- Wydawanie ponad 90 mln złotych na program, który nie jest jedynym rozwiązaniem problemu niepłodności, a z drugiej strony budzi bardzo zasadnicze opory etyczne dużej części społeczeństwa, wydaje się po prostu niecelowe - tak minister zdrowia Konstanty Radziwiłł uzasadniał konieczność przerwania programu zapładniania kontrowersyjną metodą.
W Łodzi, jednym z najszybciej wyludniających się miast w Polsce, nie chcą rezygnować z żadnej szansy na poprawienie przyrostu. Rządząca w mieście koalicja PO - SLD pomimo sprzeciwów radnych z PiS-u zamierza dotować in vitro.
- Pod względem medycznym, łódzki program nie będzie różnił się od tego rządowego, który jest wygaszany - mówi przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi Tomasz Kacprzak z PO.
Kosztowna pomoc
Według planów miasto zwróci połowę kosztów zapłodnienia in vitro, czyli około 4 tys. złotych.
- W tym momencie nie stać nas na towar ekskluzywny. Powinniśmy wykorzystać inne, w większości tańsze metody leczenia niepłodności - sprzeciwia się Marcin Zalewski z PiS.
- Chcemy po prostu pomóc parom, które nie mogą doczekać się potomstwa. To wszystko – odpowiada Małgorzata Niewiadomska-Cudak z SLD.
Obrona Częstochowy
Jak dotąd metoda in vitro wspierana była przez władze miejskie jedynie w Częstochowie. Podobny projekt nie powiódł się w Sosnowcu. Program rządowy ma zostać wygaszony do 30 czerwca. W Łodzi miałby wystartować od 1 lipca.
TVN24