Wojna z klientami

Dodano:   /  Zmieniono: 
PiS nie prowadzi wojny z hipermarketami, a z nami - ich klientami. Chce, byśmy płacili więcej za te same dobra, czekali w dłuższych kolejkach, mieli mniejszy wybór towarów, a zakupy robili w gorszych warunkach.
Hipermarkety podbijają rynek, bo jest tam po prostu taniej. Pomiędzy producentem bądź importerem towarów a wielkim sklepem jest tylko jeden pośrednik - skomputeryzowane i zautomatyzowane centrum logistyczne. Uzyskuje ono od dostawcy opust w wysokości 15-20 proc. Klient dopłaca do tak uzyskanych towarów niewielką marżę (kilka procent).
Hipermarket - jak zauważa prof. Ireneusz Białecki, socjolog - zaczyna też pełnić funkcje, jakie do XIX wieku pełnił rynek w centrum miasta. Tu dochodzi do obrotu dobrami powszechnego użytku, ale nie tylko: w wielu hipermarketach po zakupach można wstąpić do kawiarenki czy restauracji, spotkać znajomych. W tych największych są też sale kinowe, kręgielnie, itp. To mini - centra, w których chodzi o coś więcej niż zakupy.
Wreszcie to istotny pracodawca. Równie dobry jak małe, "rodzinne" sklepy. Gdy rok temu krytykowano duże sieci handlowe za "wykorzystywanie" pracowników zapomniano, że warunki pracy w małych sklepach często są gorsze niż w hipermarketach, a płace - tak samo niskie.
Hipermarkety wygrywają dlatego, że mają lepszą ofertę dla kupujących, lepszy pomysł na biznes. Jeśli PiS chce pomóc drobnym handlowcom - powinien zwrócić im na to uwagę. Do hipermarketów nie zagląda się po to, by kupić codzienną gazetę, świeże pieczywo, nie po to, by znaleźć zdrową żywność. Nawet na rynkach w pełni zdominowanych przez duże sieci handlowe (polski jeszcze nie jest) pozostaje sporo miejsca dla drobnych przedsiębiorców. Pod warunkiem, że ci przedsiębiorcy ruszą głową i zamiast żądać utrącenia konkurencji w nieuczciwym, nakazowym trybie - podejmą walkę o klienta.
Bartłomiej Leśniewski