Ahmadineżad na granicy z Izraelem. Izrael: nie boimy się tego krzykacza

Ahmadineżad na granicy z Izraelem. Izrael: nie boimy się tego krzykacza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mahmud Ahmadineżad (fot. Wikipedia) 
Pierwsza państwowa wizyta prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada w Libanie ukazała wyraźnie wewnętrzny konflikt w tym kraju oraz wzbudziła zdecydowany sprzeciw Izraela i Stanów Zjednoczonych. Te dwa ostatnie kraje uznały wizytę Ahmadineżada w przygranicznym libańskim mieście Bint Dżbeil za prowokację. Gdy irański prezydent przemawiał na stadionie do wielotysięcznych tłumów, wzdłuż granicy latały izraelskie śmigłowce bojowe.
Tysiącom zwolenników antyizraelskiego Hezbollahu, zgromadzonym w libańskim mieście Bint Dżbeil, irański prezydent powiedział, że dumą napawa go ich walka oraz że "naród Iranu pozostanie po waszej stronie, tak jak wszystkie narody w tym regionie". Ahmadineżad, który niejednokrotnie wzywał do "wymazania Izraela z mapy", zapewniał przywódców libańskich, że Iran będzie ich wspierał w konfrontacji z "izraelską wrogością".

W reakcji na słowa Ahmadineżada izraelski premier Benjamin Netanjahu odparł, że Izrael wie, jak się bronić. - Najlepszą odpowiedź daliśmy tym krzykaczom 62 lata temu (w 1948 r. Izrael ogłosił niepodległość). To nasze państwo i wszystko, co udało nam się od tego czasu zbudować i stworzyć - powiedział izraelski premier. Również Stany Zjednoczone zdecydowanie wystąpiły przeciw wizycie Ahmadineżada. Sekretarz Stanu Hillary Clinton po raz kolejny wypomniała Iranowi jego program nuklearny oraz "popieranie terroryzmu".

Irański prezydent spotkał się w czwartek z przywódcą Hezbollahu Hassanem Nasrallahem, a wcześniej odbył rozmowę z prozachodnim premierem Libanu Saadem Haririm. Otwarcie wyrażane przez Ahmadineżada poparcie dla szyickiego Hezbollahu sprawia, że prozachodni przywódcy Libanu spychani są w polityce na drugi plan, a wpływy, jakie Iran i Syria mają w tym kraju mogą się zwiększać. Powiązania Iranu z radykalnym Hezbollahem mają już prawie 30 lat. Teheran finansuje to szyickie ugrupowanie, przeznaczając na nie miliony dolarów rocznie i - jak się przypuszcza - dostarcza mu broń.

PAP, arb