Kość powiedział PAP we wtorek, że poczuł się urażony tym, że jego nazwisko figuruje na liście, o której potocznie mówiło się, że jest listą agentów SB. "Ta lista zrobiła dużą krzywdę wielu ludziom. Ja doznałem szkód psychicznych. Na ulicy czy w urzędzie miasta słyszałem jak mówią o mnie +agent+ lub +James Bond+. Dopiero po czasie ludzie zrozumieli, że walczę o swoje dobre imię. Chcę tę sprawę doprowadzić do końca" - dodał.
Podczas procesu chce udowodnić, że opublikowanie listy nadszarpnęło zaufanie wyborców do jego osoby i naraziło go na nieprzyjemności. Od pozwanych domaga się przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia na cele charytatywne - letni wypoczynek podopiecznych Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i dofinansowanie legnickiej stołówki dla bezdomnych prowadzonej przez księży.
We wtorek w sądzie nie stawił się b. publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein. Reprezentujący go mecenas Maciej Łuczak wnioskował o oddalenie powództwa argumentując to tym, że skoro to nie Kość, lecz inna osoba o tym nazwisku znajdowała się w zasobie katalogowym IPN, radny nie ma legitymacji do występowania w tym procesie. O oddalenie powództwa wniósł też adwokat reprezentujący IPN.
Mec. Łuczak wnioskował również o przesłuchanie podczas procesu Bronisława Wildsteina. Na pytanie PAP o cel tego przesłuchania - skoro wnioskuje o oddalenie powództwa - mecenas odpowiedział, że chce by Wildstein opowiedział o swoich "prawdziwych motywach". "Mój klient już wielokrotnie wyjaśniał swoje postępowanie i to, że kierowane wobec niego zarzuty są bezpodstawne" - powiedział.
Wildstein utrzymuje, że to nie on umieścił listę w internecie lub w jakikolwiek inny sposób ją opublikował. Katalogiem archiwalnym IPN posługiwał się zaś w swojej pracy zawodowej i w celach służbowych udostępnił ją dziennikarzom innych redakcji.
Mec. Łuczak w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że choć dla osób, "które interesowały się IPN" lista była niczym innym jak spisem archiwaliów, to "w początkowym okresie (od jej upublicznienia - PAP) istniało pejoratywne pojęcie listy".
Przed stołecznym sądem okręgowym rozpoczął się w styczniu również inny proces, który Wildsteinowi i IPN wytoczyła osoba figurująca na liście. Doradca podatkowy Tomasz N. domaga się w nim 120 tys. zł odszkodowania. Uważa on, że powszechne ujawnienie spisu naruszyło jego dobra osobiste i nadszarpnęło jego dobre imię. Podaje, że stracił z tego powodu dziesięciu klientów.
N. nie kryje, że SB się nim interesowała i traktowała go jako kontakt operacyjny. Rozmawiał z oficerami SB, ale zaznacza, że była to współpraca nieświadoma.
Sąd zawiesił ten proces z powodu śledztwa w prokuraturze, która szuka winnych przecieku. Możliwe, że podobnie postąpi sąd w przypadku sprawy Ryszarda Kościa.
ss, pap