Ruszył proces za "listę Wildsteina"

Ruszył proces za "listę Wildsteina"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozpoczął się proces cywilny, który Bronisławowi Wildsteinowi i Instytutowi Pamięci Narodowej wytoczył legnicki radny Ryszard Kość. Jego nazwisko znalazło się na tzw. liście Wildsteina, choć chodziło o inną osobę.
Radny (obecnie niezależny, dawniej SLD) latem 2005 r. uzyskał w  IPN zaświadczenie iż jego dane osobowe są inne niż te zawarte w  archiwach instytutu. Oznacza to, że na "liście Wildsteina" chodziło o inną osobę o tym imieniu i nazwisku. Zdaniem Kościa, mimo to jego dobra osobiste zostały naruszone, bo część osób - w  tym dziennikarze - uznała po opublikowaniu listy, że to jego dane na niej figurują.

Kość powiedział PAP we wtorek, że poczuł się urażony tym, że jego nazwisko figuruje na liście, o której potocznie mówiło się, że  jest listą agentów SB. "Ta lista zrobiła dużą krzywdę wielu ludziom. Ja doznałem szkód psychicznych. Na ulicy czy w urzędzie miasta słyszałem jak mówią o mnie +agent+ lub +James Bond+. Dopiero po czasie ludzie zrozumieli, że walczę o swoje dobre imię. Chcę tę sprawę doprowadzić do końca" - dodał.

Podczas procesu chce udowodnić, że opublikowanie listy nadszarpnęło zaufanie wyborców do jego osoby i naraziło go na nieprzyjemności. Od pozwanych domaga się przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia na cele charytatywne - letni wypoczynek podopiecznych Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i dofinansowanie legnickiej stołówki dla bezdomnych prowadzonej przez księży.

We wtorek w sądzie nie stawił się b. publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein. Reprezentujący go mecenas Maciej Łuczak wnioskował o oddalenie powództwa argumentując to tym, że skoro to  nie Kość, lecz inna osoba o tym nazwisku znajdowała się w zasobie katalogowym IPN, radny nie ma legitymacji do występowania w tym procesie. O oddalenie powództwa wniósł też adwokat reprezentujący IPN.

Mec. Łuczak wnioskował również o przesłuchanie podczas procesu Bronisława Wildsteina. Na pytanie PAP o cel tego przesłuchania -  skoro wnioskuje o oddalenie powództwa - mecenas odpowiedział, że  chce by Wildstein opowiedział o swoich "prawdziwych motywach". "Mój klient już wielokrotnie wyjaśniał swoje postępowanie i to, że  kierowane wobec niego zarzuty są bezpodstawne" - powiedział.

Wildstein utrzymuje, że to nie on umieścił listę w internecie lub  w jakikolwiek inny sposób ją opublikował. Katalogiem archiwalnym IPN posługiwał się zaś w swojej pracy zawodowej i w celach służbowych udostępnił ją dziennikarzom innych redakcji.

Mec. Łuczak w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że choć dla  osób, "które interesowały się IPN" lista była niczym innym jak spisem archiwaliów, to "w początkowym okresie (od jej upublicznienia - PAP) istniało pejoratywne pojęcie listy".

Przed stołecznym sądem okręgowym rozpoczął się w styczniu również inny proces, który Wildsteinowi i IPN wytoczyła osoba figurująca na liście. Doradca podatkowy Tomasz N. domaga się w nim 120 tys. zł odszkodowania. Uważa on, że powszechne ujawnienie spisu naruszyło jego dobra osobiste i nadszarpnęło jego dobre imię. Podaje, że stracił z tego powodu dziesięciu klientów.

N. nie kryje, że SB się nim interesowała i traktowała go jako kontakt operacyjny. Rozmawiał z oficerami SB, ale zaznacza, że  była to współpraca nieświadoma.

Sąd zawiesił ten proces z powodu śledztwa w prokuraturze, która szuka winnych przecieku. Możliwe, że podobnie postąpi sąd w  przypadku sprawy Ryszarda Kościa.

ss, pap