Dlaczego Janusz Korwin-Mikke nigdy nie będzie posłem

Dlaczego Janusz Korwin-Mikke nigdy nie będzie posłem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Korwin-Mikke, fot. PAP/Adam Warżawa
Janusz Korwin-Mikke politykiem przestał być już dawno. Czasy, gdy gościł w Sejmie, dumnie sprawując mandat posła pamięta jedynie niewielki odsetek z jego młodocianego - głównie internetowego - elektoratu. Od tego czasu - przez 20 lat swojej politycznej quasi-kariery – Korwin-Mikke przegrał wszystko, co było do przegrania: pięć kolejnych wyborów parlamentarnych, cztery kampanie prezydenckie i trzy samorządowe.
Powód kolejnych wyborczych porażek? Zawsze ten sam. "Lewackie media manipulujące wyborcami, fałszująca wyniki wyborów banda czworga (PO, PSL, PiS, SLD) i wciąż obecne w polskim społeczeństwie gnuśne komuchy robiące mu czarny PR" – przekonuje za każdym razem Korwin-Mikke. Winni są wszyscy - tylko nie Korwin-Mikke.

Tak przynajmniej uważa główny zainteresowany: bezkrytyczny wobec siebie, brydżowy mistrz Polski, pan i władca internetowych sondaży. Prawda jest jednak inna. Janusz Korwin-Mikke przegrywa nie przez rozmaite (większe bądź mniejsze) spiski, ale przez tragikomiczny brak politycznego wyczucia, ośmieszającą niekonsekwencję w poglądach i - co najsmutniejsze - zwykłe chamstwo.

Były prezes UPR oraz Wolności i Praworządności jest ponoć libertarianinem i głosi skrajnie wolnościowe poglądy. Nie przeszkadza mu to jednak twierdzić, że "alternatywą dla demokracji jest normalność" czy publicznie ogłaszać, że "chciałby odebrać prawa wyborcze wielu osobom, nie tylko kobietom". Krytykując demokrację Korwin-Mikke mówił, że "polega ona na tym, że jeżeli ja z panem i panią będziemy na bezludnej wyspie, to większością głosów ustalimy, że pani ma z nami na zmianę sypiać! To jest właśnie demokracja! A mając większość 2/3 wpiszemy to nawet do konstytucji". Mimo to, często za wzór dobrze zarządzanego państwa stawia jeden z najbardziej demokratycznych krajów świata – Szwajcarię - czy demokratyczne od chwili powstania Stany Zjednoczone. Oto właśnie "konsekwencja" w wydaniu JKM-a.

W ostatnich dniach (a może i latach) do tego ideologicznego misz-maszu doszło jeszcze kompromitujące każdego, zarówno aktywnego jak i byłego polityka, błazeńskie chamstwo. Stylizujący się na arystokratę (legendarna mucha pod szyją) Korwin-Mikke bez owijania w bawełnę wyraził, co myśli o posłance Ruchu Palikota Annie Grodzkiej. "Są ludzie, którzy zwymiotowaliby, gdyby dotknęło ich »Grodzkie« " - pisał na swoim blogu.

W tym miejscu warto przytoczyć kilka innych wypowiedzi kulturalnego eksposła uważającego się za ostatniego potomka polskiej arystokracji. „Geje to banda chamów importowanych z zagranicy”, „uważam akurat p. Anetę Krawczykową nie za »kobietę zboczoną«, co brzmi podniecająco, lecz za zwykłą k…ę”, „jestem przeciwny aborcji, bo jak pokazuje życie, wyskrobano nie tych, co trzeba”, „kobiety nie mogą być zbyt inteligentne – dba o to mechanizm Ewolucji Naturalnej”, „obecnie hodujemy hordy tchórzy i donosicieli! Sk…e społeczeństwo sk…i!" - tak, tak, to wszystko słowa „jedynego uczciwego”.

Rzeczą oczywistą jest, że gdyby JKM był traktowany choć w minimalnym stopniu poważnie - jego wypowiedzi byłyby powszechnie piętnowane, a wykluczenie z życia publicznego wielkiego ekscentryka już dawno stałoby się faktem. Za przykład służyć może choćby były poseł PO Robert Węgrzyn, który za swoją – mówiąc eufemistycznie – niezbyt mądrą wypowiedź o lesbijkach został usunięty z partii i pogrążył się w politycznym niebycie. Janusza Korwina-Mikke mało kto traktuje jednak jak prawdziwego polityka – więc i nikt specjalnie się jego słowami nie przejmuje.

Lider Nowej Prawicy pełni obecnie na scenie politycznej rolę błazna. Do programów telewizyjnych zapraszany jest rzadko, a jeśli już mu się to zdarzy – to dziennikarze zapraszają go głównie po to, żeby JKM swoimi „kwiecistymi” wypowiedziami wzbudził kontrowersje i – co za tym idzie - zwiększył oglądalność. Niestety jednak - dla Korwina-Mikke - i na szczęście - dla Polski – chamstwem do Sejmu wejść się już nie da. I oby tak już pozostało.