Iran i Zachód znów wykorzystują ropę jako broń

Iran i Zachód znów wykorzystują ropę jako broń

Dodano:   /  Zmieniono: 
Cztery dekady po kryzysie naftowym 1973 roku, Iran i kraje zachodnie po raz kolejny wykorzystują ropę jako broń. Teheran grozi zablokowaniem cieśniny Ormuz. W międzyczasie kraje industrialne rozważają bojkotowanie Irańskiej ropy. Jeśli któraś z taktyk zostanie wykorzystana stracą na tym obie strony konfliktu.
Supertankowce - co zaskakujące - nie palą się najlepiej. Mimo że ropa, którą transportują jest łatwopalna, to na pokładzie statków nie ma dość tlenu by móc stworzyć wybuchową miksturę.

Przeciętnie każdego dnia przez cieśninę Ormuz, znajdującą się między Iranem a Omanem, przepływa czternaście supertankowcow. Gdyby irański prezydent Mahmud Ahmadineżad zlecił wystrzelenie rakiet w stronę jednego z nich, potrzebna byłaby nie lada siła by wywołać wybuch w stylu Hollywood.

Werbalne ataki ze strony Teheranu wystarczają żeby zaognić globalne rynki. Mimo zapowiedzi ekonomistów, w zeszłym tygodniu ceny ropy wzrosły powyżej stu dolarów za baryłkę. W Niemczech ceny paliw przebiły wszelkie rekordy z 2011 roku. Przez dziesięć dni, od Wigilii do Nowego Roku, Irańska marynarka przeprowadzała manewry wojskowe w cieśninie, będącej jednym z najważniejszych szlaków przewodu ropy na świecie. Wiceprezydent Iranu Mohamed Reza Rahimi ostrzegał, że jeśli zachód zdecyduje się na dalsze wprowadzanie sankcji, Teheran nie pozwoli na przewóz choć kropli ropy przez cieśninę Ormuz.

Prezydent USA, Barack Obama, podpisał ustawę, która zabrania prowadzenia interesów z kimkolwiek, kto ma związki z irańskim bankiem centralnym. Miało to na celu powstrzymanie rządu w Teheranie przed jakimikolwiek transakcjami związanymi z ropą.

Nowy konflikt energetyczny

Po raz kolejny ropa używana jest jako broń, jednak tym razem wykorzystują ją nie tylko kraje zajmujące się jej eksportem. Starcie bojkotujących przybiera formę nowego konfliktu energetycznego pomiędzy dostawcą a klientami. Pozostaje tylko pytanie. Czy embarga i sankcje są naprawdę skutecznymi orężami w tej walce? Co tak naprawdę może uczynić "paliwowa broń"?

Steffen Bukold, autor pracy dotyczącej biznesu olejowego zauważył niesamowity paradoks. Jego zdaniem opinia publiczna wciąż postrzega embargo jako najgorszy typ kryzysu. – Kiedy spojrzy się na jego rzeczywisty wpływ na rynek paliw, widać, że jest on mało istotny – przekonuje Bukold.

Ropę jako broń wykorzystano po raz pierwszy latem 1967 roku, krótko po rozpoczęciu wojny sześciodniowej. Arabscy ministrowie dyskutowali nad sposobem ukarania zachodu za izraelskie ataki na cele w Egipcie. Zdecydowano, by przestać sprzedawać ropę Stanom Zjednoczonym i Wielkiej Brytanii.
Embargo okazało się nieefektywne, gdyż Związek Radziecki szybko zaoferował, że zapełni lukę na olejowym rynku. Utrata dochodów była tak dotkliwa dla krajów arabskich, że po kilku dniach zniesiono embargo. Pierwsza próba użycia "paliwowej broni" zawiodła.

Prawdziwe zagrożenie

Następna tego typu operacja miała miejsce siedem lat później, po wybuchu Wojny Jom Kippur w październiku 1973 roku, jednak i ona uderzyła rykoszetem w atakujących. Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) zdecydowała na podniesienie cen ropy z 2.90 dolarów za baryłkę do 5.11. Grozili także obniżeniem produkcji ropy o 5 procent miesięcznie, dopóki Izrael nie wycofa się z terytoriów okupowanych od 1967 roku.

Reakcja Zachodu graniczyła z histerią. Klienci zaczęli kupować ropę na zapas. Niemiecki rząd ogłosił zakaz poruszania się pojazdami w niedziele. Ówczesny kanclerz Willy Brandt nazwał to wydarzenie przełomem w powojennej historii.

Mimo iż wydarzenia te były dramatyczne z politycznego punktu widzenia, ekonomicznie przerażenie ludzi było co najmniej wyolbrzymione. Rynek wciąż miał duże zapasy ropy. Tak naprawdę embargo nie wpłynęło bardzo na rynek. Tylko przerażenie ludzi było prawdziwe.

Zjednoczony front OPEC przeciwko krajom zachodu szybko się skończył. Algieria wycofała się z embarga najszybciej. Tuż po niej zrezygnował Irak. Gdy ceny ropy podniesiono do 11.65 dolarów za baryłkę, największy eksporter kartelu, Arabia Saudyjska, wycofał się z embarga. Raz jeszcze okazało się, że gra ropą była nieefektywna.

Ofiara na stacjach benzynowych

Te przesłanki sprawiają, że sens dołączania się Europy do bojkotu jest kwestionowalny. Zależność producentów ropy i ich klientów jest dwustronna, a to gwarantuje konieczność kompromisu w relacjach między tymi krajami. Dopóki wszyscy nie dojdą do tego wniosku, obie strony konfliktu będą musiały ponieść pewne ofiary. Obywatele krajów industrialnych zauważą to na stacjach benzynowych gdzie zapłacą za ropę o parę centów więcej. Mieszkańcy krajów produkujących ropę także odczują skutki wojny olejowej, jednak w znacznie większym wymiarze, gdyż nie będą mieli co jeść.

ja, Spiegel