Zdzierstwo drogowe - fotoradary

Zdzierstwo drogowe - fotoradary

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fotoradary mają zapewnić budżetowi państwa 1,2 miliarda złotych wpływu (fot. TOMASZ RYTYCH / newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
„Ja Szczupak, ja Szczupak. Do wszystkich. Zaciągamy sieć. Można zaczynać!”. Pamiętacie scenę zmasowanej kontroli drogowej rozpoczynającą komedię „Miś”? Czas ją sobie przypomnieć, bo "Szczupak" znowu wydał rozkaz zaciągnięcia sieci. Tym razem w roli wydającego rozkaz został obsadzony minister finansów Jacek Rostowski, który postanowił, że do końca roku Generalna Inspekcja Transportu Drogowego ma zasilić budżet państwa kwotą 1,2 mld zł zebraną z mandatów wystawionych kierowcom łamiącym przepisy ruchu drogowego.
Teoretycznie chodzi o poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego, ponieważ co roku na naszych drogach ginie w Polsce ponad 4 tys. osób.  Skala zaplanowanych „dochodów z mandatów” każe się jednak zastanowić nad tym, czy przypadkiem nie chodzi o włożenie łapy do kieszeni kierowców. Według wyliczeń „Wprost” tym roku kierowcy wpłacą do budżetu państwa 60 mld zł w postaci podatków zawartych w paliwach, samochodach, czy wreszcie mandatach. To jedna piąta z 293 mld zł zaplanowanych przychodów budżetu.

Radary na maszt!

Zyski z mandatów to w Polsce biznes-marzenie. Autostrad i dróg ekspresowych mamy łącznie 2046 km, na pozostałych jechać zgodnie z przepisani się nie da. Dlatego płacimy coraz więcej. W 2006 roku wartość mandatów za wykroczenia w ruchu drogowym wyniosła 524 mln zł, w 2009 roku już 746 mln zł, w tym roku drogówka wystawiła już prawie milion mandatów.

Obowiązująca od ubiegłego roku  tzw. ustawa fotoradarowa sprawiła, że  kontrolę - a także „przy-chody” ze wszystkich przydrożnych fotoradarów - przejęła Generalna Inspekcja Transportu Drogowego (kontrolująca dotąd głownie auta ciężarowe). Od ubiegłego roku GITD ma do dyspozycji 800 masztów i 75 fotoradarów.  Po ponownej analizie zagrożeń na drogach część masztów zostanie rozebrana, a pozostałe będą wyposażone w nowe urządzenia rejestrujące. Za to GITD zainwestuje ok. 50 mln zł, by zbudować sieć 300 przydrożnych fotoradarów nadzorowaną przez automatyczny system nadzoru ruchu drogowego CANARD. System jest podpięty do bazy danych o kierowcach i pojazdach. W znacznej części automatycznie rozpoznaje numery rejestracyjne auta, odnajduje właściciela , przygotowuje pisma z liczbą punktów karnych i grzywną oraz drukuje sam mandat.

GITD to już trzecia służba po Policji oraz oddziałach straży miejskich i gminnych, która czai się na kierowców. Policja, której pozostały teraz radary ręczne oraz 260 samochodów z wideorejestratorami wystawiła w tym roku milion mandatów.  Trudno oszacować aktywność straży samorządowych - jest ich w Polsce aż 750 i w przeciwieństwie do oddziałów policji każda straż działa od-rębnie.

Skala inwigilacji kierowców jest więc spora.  Jeśli teraz GITD ma dodatkowo wypracować na kierowcach 1,2 mld zł wpływów do budżetu, to skala drogowego haraczu będzie ogromna. Przy założeniu, że najczęściej kierowcy przekraczają prędkość o 20-40 km/h a mandat wynosi wówczas od około 100-300 zł to - aby osiągnąć planowany przez ministra finansów dochód mandat musiałaby zapłacić - aż połowa z 17 mln polskich kierowców.

Kierowco płacz i płać

Mandaty to zaledwie czubek góry lodowej. Ze względu na opodatkowanie paliw stacje benzynowe powinny zmienić logo koncernów paliwowych na tabliczki "ekspozytura urzędu skarbowego". Około połowa ceny benzyny to danina dla budżetu państwa. Przy cenie benzyny równej 5,67 zł - 1,57 zł  to akcyza, 1,06 zł to VAT, 10 gr opłata paliwa, a rzeczywista cena litra paliwa (ropa, zarobek rafinerii i stacji benzynowej) to 2,95 zł.  Podobnie jest w przypadku oleju napędowego.  Przy obecnych cenach paliw a im drożej tym lepiej dla budżetu kierowcy zapłacą  22,6 mld VAT, i 27 mld zł akcyzy.

Kolejne miliardy to „prowizje" od każdej transakcji – zakupu auta, jego rejestracji (opłaty urzędowe), napraw i przeglądów (podatek VAT), uzupełnienia w spryskiwaczach płynem zawierającym alkohol z akcyzą, aż po słone opłaty za przejazd autostradami.

Kuriozalne jest to w jaki sposób państwo wydaje pieniądze zarobione na kierowcach. Środki z opłaty paliwowej (wprowadzono ją aby zebrać pieniądze na budowę dróg) za czasów rządów PiS przeznaczono na przewozy pasażerskie. Z kolei rząd PO zapłacił nimi PKP odkupując - w imieniu Skarbu Państwa - akcje spółki PKP Polskie Linie Kolejowe.

Opłata recyklingowa (500 zł od samochodu) miała pokryć koszty przyszłego złomowania w ekologiczny sposób używanych pojazdów z importu. Łapę na pieniądzach położył jednak Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który wspomaga nimi inwestycje melioracyjne.

Trzy lata temu podniesiono z 13,6 do 18,6 proc. stawkę akcyzy od aut z silnikami powyżej  2000 cm3  Wpływy z tej podwyżki miały zasilić powstający Fundusz Solidarności Społecznej. Fundusz nie powstał, ale podatek pozostał.

Na pocieszenie warto dodać, że w starciu z maszyną biurokratyczną uzbrojony w antyradary, CB radio i aplikacje telefoniczne ostrzegające przed radarami polski kierowca ucieka niczym Zorro przed ciamajdowatym sierżantem Garcią. Jak dotąd z ambitnego planu mandatowego inspektorzy transportu drogowego zrealizowali zaledwie niewielki ułamek procenta – wpływy z mandatów wyniosły 7,3 mln zł.

Cały artykuł Tomasza Molgi będzie można przeczytać w najnowszym numerze "Wprost". E-wydanie "Wprost" jest dostępne od godziny 12 w niedzielę.