Głosy wyborców nie są na sprzedaż

Głosy wyborców nie są na sprzedaż

Dodano:   /  Zmieniono: 
Waldemar Pawlak i Grzegorz Napieralski ogłosili swoje decyzje. Nie poprą nikogo w II turze wyborów prezydenckich. Zaprezentowali za to kiepski teatr polityczny, w którym rozważali oczywiście różne racje i pytali o zdanie swój elektorat. Wynik tych działań mógł być tylko jeden.
Winne jest temu coś, co nazywa się zdolnością koalicyjną. Gdyby któryś z liderów partyjnych poparł kogokolwiek zamknąłby za sobą drogę do współpracy albo z Platformą Obywatelską, albo z Prawem i Sprawiedliwością. Oczywiście różne nieoczekiwane wolty zdarzały się w polskiej polityce, ale po co ryzykować i utrudniać sobie życie? Zresztą ewentualne wskazanie faworyta przez Napieralskiego bądź Pawlaka nie gwarantowałoby przerzucenia głosów na danego kandydata. Głosy wyborców to nie worek ziemniaków, którym można handlować. Nie wiadomo przede wszystkim ilu sympatyków lewicy i PSL pójdzie na wybory 4 lipca. Nie wiadomo też, czy opinia tego czy innego lidera politycznego miałaby dla nich jakiekolwiek znaczenie.

Politolodzy podkreślają, że aby zostać prezydentem Polski trzeba mieć dużą zdolność przeciągnięcia na swoją stronę głosów osób sympatyzujących z politykami, którzy odpadli w I turze. W 2005 roku na Lecha Kaczyńskiego postawili zwolennicy Andrzeja Leppera i Marka Borowskiego. To dało zwycięstwo kandydatowi PiS. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja wtedy była inna - lewica znajdowała się w rozsypce, a o palmę pierwszeństwa rywalizowały dwie partie prawicowe. Dzisiaj jesteśmy mądrzejsi o rządy Jarosława Kaczyńskiego, a także o lata sprawowania władzy przez Platformy Obywatelskiej. Droga do prezydentury jest ciągle otwarta. Czego bardziej się boimy: powrotu IV RP czy monopolu PO? Który kandydat przekonał wyborców PSL i SLD? Na pewno nie da się wskazać zwycięzcy lipcowej potyczki przez dodawanie procentów jakie w I turze uzyskali Pawlak i Napieralski.

Adrian Ninard