcą - by nawet ci pacjenci, u których badania nie wykazały obrażeń - pozostali na obserwacji na oddziałach co najmniej jedną dobę. Sygnalizowali jednak, że wyniki badań prawdopodobnie umożliwią opuszczenie w niedzielę ich placówek przez "duże grupy pacjentów".

Rządowy samolot, którym w piątek poleciały do Serbii rodziny poszkodowanych, wrócił do portu w Pyrzowicach k. Katowic w sobotę wczesnym rankiem. Na pokładzie rannymi opiekowali się polscy lekarze i ratownicy medyczni oraz psycholog. Dwaj psychologowie pozostali na razie w Serbii.

"Stan psychiczny wielu poszkodowanych wręcz nie pozwalał na rozmowę z nimi. Bałem się pytać, jak się czują" - relacjonował na lotnisku koordynujący z ramienia rządu akcję pomocy wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, który również przyleciał rządowym tupolewem.

Wprost z lotniska poszkodowani zostali przewiezieni na badania do śląskich szpitali - lżej ranni autokarami, najciężej ranne dzieci - karetkami pogotowia. Kilkoro dzieci było transportowanych w specjalnych, sztywnych noszach, zabezpieczonych folią.

 

Podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami Łukaszczyk chwalił serbskie służby ratownicze.

Zidentyfikowane zostały już ciała ofiar wypadku; przeprowadzono m.in. badania DNA. Samolot nie przywiózł zwłok, będą one przetransportowane do Polski później. Jak mówił wojewoda, rozmowy z bliskimi ofiar (w wypadku zginęło sześć osób) były dla niego najtrudniejsze. "To była dla mnie najtrudniejsza rozmowa - z żoną zmarłego i jego 6-letnią córką, kiedy musiałem wytłumaczyć im, że ojciec zginął, a one wracają do Polski" - powiedział Łukaszczyk.

W Serbii zostali kierowcy i pilot wycieczki. Jeden z kierowców usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy i został aresztowany na miesiąc. 

 

Wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk nie ogłosił formalnie żałoby, ale poprosił organizatorów wszystkich imprez w regionie, by ich charakter odpowiadał atmosferze szacunku dla pamięci ofiar katastrofy i tragedii ich rodzin.

Natomiast ubezpieczyciel - firma Signal Iduna - przekazała wojewodzie oświadczenie, w którym zobowiązuje się do pokrycia wszelkich kosztów związanych z leczeniem poszkodowanych, transportem ich i ich bliskich, zakwaterowaniem, wyżywieniem itp., do wysokości sumy ubezpieczenia. Oznacza to, że pozostali ranni i ich rodziny prawdopodobnie będą wracać do Polski transportem zorganizowanym przez firmę ubezpieczeniową, na jej koszt.

pap, em