Polityczna bezradność

Polityczna bezradność

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityka w Polsce uległa wyczerpaniu, usiadła jak zmęczony człowiek w fotelu, dyszy, rozgląda się, ale wstać się nie chce.
Nie, nie mam zamiaru atakować platformy obywatelskiej ani żadnego innego ugrupowania politycznego w Polsce za to, co zrobiło. Ciekawi mnie raczej, czego nie zrobiło lub nie planuje, dlaczego jest tak, że, podobnie jak wielu obywateli, mam poczucie, że polityka w Polsce jakby ulegała wyczerpaniu, usiadła jak zmęczony człowiek w fotelu i patrzy na sufit, dyszy, rozgląda się, ale wstać się nie chce.

Słyszymy, że niektóre partie chcą wykorzystać wakacje, by ruszyć w teren i zachęcać do siebie Polaków. Próbowałem sobie wyobrazić przedstawicieli SLD na rynku pobliskiego miasteczka. Siedzi Leszek Miller za stolikiem albo stoi i próbuje rozmawiać z mieszkańcami. O czym? A czy – z drugiej strony – owi obywatele w liczbie kilku mają do niego jakieś pytania? Jakie mogliby mieć? Nie umiem sobie wyobrazić. Więc może przedstawiciel Ruchu Palikota? Podobna sytuacja. Mają rozmawiać o krzyżu w Sejmie. A kogo to obchodzi? A co ów polityk ma do zaproponowania. Kompletnie nie wiem i on – obawiam się – też nie wie. Zresztą gorąco piekielnie, a jak nie gorąco, to burza, a jak nie burza, to deszcz.

Wyobraźmy sobie, że przyjechał Kaczyński, Ziobro czy pani Kopacz. Pewnie będzie obywateli kilkunastu, bo ciekawie popatrzeć, ale o co mieliby zapytać i co usłyszeć? Że wszystko jest do bani, no nie tak całkiem. Że wszystko jest dobrze, no nie tak całkiem. Że recepty, zarodki, małżeństwa homoseksualne. Recepty u nas dają, a reszta obywateli nic a nic nie obchodzi. Pędzimy wyobraźnią dalej i widzimy premiera Tuska na rynku – obywateli może kilkudziesięciu, bo to jednak premier. O co zapytać? Nie wiadomo. Co on nam powie? Nie wiadomo, bo w zasadzie nic nie mówi na żadne istotne tematy.

Podobno premier ma jesienią powiedzieć, jakie są cele rządu po roku drugiej kadencji. Niczego się nie spodziewam, bo polityczne cele sprowadzają się do oszczędności, do maksymalizowania podatków i minimalizowania wydatków, przy czym wykonywane są rozmaite sztuczki, jakich do końca zrozumieć się nie da, a pochwalić – żadną miarą. Gdyby zapytać dowolnego posła PO, o co tej partii chodzi, jakie są jej wielkie cele, priorytety czy plany, to stałby bezradny jak sierota i zapewne stękał coś na temat budżetu i coś na temat dokończenia autostrad i coś na temat sportu. Ożywiłby się zapytany o Grzegorza Latę, ale i tak nie umiałby podać recepty na jego unicestwienie publiczne, bo jej nie ma.

Co się stało? Czy to Polskę ogarnął sen złoty? Czy nie ma już ważnych celów działania? Czy na wydłużeniu wieku emerytalnego wyczerpała się pomysłowość? A znowu opozycja ma się tak, jakby jej już nie energii pozbawiono, lecz w ogóle zdolności mówienia czegoś innego niż to, co powiedziała sto razy. Jak dawniej (teraz nie wiem, bo już się nimi nie bawię) lalki: „mama”, „tata”, „klęska”, „nie zgodzimy się”.

Ponieważ wciąż czytam, to jednak dowiaduję się różnych rzeczy, które zresztą można było podejrzewać bez czytania. Że polski wymiar sprawiedliwości jest do bani, od sędziów po prokuratorów. Słusznie. Że w Polsce, jeżeli chcemy być na równi z Europą, muszą powstać wyższe uczelnie konkurujące z najlepszymi europejskimi i amerykańskimi. Komedia – za co i jak? Że będę powtarzał jak wiejski Katylina, ZUS jest instytucją niesprawną i zatrudniającą co najmniej dwa razy za dużo na ogół niekompetentnych pracowników. Ale czy ktokolwiek przejmuje się sprawami zasadniczymi, jak prokuratura i sądy, edukacja, kultura, nauka, administracja, jak idiotyczna ustawa o zamówieniach publicznych. Nie zauważyłem.

Wychodzę jednak z domu, wsiadam do samochodu i jadę na zakupy. Wszędzie mili ludzie, nawet w moim miasteczku wszystko można kupić, przez internet załatwiam lodówkę, którą dwaj panowie przywożą w umówionym czasie. Jem w coraz liczniejszych świetnych lokalnych restauracjach, staję w czystych i zgrabnie urządzonych hotelikach, oglądam wspaniały polski kraj. Kraj ludzi przedsiębiorczych, zdolnych, słowem Polskę, która jest OK.

Oni nie mają żadnych pytań do władzy, rozmawiam, ale oni się w ogóle władzą nie interesują, bo już nie liczą na biurokratyczne ułatwienia, a reszta ich nie obchodzi. Że władza śpi – nawet nie zauważyli, że nie ma nic do powiedzenia – może i tak jest lepiej. Obawiam się, że taki stan rzeczy nie będzie trwały, że bezradna władza w końcu zarazi bezradnością obywateli. Nie dlatego, że jest kryzys, i nie dlatego, że nie wiadomo, czy ktoś poza urzędem skarbowym w ogóle rządzi, ale dlatego, że człowiek nie jest ulepiony tylko z ciała. Że idiotyczna telewizja nie zastąpi poczucia sensu i kierunku działania, że wakacje, jakie władza sobie wzięła, nie będą wieczne. A co po wakacjach? Deszcz jesienny i dalsza bezradność, mrozy zimowe i jeszcze gorzej. A wiosna, czy wiosna będzie chociaż nasza?
Więcej możesz przeczytać w 29/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.