Krajowa Rada Obrony Polityków?

Krajowa Rada Obrony Polityków?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy nowo powołana Krajowa Rady Radiofonii i Telewizji zajmie się sprawą dzielenia mediów na lepsze i gorsze, jaka miała miejsce podczas podpisywania paktu stabilizacyjnego w czwartek? Jej członkowie nie widzą problemu.
Sprawa ta będzie pierwszym sprawdzianem dla rady. Ustawa o rtv zobowiązuje ją bowiem do "stania na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności nadawców i interesów odbiorców". Z wypowiedzi członków rady wynika jednak, że nie dostrzegają oni niczego ponad niezręczność organizatorów konferencji.

Witold Kołodziejski, senacki członek KRRiT, warszawski radny PiS, były dziennikarz telewizji publicznej, tłumaczył w piątek "Gazecie Wyborczej", że nie zostało naruszone prawo i KRRiT nie ma żadnych podstaw, by zająć się tą  sprawą. Przerzucił natomiast część odpowiedzialności za tę sytuację na media. "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. LPR, Samoobrona, ale i PiS także mogą mieć słuszny żal do mediów o sposób relacjonowania ich pracy" - ocenił. Dodał, że była to premia dla mediów związanych z o. Rydzykiem od ugrupowań politycznych, które podpisywały w czwartek pakt. Jak twierdził, mają większe zaufanie do tych właśnie mediów, do sposobu ich relacjonowania, i w czwartek dali temu wyraz. "Wyróżnili ich, dając im newsa przed innymi".

Również Wojciech Dziomdziora, prawnik, prezydencki członek KRRiT, nie dostrzega w tym przypadku naruszenia prawa. - To kwestia obyczaju politycznego - mówi.

Witold Kołodziejski chce raczej stać na straży wolności polityków niż mediów. Uznał, że nie ma mowy o ograniczeniu dostępu do informacji publicznej, bo natychmiast po parafowaniu umowy zorganizowano dostępną dla wszystkich redakcji konferencję prasową. "A komu zainteresowani chcieli powiedzieć o tym pierwsi, do kogo pierwsi zadzwonili - to jest ich wolność, ich wolny wybór. - Nie można nikomu narzucać, które media powinien zapraszać. "Przecież nie będziemy ograniczać wolności, bo gdybyśmy to robili, bylibyśmy jakimś megaradiokomitetem" - powiedział. Jego zdaniem, pretensje innych mediów w sprawie relacji w  Telewizji "Trwam" pojawiły się tylko dlatego, że była to właśnie ta stacja, bo "gdyby to była np. TVN, to pewnie nie byłoby problemu".

Zdaniem innego członka Rady Tomasza Borysiuka, wybranego przez Sejm kandydata Samoobrony, zdarzenie w  Sejmie "mogło być jakąś niezręcznością"; nie sądzi jednak, że była to "niezręczność zamierzona". Borysiuk zaznaczył, że nie umie odpowiedzieć na pytanie, czy  Krajowa Rada powinna zająć się tą sprawą. "Nie mówię tak, nie  mówię nie, bo Rada się jeszcze formalnie nie ukonstytuowała" - powiedział. Dodał, że po tym zdarzeniu media "rozpętały burzę i histerię", która przeszła jego wyobrażenie, zamiast zająć się samą umową. To zeszło na plan dalszy, a najważniejszą informacją był fakt, że zorganizowano dwie alternatywne konferencje prasowe".

Tymczasem Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich uważa, że organizatorzy złamali prawo równego dostępu mediów, a także wszystkich obywateli do informacji.

em, pap