Tańczący z niedźwiedziem

Tańczący z niedźwiedziem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (fot. Whitesmokes Studio) 
To oczywiste, że gra z niedźwiedziem wymaga rozsądku i ostrożności. To gra trudniejsza niż ta, którą musimy prowadzić z Niemcami, Ameryką czy z Unią Europejską.
Lotnisko Okęcie. Okienko kontroli paszportowej dla pasażerów z zagranicy. Grupa Rosjan, którzy właśnie przylecieli z Moskwy, przez pomyłkę staje w okienku dla obywateli Unii Europejskiej. Słysząc, że powinni stanąć w innej kolejce, jeden z nich gorzko mówi: – No tak, my nie Europa, ale Azja albo Azjaropa.

Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, przyjeżdżając do Polski, przed żadnym okienkiem stać nie musi. Ale podejrzewam, że podobnie jak Rosjanin sprzed okienka ma poczucie, że przyjeżdża do Europy z czegoś, co Europą jest głównie w sensie geograficznym. Ciekawe, nawiasem mówiąc, jak rosyjski prezydent zareagował na upublicznione przez WikiLeaks dotyczące Rosji depesze amerykańskiego dyplomaty. Opisuje on kraj, w którym struktury państwowe zespolone są z mafijnymi, państwo scentralizowane, przeżarte przez korupcję, brutalne. Nie, takich określeń do opisu Rosji Dmitrij Miedwiediew publicznie nigdy by nie użył. W wywiadzie dla „Wprost" mówi jednak o konieczności modernizacji i demokratyzacji swojego kraju z determinacją wskazującą na to, że rewelacji WikiLeaks w sprawie Rosji nie traktuje jako steku bzdur.

Dlaczegóż jednak dylematy rosyjskiego przywódcy miałyby być istotne dla nas, Polaków? Otóż powinny być, bo wskazują na – fakt, powolną, ale jednak zauważalną – reorientację myślenia Moskwy na temat jej największych szans i zagrożeń. A to z kolei w dużym stopniu określa nasze pole manewru. Wiele wskazuje na to, że coraz więcej jest w Moskwie ludzi zdających sobie sprawę z tego, że największymi zagrożeniami dla Rosji nie są NATO, tarcza rakietowa i Polska, ale Chiny, islam, a przede wszystkim niewydolność własnego państwa i wszechwładna biurokracja. A skoro tak, to dla rozwiązania tych problemów Moskwa musi zbliżyć się do NATO i UE, a co za tym idzie, do Polski. Krótko mówiąc: odwilż w rosyjsko-polskich relacjach to nie skutek emocjonalnego wahnięcia i filozoficznych przewartościowań, ale kwestia interesu. Tym lepiej.

Gra z niedźwiedziem wymaga rozsądku i ostrożności. Ze względu na historyczny balast w naszych relacjach z Rosją, na rozmiar partnera i na jego wciąż dużą nieprzewidywalność z założenia jest to gra trudniejsza niż ta, którą musimy prowadzić z Niemcami, Ameryką czy z UE. Wymaga ona skomplikowanego, codziennego balansowania otwartości z ostrożnością, asertywności z gotowością do współpracy. Wymaga szukania nowego otwarcia ze świadomością, że otwarcie będzie uznane za wyprzedaż naszych interesów; szukania kompromisów bez złudzeń, że kompromis nie zostanie nazwany zdradą.

I trzeba rządowi oraz prezydentowi oddać, że generalnie ten balans potrafią utrzymać. Efekt, jak słusznie podkreśla prestiżowy „The Economist", chyba pierwszy raz w historii mamy jednocześnie dobre relacje z Niemcami, z Rosją i z Ameryką. Jakiż to kontrast z tak niedawną epoką, kiedy – jak pisze „The Economist" – „za Kaczyńskich Polska była pośmiewiskiem”. Inna sprawa, że także ostatnio błędów nie dało się uniknąć. I poważnych – gdy pełne dezynwoltury negocjacje z Rosjanami w sprawie nowego kontraktu gazowego zmusiły UE do przypomnienia naszemu rządowi o zaletach solidarności energetycznej. I symbolicznych – gdy ministra spraw zagranicznych Ławrowa zaproszono do wygłaszania wykładu dla zgromadzonych w Warszawie polskich dyplomatów.

Powinniśmy żądać od Rosji jasnych deklaracji w kwestiach symboliczno-historycznych (Smoleńsk i Katyń), a deklaracje te doceniać. Nie powinniśmy natomiast handlować – nasze interesy za wasze gesty. Odpowiednią asertywność rządu mogłaby wymusić racjonalna opozycja, ale największa w Polsce partia opozycyjna racjonalna nie jest. Nawiasem mówiąc, poprawa stosunków z Rosją musi być dramatem Jarosława Kaczyńskiego – czym tu straszyć ludzi, jak mobilizować elektorat?

Przez prawie dekadę Polska ponosiła skutki twardego, a często wrogiego nastawienia Moskwy do Warszawy. Płaciliśmy za to i na Wschodzie, i na Zachodzie, gdzie reakcją na naszą asertywność często było powtarzanie idiotyzmów o naszej genetycznej rusofobii. Dziś, dzięki obniżeniu cen energii i bardziej elastycznej w związku z tym postawie Rosji, znacznie wzrosła manewrowość Polski. Pytanie, jak wygrać dobrą koniunkturę, gdy mamy autentyczną szansę, by – co w ostatnich stuleciach zdarzało się nam rzadko – być nie tylko boiskiem, ale i graczem. To ważne zadanie na dziś i wielka szansa na jutro, gdy za sprawą naszej prezydencji w Unii „ekspozycja" Polski znacznie wzrośnie. Musimy, mówiąc językiem piłkarskim, „grać swoje". Przy okazji powinniśmy jednak pamiętać, że po rosyjskiej stronie mamy potencjalnych prawdziwych partnerów, którzy dostrzegają w nas i szansę, i przykład na to, jak pokonać drogę z Azjaropy do Europy.