Polska zadomowiła się na Zachodzie

Polska zadomowiła się na Zachodzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy Polska stanowi integralną część Europy? Czy zadomowiła się już w Europie Zachodniej? Tak, i to na stałe, odpowiada polski pisarz Stefan Chwin na łamach „Die Welt”, choć pytanie to, wcale nie tak bezpodstawne, może budzić nieznaczne oburzenie nad Wisłą.
Polacy od dawien dawna czuli się Europejczykami. Od dziesięcioleci słychać było głosy pisarzy mówiące, że Polska nie musi wrócić do Europy, ponieważ od zawsze stanowiła jej kulturowy składnik, a sympatia dla krajów zachodnich zawsze była w niej żywa.
Jednocześnie wielu Polaków podejrzewa, że to właśnie kraje zachodnie nie zaliczają Polski i Europy Środkowowschodniej do „prawdziwej" Europy.

Nieoficjalnie uważa się, że zachodnie społeczeństwa uważają tę część kontynentu za „niedostatecznie cywilizowaną", „nie do końca europejską“, „nie do końca zachodnią". Taki punkt widzenia daje im niejako pozwolenie, na nie poczuwanie się do  politycznej i moralnej odpowiedzialności za „niekompletnych” Europejczyków ze wschodu. I tu leży pies pogrzebany.

Nie masz li nostalgii za komuną

Zmiany, jakie dokonały się w mentalności Polaków podczas ostatnich dwudziestu lat były ogromne. Choć starszemu pokoleniu, podobnie jak byłym obywatelom DDR, do dziś zdarza się zdradzać ślady nostalgii za „starą dobrą komuną", dawny PRL nie stanowi żadnego punktu odniesienia dla młodej generacji Polaków. Lwia część polskiego społeczeństwa uważa wartości demokratyczne za naturalny składnik państwa.

Polska stanowi dzisiaj przykład demokratycznego państwa prawa, które pod niewieloma względami różni się od zachodnich demokracji.

Wybory odbywają się regularnie, jeszcze nigdy nie doszło do sfałszowania wyników, a gdy już pojawiają się jakiekolwiek nieprawidłowości, co zdarza się niezmiernie rzadko, natychmiast wyłapuje to zarówno prasa jak i opozycja.

Odpowiedzialność polskich mediów

Polska niezależna prasa kontroluje polityków twardo i skutecznie, przy czym czasem zdarza się jej nawet przesadzić. Coś takiego nie zdarza za często nawet w starszych krajach  członkowskich Unii Europejskiej.

Poza tym nieustannie powoływane są przed kamerami komisje lustracyjne, przed którymi stają wszelkiej maści osobowości i nawet w tej dziedzinie cześć społeczeństwa polskiego przeżywa przesyt. A wszystko dzięki aferze Rywina z 2002, w której chodziło o stworzenie nowej ustawy medialnej. Gdyby nie związany z nią skandal, prasa nie zainteresowałaby się kontrolą polityków, a w konsekwencji nie wypracowałaby mechanizmów kontrolujących sposoby sprawowania władzy w Polsce.

Straszak korupcji

Na podejrzenie o sympatyzowanie polityków z autorytarną formą rządów, dziennikarze i opinia publiczna reagują w rozmaity sposób.

Narodowo-konserwatywna partia braci Kaczyńskich, którym zarzucano autorytarne administrowane krajem, została w końcu zmuszona przez niezależne media do przejścia do opozycji.

Obecny premier Donald Tusk ostro reaguje na każdy zarzut korupcji. Cień podobnych podejrzeń, które pojawiły się podczas afery związanej z nową ustawą antyhazardową, doprowadził do tego, że Tusk pozbył się wszystkich „podejrzanych" ministrów oraz nawet swojego przedstawiciela z rządu. Chodziło mu o „etyczne standardy demokracji”.

Nawet najmniejsze podejrzenie, że członkowie służb specjalnych mogliby uniknąć kontroli wywołuje prawdziwy alarm w mediach. Mimo to nie udaje się władzom ukręcić łba hydrze korupcji.

Władza kościoła

Nie ma jednak na świecie żadnego demokratycznego świata, w którym korupcja nie pojawiałaby się od czasu do czasu na najwyższych szczeblach władzy. Problem Polski polega na tym, że korupcja zaczyna się na jej najniższych szczeblach. Również nad tą kwestią pracuje się obecnie z pełną parą.

Kościół katolicki posiada bardzo wpływową pozycję w Polsce, jednak rozdział kościoła od władzy zostaje utrzymany, podobnie jak w innych państwach europejskich. Choć etyka katolicka dominuje, prawo głosu mają również inne orientacje, na przykład feministyczne ugrupowania.

Polscy katolicy raczej nie są przychylni homoseksualistom, jednak rzadko kiedy dochodziło do ich prześladowań, nawet w przypadku gdy mieszkańcy Warszawy różnie odnosili się organizowanej w stolicy „Parady równości".

Podejście do przeszłości

Trudne stosunki polsko-niemieckie, polsko-żydowskie oraz polsko-ukraińskie powoli przestają być tematem tabu. Poprzedni prezydent Aleksander Kwaśniewski publicznie prosił Żydów o wybaczenie za udział Polaków w niemieckim przestępstwie w Jedwabnem.

Także historycy wydobyli na światło dzienne bolesną prawdę dotyczącą powojennych losów niemieckiej ludności Śląska, Mazur oraz  Pomorza.

Obecny w XIX i XX wieku tradycyjny antysemityzm części społeczeństwa nie odgrywa już roli w życiu publicznym Polski, nawet jeśli treści antysemickie czasem pojawiają się w Internecie, na murach budynków czy też podczas meczy piłki nożnej.

Strach przed Niemcami

Wciąż obecny jest strach przed Niemcami. Nie wywodzi się on jednak z historycznych pobudek, lecz z obaw kraju słabego gospodarczo przed ekonomiczną potęgą, która chce dyktować swoje warunki zjednoczonej Europie.

Gazociąg, który Niemcy i Rosjanie chcą przeciągnąć przez Morze Bałtyckie, aby ominąć „niewygodną" Polskę, stanowi dziś dla Polaków o wiele ważniejszy temat niż „Centrum przeciwko Wypędzeniom” Eriki Steinbach. Powszechnie mówi się o tym, że Niemcy chcą współpracować z Rosjanami za plecami Polski, mimo że proeuropejska partia rządząca stara się stłumić tego rodzaju pogłoski.

Zdecydowanie prozachodni poseł do Parlamentu Europejskiego Jerzy Lewandowski wypowiada się na temat egoizmu narodowego, który się panoszy w Unii Europejskiej i który osłabia Europę w, używając słów Vaclava Havla, dążeniu do stania się ojczyzną ojczyzn.

Polska nie ma trudności z odpowiedzią na pytanie, czy jest już „prawdziwie zachodnim" krajem, lecz kiedy społeczeństwa zachodnie uznają ją za taki kraj i kiedy będą gotowe głośno powiedzieć: „Jesteście tacy sami jak my i możecie na nas liczyć, nawet w najtrudniejszych sytuacjach”. Wielu Polaków uważa jednak, że ich miłość do Europy jest tylko częściowo odwzajemniona.

JD, Źródło: „Die Welt"