Polska udaje Greka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
Polscy politycy powinni się uczyć na błędach Grecji i zawczasu podjąć działania, których Grecja unikała. Zamiast tego powtarzają błędy. Finał też może być podobny.
Czy stracimy wiarygodność? Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w których następstwie państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto – głosi art. 216 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Twórcy ustawy zasadniczej słusznie bali się rozrzutności polityków. Według wyliczeń OECD nasz dług publiczny w tym roku wyniesie 56,4 proc. PKB, a do konstytucyjnej granicy 60 proc. zbliży się w przyszłym roku. – Jeśli polski rząd nie przeprowadzi reform i deficyt budżetowy będzie się utrzymywał w okolicach 7 proc., to przekroczenie dozwolonego progu zadłużenia jest możliwe. Wtedy czekają nas podwyżki podatków, cięcia wydatków i nieuchronna recesja. A recesja znów wywinduje dług – mówi prof. Krzysztof Rybiński z SGH. Chociaż ryzyko, że powtórzy się u nas grecki scenariusz, jest duże, to zdaniem prof. Stanisława Gomułki, głównego ekonomisty BCC, bardziej prawdopodobna jest głęboka recesja. – W Grecji zadłużenie to aż 115 proc. PKB, u nas mniej, a ich defi cyt jest dwa razy większy od naszego. Bardziej prawdopodobny jest scenariusz węgierski: nieustanne rolowanie długu, wysoki deficyt, odstraszeni inwestorzy i recesja. Sądzę, że to może się wydarzyć w perspektywie trzech lat – mówi prof. Gomułka. Inwestorzy już zaczynają patrzeć na nas z niepokojem. – Wiary jednak jeszcze nie stracili. O Polskę byłbym spokojny – uważa Charles Robertson, ekonomista z ING Group.

Grecka lekcja pokazuje jednak, że problemy mogą nadejść szybko i niespodziewanie. Jeszcze w styczniu 2009 r. Komisja Europejska prognozowała, że Grecja będzie jedynym krajem starej Unii, której gospodarka urośnie. Tak się nie stało, a gdy wyszły na jaw olbrzymie długi Grecji, obligacje przez nią emitowane inwestorzy uznali za śmieciowe. Polskie obligacje już teraz muszą być oprocentowane wysoko – 5-6 proc. – by ktokolwiek chciał je kupować (np. w Niemczech ok. 3 proc.).

Niestety, na razie brakuje sygnałów świadczących o tym, że nasz rząd spróbuje ograniczyć deficyt i zacznie ograniczać wydatki publiczne. Przeciwnie, w tym roku wydatki sięgną 640,5 mld zł, czyli wzrosną o ponad 40 mld zł w porównaniu z 2009 r. Nie ma planów reformy systemu rent i emerytur, który jest jednym z największych obciążeń dla budżetu. Wydatki na ten cel rosną szybciej niż gospodarka. Dopłaty z budżetu do ZUS wyniosą w przyszłym roku ok. 70 mld zł, czyli prawie dwa razy więcej niż w obecnym. Jednak o podniesieniu wieku emerytalnego do 70 lat, co mogłoby poprawić sytuację, na razie nie ma mowy. Problemem jest też KRUS (ubezpieczenia społeczne dla rolników), do którego państwo dopłaca 15 mld zł rocznie. W zeszłym roku kancelarie prezydenta i premiera przyznały sobie 700 tys. zł nagród, mimo że rok wcześniej Sejm zdecydował o ich zawieszeniu. Mimo zapowiedzi redukcji zatrudnienia w administracji, co miało dać 2,5 mld zł oszczędności, liczba urzędników znów wzrosła – dziś jest ich w sumie 429 tys. Miliardy złotych rocznie pochłaniają mnożące się programy socjalne – według szacunków OECD koszty z tego tytułu już w 2006 r. wynosiły ok. 20 proc. PKB (W Grecji takie wydatki sięgnęły 30 proc. PKB). – Najbardziej realne są cięcia w administracji publicznej, inne są wciąż mało prawdopodobne – mówi Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.