Izrael: opluli ośmiolatkę, bo... była niestosownie ubrana

Izrael: opluli ośmiolatkę, bo... była niestosownie ubrana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ultraortodoksi stanowią 10 proc. mieszkańców Izraela (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Setki osób manifestowały w mieście Bejt Szemesz w pobliżu Jerozolimy przeciw dyskryminacji kobiet przez haredi, czyli ortodoksyjnych Żydów, domagających się separacji kobiet i mężczyzn i - de facto - wykluczenia kobiet z przestrzeni publicznej. Radykalny odłam ultraortodoksyjnych Żydów, który podejmuje próby narzucenia religijnych praktyk i rygorów reszcie społeczeństwa, napotyka coraz częściej opór i krytykę.
Przeciw eskalacji żądań religijnych radykałów wystąpił 27 grudnia prezydent Izraela Szimon Peres i naczelny aszkenazyjski rabin Izraela Jona Mecger. Prezydent wezwał obywateli Izraela do stawienia oporu religijnym radykałom, którzy starają się narzucić rygorystyczny religijny kod postępowania całemu Bejt Szemesz. - Walczymy o duszę narodu i naturę państwa. Ten dzień stanowi dla nas test, cały naród musi się zmobilizować, by ratować większość przed agresją mniejszości, która chce podważyć nasze najbardziej uświęcone wartości - podkreślił.

Kilka dni wcześniej takie samo stanowisko zajął premier Benjamin Netanjahu. Bejt Szemesz, zamieszkane głównie przez ortodoksyjnych Żydów, było w ostatnich dniach areną starć między religijnymi radykałami, domagającymi się rygorystycznej separacji mężczyzn i kobiet w miejscach publicznych, a siłami porządkowymi - relacjonuje korespondent AFP. Niektórzy mieszkańcy liczącego 80 tys. osób miasta atakowali nawet ekipy telewizyjne.

Policja przez kilka dni usiłowała usunąć z głównej arterii Bejt Szemesz ogłoszenia haredi wzywające do wydzielenia stref dla kobiet i mężczyzn na  chodnikach, ale lokalni religijni radykałowie stawiali agresywny opór. Stworzyli nawet "patrole skromności", mające wymuszać na kobietach "cnotliwy wygląd", czyli zasłanianie dekoltu oraz  noszenie długich spódnic i rękawów - wyjaśnia AP.

"Na linii frontu najnowszej izraelskiej wojny religijnej" - jak określa narastające napięcia AP - znalazła się nieoczekiwanie ośmioletnia dziewczynka. Naama Margolese została w dzielnicy religijnych ekstremistów w Bejt Szemesz opluta przez mężczyzn, którzy nazwali ją "dziwką", ponieważ uznali, że  była "nieskromnie ubrana". Incydent zwrócił uwagę mediów, polityków i wielu organizacji na narastające napięcia społeczne wywoływane przez "coraz większą bezczelność ekstremistów z wyizolowanej ultraortodoksyjnej wspólnoty" - pisze AP. Naama Margolese chodzi do szkoły zbudowanej w Bejt Szemesz pomiędzy dzielnicą haredi a okolicą zamieszkaną przez liberalnych ortodoksyjnych Żydów. Haredi uważają, że zbudowanie tej szkoły to wtargnięcie na ich terytorium. Niemal codziennie dziesiątki mężczyzn wyszydzają i fizycznie zaczepiają jej uczennice, twierdząc, że sama ich obecność jest prowokacją.

Przypadek Naamy zaszokował cały Izrael, skłonił przywódców politycznych kraju do potępienia zachowań haredi i wywołał falę potępienia w mediach i  na portalach społecznościowych. Radykałowie religijni stanowią 10 proc. populacji kraju, ale  grupa ta rośnie szybko, ponieważ rodziny haredi - które otrzymują hojne rządowe subsydia - mają zazwyczaj wiele dzieci. Ultraortodoksyjni Żydzi stanowią języczek u politycznej wagi w  kraju, w którym żadna partia nie uzyskuje w wyborach zdecydowanej większości i zawsze rządzą koalicje.

PAP, arb