Grudniowe popołudnie, kilka dni przed Nowym Rokiem. Młoda dziewczyna próbuje załatwić sobie wyjazd do Laosu - ma tam wypoczywać w czasie zimowych ferii. Najpierw leci do Tajlandii - rok wcześniej była tam w Sylwestra. Nie miała wizy, więc potraktowano ją prawie jak nielegalną imigrantkę i dopiero po długich rozmowach udało się jej załatwić formalności. Teraz chce uniknąć nieprzyjemności, dlatego wpisuje w wyszukiwarkę: „ambasada Laosu w Warszawie”. Za chwilę pojawia się adres.
„To tu?” myśli, wchodząc do szarego, brzydkiego, zwykłego budynku. Na pozór zwykłego, bo w środku: lustra, boazeria, luksus i… lista ambasad. W którymś z mieszkań teoretycznie ma być przedstawicielstwo Laosu. Ale pan w recepcji jakoś nic o tym nie wie.
– Ambasada Laosu? Aaa, była. Na 14 piętrze. Ale to już dawno nie tutaj – tłumaczy.
– To gdzie mamy iść? – pyta zafrasowana.
– Wydaje mi się, że to naprzeciwko (wychodzi na zewnątrz i pokazuje budynek).
***
– Przepraszam, wie pani, gdzie teraz znajduje się ambasada Laosu?
– Zaraz sprawdzę… Niestety, nie zostawili adresu.
– To co teraz robić?
– Może jakaś infolinia?
***
– Infolinia, słucham.
– Proszę pani, potrzebuję kontaktu do ambasady Laosu.
– Laos, Laos… Nie mam takiego państwa w bazie danych. Obawiam się, że takie państwo nie istnieje.
***
Żart rodem z filmów Stanisława Barei? Nie. Wszystko wydarzyło się współcześnie, w centrum dużego europejskiego kraju. Bohaterami są zapewne osoby z wyższym wykształceniem (bo przecież dzisiaj tylko pracownicy posiadający takie kwalifikacje mogą odbierać telefony). Młodzi, piękni, wyedukowani Polacy. A, jak wiadomo, Polak zawsze potrafi pomóc. Szczególnie drugiemu Polakowi.
– Ambasada Laosu? Aaa, była. Na 14 piętrze. Ale to już dawno nie tutaj – tłumaczy.
– To gdzie mamy iść? – pyta zafrasowana.
– Wydaje mi się, że to naprzeciwko (wychodzi na zewnątrz i pokazuje budynek).
***
– Przepraszam, wie pani, gdzie teraz znajduje się ambasada Laosu?
– Zaraz sprawdzę… Niestety, nie zostawili adresu.
– To co teraz robić?
– Może jakaś infolinia?
***
– Infolinia, słucham.
– Proszę pani, potrzebuję kontaktu do ambasady Laosu.
– Laos, Laos… Nie mam takiego państwa w bazie danych. Obawiam się, że takie państwo nie istnieje.
***
Żart rodem z filmów Stanisława Barei? Nie. Wszystko wydarzyło się współcześnie, w centrum dużego europejskiego kraju. Bohaterami są zapewne osoby z wyższym wykształceniem (bo przecież dzisiaj tylko pracownicy posiadający takie kwalifikacje mogą odbierać telefony). Młodzi, piękni, wyedukowani Polacy. A, jak wiadomo, Polak zawsze potrafi pomóc. Szczególnie drugiemu Polakowi.