Małżeństwo na weekend

Małżeństwo na weekend

Dodano:   /  Zmieniono: 
Małżeństwo na weekend (Marco Tiberio/Fotolia.pl) 
Jedno tu, drugie – tam. W innym mieście lub kraju. Spotkania w weekendy, a często rzadziej. W taki sposób funkcjonuje coraz więcej związków.

Marlena, 36-latka, specjalista od public relations, wyjechała z Warszawy, bo szefowie zaproponowali jej, aby była w zespole, który tworzył nową filię firmy w Krakowie. Awans, spora podwyżka, opłacona wynajęta kawalerka. – Początkowo pomyślałam: bez sensu. Ania dopiero w pierwszej klasie podstawówki, Krzyś w czwartej. A potem zaczęłam się bić z myślami. Bo właściwie czemu nie? Nie wyjeżdżam na zawsze. I nie na drugi koniec świata – opowiada. Jej mąż Radek ma w Warszawie stabilną posadę – kierownicze stanowisko w firmie ubezpieczeniowej. Narada była więc szybka i konkretna. Wszyscy przenoszą się do Krakowa? Odpada. On nie rzuci pracy. Ona zabiera dzieci z sobą? Ta wersja też szybko upadła. Nie można z dnia na dzień przeorganizować im życia. Pozostała opcja: Radek z dziećmi tu, ona tam. Do Warszawy przyjeżdżała w piątek wieczorem. Wyjeżdżała w niedzielę po południu. Tak miało być przez mniej więcej rok. Przedłużyło się do półtora.

Kasia i Piotr na odległość funkcjonują od dwóch lat. On znalazł pracę w Niemczech. Ona z siedmioletnią córką Marysią zostały w Poznaniu. Starają się widywać w każdy weekend. Najczęściej przyjeżdża on, ale bywa odwrotnie. – Właściwie ciągle mam w domu jakieś walizki. Albo Piotrka, albo nasze – opowiada Kasia, która w Poznaniu ma własne biuro rachunkowe.

Takich związków jest coraz więcej. – Zmienia się system pracy, zmieniają się wymagania pracodawców. Liczą się dyspozycyjność, otwartość na wszelkie zmiany, no i mobilność – tłumaczy dr Hubert Sommer, socjolog i psycholog społeczny z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Jak podkreśla, przełom nastąpił po naszym wejściu do Unii Europejskiej, gdy wiele osób zaczęło wyjeżdżać do pracy za granicę. – Staliśmy się globalną wioską. Do tego doszedł rozwój nowych mediów i technologii. Dlatego dziś tok myślenia pokolenia młodych Polaków jest kompletnie inny niż 30 lat temu. Doceniamy dobrobyt, w jego poszukiwaniu przeniesienie się z miejsca na miejsce nie stanowi już żadnego problemu. Co za tym idzie – zmienia się model funkcjonowania rodziny, zmieniają się same związki – podkreśla. Dwa lata po wejściu Polski do UE szacowano, że związków na odległość jest ponad 300 tys. Dziś mówi się, że liczba ta prawdopodobnie się podwoiła. Międzynarodowa organizacja gospodarcza OECD ocenia, że będzie ich jeszcze więcej. Ale i tak daleko nam do rekordowych pod tym względem Stanów Zjednoczonych, gdzie osobno żyje ponad 3 mln małżeństw. W dodatku związki na odległość utrzymuje 25-50 proc. młodych par.

ZWIĄZEK PRZEZ SKYPE’A

Jeszcze kilkanaście lat temu jeden z małżonków zazwyczaj wyjeżdżał do pracy za granicę. Teraz popularne stały się wyjazdy krajowe. On i ona pracują w Polsce, ale nierzadko w dwóch różnych jej częściach. Zdecydowanie rzadziej wybierana jest opcja wspólnej przeprowadzki. Jeśli jedno otrzymuje propozycję pracy w innym mieście, przeważnie wynajmuje tam mieszkanie i dojeżdża na weekendy do domu.

Pojawiają się jednak wątpliwości. Korzyści ekonomiczne to jedna strona medalu. A co ze związkiem? Odległość może go wzmocnić, ale bywa, że niszczy. Jednym taki rodzaj życia przychodzi łatwiej. Radzą sobie bez codziennego wsparcia drugiej osoby i jej fizycznej obecności. Inni tego wsparcia potrzebują non stop, trudno im stawiać czoła problemom w pojedynkę. Marlena i Radek wspominają, że spotykali się w weekendy, ale widzieli i rozmawiali codziennie. Przez Skype’a. Zawsze o godzinie 18. To była taka rutynowa, rodzinna narada z udziałem dzieci. Co trzeba zrobić, za co zapłacić, kiedy zebranie w szkole, na jaką temperaturę ona ma nastawić pralkę, czy alergologa dla córki lepiej umówić na wtorek czy na sobotę, gdy Marlena już będzie w domu. Późnym wieczorem pisali do siebie e-maile i zazwyczaj powtórnie widzieli się na Skypie. Ale to już były rozmowy bardziej osobiste, wręcz intymne. Kasia i Piotrek funkcjonują podobnie. Twierdzą, że skype’owo-mailowo-telefoniczne życie opracowali do perfekcji. – Ostatnio nawet gdy Maryśka miała katar, a ja musiałam wyjść z psem i zrobić szybkie zakupy, połączyłam się z Piotrem i mówię do niego: „Popilnuj małej”. Ona rozsiadła się przed monitorem, prowadzili konwersację, a ja mogłam wyjść z domu – opowiada. Przyznaje jednak, że bywają trudne chwile. Bardzo trudne. Myślenie, co on tam robi. I tęsknota. Kilka razy zdarzyło się, że nie widzieli się nawet trzy tygodnie. On nie mógł przyjechać w weekend, bo w związku z pracą jechał do innej części Niemiec. – No i czasem ciężko mi samej wszystko ogarnąć. Zwłaszcza z biadoleniem teściowej w tle, że co to za życie i że to wszystko dobrze skończyć się nie może – opowiada Kasia.

Dr Wojciech Kulesza, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej specjalizujący się w psychologii bliskich związków, podkreśla, że wyjazd jednego z partnerów, choć na pewno stanowi problem dla całej rodziny, nie jest wcale jednoznaczny z katastrofą. – Każda gwałtowna zmiana, która powoduje, że rodzina zaczyna funkcjonować inaczej, jest niebezpieczna. Nawet jeśli dotyczy to spraw z pozoru błahych. Na przykład ojciec zawsze odbierał dziecko ze szkoły i nagle przestaje. Ono nie rozumie argumentu, że tata wyjechał i będzie teraz lepiej zarabiał – mówi. Jego zdaniem w żadnym jednak razie nie należy demonizować wyjazdów, a po prostu nie trywializować codziennej pracy nad rodziną i związkiem. Bez względu na dzielące nas kilometry. Często bowiem bywa tak, że związki zamieniają się w weekendowe, mimo że partnerzy mieszkają pod jednym dachem. – A i tak mają poczucie stałej nieobecności drugiej osoby. Na przykład wtedy, gdy pracują na zmiany, a po pracy zmieniają się w opiece nad dzieckiem. Takie pary również widują się głównie w soboty i niedziele – mówi dr Kulesza.

MĄŻ JAK ZNAK DROGOWY

Często pojawia się argument, że w związkach na odległość rośnie ryzyko zdrady. Że brak obecności drugiego partnera powoduje większe pokusy. – Moim zdaniem ryzyko jest podobne. I bez wyjazdów ludzie się zdradzają i rozstają. Mają poczucie niespełnienia. Żyją w jednym mieszkaniu, a obojętnie się mijają, patrząc na siebie jak na znak drogowy. To nie wyjazd rodzi zdradę, ale inne, poważniejsze przyczyny – mówi dr Kulesza. Dr Aleksandra Jodko, seksuolog i psychoterapeutka, podkreśla, że rozłąka może stanowić spory problem dla osób, które mają dużą potrzebę bliskości. – Dla nich życie na odległość może skończyć się tym, że zaczną szukać kogoś innego – tłumaczy.

Podkreśla jednak, że związki są różne. – Każdy to suma dwóch różnych osobowości. Nie ma jednoznacznej recepty na utrzymanie dobrych relacji. Bywa i tak, że rozłąka ratuje niektóre związki – mówi dr Jodko. Jej pacjenci niejednokrotnie wskazywali, że rozstanie umożliwiło przetrwanie ich małżeństwa. – Jedna z pań opowiadała, że długo zastanawiała się, czy jechać z mężem, któremu zaproponowano pracę za granicą. W efekcie zdecydowała się zostać ze względu na szkołę dzieci. Codziennie przez kwadrans rozmawiała z mężem na Skypie. Potem przyznała, że od dawna nie czuła się tak ważna. To było 15 minut tylko dla niej. Była w centrum uwagi, co nie zdarzyło się od lat – mówi. – Ta sytuacja powinna dać do myślenia wielu parom. Bo dopiero tęsknota przypomina nam, za co tę drugą osobę kochamy. Na co dzień często o tym zapominamy – podkreśla dr Jodko.

To spostrzeżenie potwierdzają badania naukowe. Specjaliści z City University of Hong Kong i Cornell University z USA na podstawie swoich badań stworzyli nawet teorię, że paradoksalnie odległość powoduje, że partnerzy niekiedy zbliżają się do siebie bardziej niż w tradycyjnych związkach. Małżonkowie w takiej sytuacji o wiele bardziej dbają o komunikowanie się z sobą. Pomaga im w tym rozwinięta

technika. Jak przyznaje Crystal Jiang, jedna z autorek tego badania, pary żyjące w związkach na odległość bardziej też się starają, jeśli chodzi o mówienie o uczuciach i potrzebie bliskości, niż partnerzy, którzy mają siebie na wyciągnięcie ręki. Ponieważ par, które muszą żyć na odległość, jest coraz więcej, na internetowych forach trwają na ten temat burzliwe dyskusje. Tam wyraźnie pesymizm przeplata się z optymizmem. – Jak to w życiu – komentuje Kasia. Przyznaje, że sama jest raczej w grupie optymistów. Jest przekonana, że Piotrek w Niemczech ciężko pracuje. Nie dopuszcza do siebie myśli o skokach w bok. Ona sama ma poczucie, że sobie radzi, że wszystko ogarnia. I to daje jej satysfakcję. A obawę ma właściwie jedną, i to taką, której by się nie spodziewała. – Teraz te nasze weekendowe spotkania traktujemy jak święto, które wspólnie celebrujemy i na które szykujemy się przez pięć dni. Zawsze planujemy wyjście całą rodziną, ale też we dwoje. Na przykład na kolację do restauracji, co się nam praktycznie przed wyjazdem Piotra nie zdarzało. Taka randka jak za dawnych czasów. Nie chcemy zmarnować ani minuty. Staramy się – mówi Kasia. Ma obawy, czy tak samo będzie, gdy mężowi skończy się kontrakt i wróci na stałe do Polski.

– Gdy jesteśmy daleko, znacznie łatwiej o refleksję, kim jest dla nas ta druga osoba. Bardziej doceniamy partnera niż w sytuacji, gdy widzimy go codziennie przy śniadaniu. Dlatego powrót do codziennego życia może czasem okazać się pułapką. To jedno z niebezpieczeństw czyhających na weekendowe małżeństwa – ocenia dr Kulesza. Bo większość takich układów kiedyś się kończy. Przecież zazwyczaj weekendowe małżeństwa mają z założenia trwać tylko przez jakiś czas – rok, najwyżej dwa. Marlena przyznaje, że po powrocie do rodziny przez pierwsze kilkanaście dni czuła się dziwnie. Trochę jakby weszła na nie do końca swoje terytorium. Ale zapewnia, że to uczucie szybko minęło. 


(Artykuł opublikowany w 4/2015 nr tygodnika Wprost)
Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wprost",
który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.


"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay