Sympatyczny, nieco zagubiony, z klasą. Taki był według Krzysztofa Jackowskiego słynny gangster Pershing. "Wprost" publikuje fragment rozmowy z jasnowidzem z Człuchowa, która ukaże się w książce Rozmowa z Ewy Ornackiej i Piotra Pytlakowskiego „Nowy alfabet mafii”.
Kopalnią wiedzy o legendarnym szefie gangu pruszkowskiego – ku naszemu zaskoczeniu – okazał się Krzysztof Jackowski z Człuchowa, najsłynniejszy polski jasnowidz. W szczerej rozmowie wyznał nam, że przez lata przyjaźnił się z Pershingiem, ale długo się wahał, zanim publicznie o tym opowiedział - napisali Ewa Ornacka oraz Piotr Pytlakowski.
P. Pytlakowski, E. Ornacka: Skąd ta znajomość z Pershingiem?
Krzysztof Jackowski: Spotkaliśmy się na początku lat 90. Pershingowi polecił mnie pewien człowiek, którego ostrzegłem, że skradną mu nowe auto. I tak się stało. Andrzej K. miał podobny problem. Skradziono mu czarne bmw. Zrobiłem dla niego wizję: "Kradzież zorganizował człowiek,którego dobrze pan zna. Ma na dłoni tatuaż pająka”. Pershing zaklął. Wymienił rosyjskie imię. Później spotkałem tego mężczyznę z pająkiem. Pershing wybaczył mu to bmw.
(...)
Jak odwdzięczał się za pomoc?
Postanowił mnie przedstawić swoim kumplom. Myślałem, że na imprezę w jego domu w Ożarowie Mazowieckim przyjdą znajomi biznesmeni, bo za takiego uważałem wtedy Pershinga, albo sąsiedzi. Grubo się pomyliłem! Przyszli najsłynniejsi gangsterzy z Pruszkowa. Prymitywni: jedni marudni, inni z bliznami. Nawijali o Platonie, a nie mieli pojęcia, kim był Platon! Byłem zmęczony, to nie moje klimaty – myślę. Wtedy pojawił się Andrzej Z., czyli Słowik. Malutki człowiek, niewysoki, ale elegancki, z manierami. Towarzyszyła mu atrakcyjna kobieta w czerwonej krótkiej sukience. "Witam towarzystwo” – ukłonił się nisko. "Oj, smętnie tu u was. Moja koleżanka zrobi wam zaraz atrakcję!” mrugnął do kobiety. Wtedy po raz pierwszy widziałem w życiu striptiz.
Nie płacił panu za wizje?
No właśnie i byłem na niego zły, bo przecież to moja praca. Któregoś razu czekałem na niego w jakimś mieszkaniu w Warszawie, ale on przepadł. Przenocowałem, budzę się i myślę: "Kawał chama z tego Andrzeja. Idę na dworzec”. Już miałem wychodzić, ale w głowie pojawiły się obrazy: Pershing podjeżdża pod dom, w mojej wizji to był marzec, dwóch ludzi strzela do niego, Andrzej ginie.
Opowiedział mu pan o tym?
Ostrzegłem go i wyjechałem do Człuchowa, do domu. Od tamtej pory nie widziałem Pershinga przez kilka miesięcy. Aż do marca. Okazało się, że faktycznie zorganizowano zamach. Andrzej przeżył, bo był sprytny – od czasu mojej wizji, którą potraktował śmiertelnie poważnie, mieszkał w Warszawie, nie w Ożarowie. Do domu wysyłał ochroniarza, bardzo do siebie podobnego. To ten człowiek został postrzelony.
Zginął od kul?
Cudem przeżył. Zamachowcy byli pewni, że strzelają do Pershinga. Po tym zamachu spotkałem się z Andrzejem w motelu pod Warszawą. Był przerażony. Powiedział, że uratowałem mu życie. Twierdził, że strzelał jakiś gość z Gdańska i brat Dziada – Wiesiek N. Od tamtej pory Pershing szukał mojej rady w prywatnych sprawach.
Rozmawialiście o mafii?
Nigdy! Teraz wiem, że w ten sposób mnie chronił. Bał się o moje bezpieczeństwo. Kiedy pomogłem policji w odnalezieniu zwłok zamordowanej studentki z Zielonej Góry i wskazałem dwóch zabójców, Pershing wpadł w szał. Byliśmy wtedy w Sopocie. Andrzej przeczytał o tej sprawie w "Super Expressie” i darł się, że mordercy Ewy mnie odnajdą i zabiją. "Ja się nie będę z tobą zadawał, jak ty będziesz udzielał prasie takich wywiadów” – wrzeszczał.
Więcej o relacjach Jackowskiego z Pershingiem w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" oraz książce Piotra Pytlakowskiego oraz Ewa Ornackiej "Nowy alfabet mafii".
P. Pytlakowski, E. Ornacka: Skąd ta znajomość z Pershingiem?
Krzysztof Jackowski: Spotkaliśmy się na początku lat 90. Pershingowi polecił mnie pewien człowiek, którego ostrzegłem, że skradną mu nowe auto. I tak się stało. Andrzej K. miał podobny problem. Skradziono mu czarne bmw. Zrobiłem dla niego wizję: "Kradzież zorganizował człowiek,którego dobrze pan zna. Ma na dłoni tatuaż pająka”. Pershing zaklął. Wymienił rosyjskie imię. Później spotkałem tego mężczyznę z pająkiem. Pershing wybaczył mu to bmw.
(...)
Jak odwdzięczał się za pomoc?
Postanowił mnie przedstawić swoim kumplom. Myślałem, że na imprezę w jego domu w Ożarowie Mazowieckim przyjdą znajomi biznesmeni, bo za takiego uważałem wtedy Pershinga, albo sąsiedzi. Grubo się pomyliłem! Przyszli najsłynniejsi gangsterzy z Pruszkowa. Prymitywni: jedni marudni, inni z bliznami. Nawijali o Platonie, a nie mieli pojęcia, kim był Platon! Byłem zmęczony, to nie moje klimaty – myślę. Wtedy pojawił się Andrzej Z., czyli Słowik. Malutki człowiek, niewysoki, ale elegancki, z manierami. Towarzyszyła mu atrakcyjna kobieta w czerwonej krótkiej sukience. "Witam towarzystwo” – ukłonił się nisko. "Oj, smętnie tu u was. Moja koleżanka zrobi wam zaraz atrakcję!” mrugnął do kobiety. Wtedy po raz pierwszy widziałem w życiu striptiz.
Nie płacił panu za wizje?
No właśnie i byłem na niego zły, bo przecież to moja praca. Któregoś razu czekałem na niego w jakimś mieszkaniu w Warszawie, ale on przepadł. Przenocowałem, budzę się i myślę: "Kawał chama z tego Andrzeja. Idę na dworzec”. Już miałem wychodzić, ale w głowie pojawiły się obrazy: Pershing podjeżdża pod dom, w mojej wizji to był marzec, dwóch ludzi strzela do niego, Andrzej ginie.
Opowiedział mu pan o tym?
Ostrzegłem go i wyjechałem do Człuchowa, do domu. Od tamtej pory nie widziałem Pershinga przez kilka miesięcy. Aż do marca. Okazało się, że faktycznie zorganizowano zamach. Andrzej przeżył, bo był sprytny – od czasu mojej wizji, którą potraktował śmiertelnie poważnie, mieszkał w Warszawie, nie w Ożarowie. Do domu wysyłał ochroniarza, bardzo do siebie podobnego. To ten człowiek został postrzelony.
Zginął od kul?
Cudem przeżył. Zamachowcy byli pewni, że strzelają do Pershinga. Po tym zamachu spotkałem się z Andrzejem w motelu pod Warszawą. Był przerażony. Powiedział, że uratowałem mu życie. Twierdził, że strzelał jakiś gość z Gdańska i brat Dziada – Wiesiek N. Od tamtej pory Pershing szukał mojej rady w prywatnych sprawach.
Rozmawialiście o mafii?
Nigdy! Teraz wiem, że w ten sposób mnie chronił. Bał się o moje bezpieczeństwo. Kiedy pomogłem policji w odnalezieniu zwłok zamordowanej studentki z Zielonej Góry i wskazałem dwóch zabójców, Pershing wpadł w szał. Byliśmy wtedy w Sopocie. Andrzej przeczytał o tej sprawie w "Super Expressie” i darł się, że mordercy Ewy mnie odnajdą i zabiją. "Ja się nie będę z tobą zadawał, jak ty będziesz udzielał prasie takich wywiadów” – wrzeszczał.
Więcej o relacjach Jackowskiego z Pershingiem w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" oraz książce Piotra Pytlakowskiego oraz Ewa Ornackiej "Nowy alfabet mafii".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .