Sędzia Milewski: z kancelarią premiera musiałem rozmawiać

Sędzia Milewski: z kancelarią premiera musiałem rozmawiać

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sędzia Milewski tłumaczy, że z rzekomym urzędnikiem kancelarii premiera rozmawiał "jako prezes sądu a nie jako sędzia orzekający w jakiejś sprawie" (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Prezes sądu okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski, który znalazł się pod silną krytyką po tym jak stał się bohaterem prowokacji i wdał się w rozmowę o sprawie Amber Gold z osobą podającą się za pracownika Kancelarii Premiera w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" tłumaczy, że "rozmawiał nie jako sędzia, tylko jako prezes". - Prezes pełni funkcję administracyjną i musi rozmawiać ze wszystkimi - z urzędem wojewódzkim, z urzędem miejskim, z dziennikarzami. Tym bardziej jeżeli sekretarka łączy mnie z kancelarią premiera - podkreśla.
- Kancelaria dzwoni w sprawie nietuzinkowej, która cały czas nabierała rozpędu, którą żyje cała Polska. Musiałem rozmawiać - wyjaśnia sędzia Milewski. Dodaje, że "nie usłyszał dobrze nazwiska pracownika kancelarii, który do niego dzwonił. - W ogóle nie znam ludzi z kancelarii premiera - dodaje zaznaczając, że z oficjalnych spotkań zna szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. Zapewnia jednak, że Arabski nigdy do niego nie dzwonił. Zapewnia też, że nigdy nie poddał się politycznym naciskom a w całej sprawie zachował się właściwie.

- Oddaję się w ręce sędziów z KRS i mam nadzieję, że podejdą do mojej sprawy zgodnie z literą prawa, a nie z jego duchem - podsumowuje.

"Gazeta Wyborcza", arb