Jak dodał - jeśli ktoś poczuł się zdegustowany tymi "okolicznościami" - to on bardzo przeprasza.
"Jeśli czuliście się państwo trochę zdegustowani, to bardzo przepraszam za te okoliczności, ale przyjechaliśmy tu walczyć o piekielnie ważną sprawę dla Polski (pakiet klimatyczno- energetyczny). Dlatego zaryzykowałem także swoją reputację w jakimś sensie, ale wiedziałem, że ten projekt muszę przeprowadzić do końca" - powiedział Tusk na konferencji prasowej po zakończeniu szczytu UE.
Szef rządu zapewnił też, że postara się, aby w przyszłości było - jak mówił - "i skutecznie, i ładnie".
Zdaniem premiera, Polsce udało się - pomimo "zamieszania kompetencyjnego" - uzyskać satysfakcjonujące rezultaty na unijnym szczycie, ponieważ było prezentowane jednolite rządowe stanowisko.
Jak dodał, dla rządu kluczową sprawą jest, żeby Polska prezentowała jednolite stanowisko na szczycie, a nie kwestia tego, kto i kiedy poleci samolotem, kto i na jakim krześle usiądzie.
Tusk zapowiedział też, że - po powrocie do kraju - będzie przekonywał wszystkich, łącznie z prezydentem, żeby z pomocą Trybunału Konstytucyjnego znaleźć jednoznaczną wykładnię, jeśli chodzi o kompetencje najważniejszych władz w państwie.
"Będzie to wymagało rozstrzygnięć interpretacyjnych konstytucji, być może ustawy, która będzie precyzowała rolę premiera i szefa MSZ, jeśli chodzi o Radę Europejską. Będę to chciał przeprowadzić w porozumieniu i współpracy ze wszystkimi siłami i panem prezydentem. Tego wymaga polski interes" - podkreślił szef rządu.
Premier powiedział też, że nie mam nic przeciwko temu, żeby prezydent i on korzystali z jednego samolotu. Lech Kaczyński przybył do Brukseli, i wracał ze szczytu UE, wyczarterowanym Boeingiem 737.
Na brukselskim szczycie Polska znowu była w centrum uwagi. Zainteresowanie dziennikarzy bardziej było skupione na tym, czy prezydent dostanie identyfikator i krzesło przy stole obrad niż na wynikach szczytu. Dopytywano się dyplomatów nie o to, kto jaką zgłasza propozycję na szczycie, ale kto koło kogo siedzi.
Jak ujawniły wysokie źródła unijne, będące na sali obrad, premier Tusk i prezydent Kaczyński, choć siedzieli przez sporą część szczytu koło siebie, to "ciągle ze sobą gadali. To bardzo niegrzeczne".
Z kolei urzędnik Rady Europejskiej skarżył się, że to pierwszy szczyt, na którym "nie wie, co się wydarzyło" - tak bardzo zajęty był kwestiami protokolarnymi związanymi z podzieloną polską delegacją.ND, ab, PAP