Historycy rosyjscy prześcigają się w tworzeniu teorii na temat tego, kto jest winny wybuchu II wojny światowej. Winni są wszyscy, nawet Marsjanie, ale nie miłujący pokój Związek Radziecki. Niestety: rację ma dzisiaj nie ten kto mówi prawdę, lecz ten kto głośniej krzyczy.
Słuchając tych „naukowych teorii” naprawdę można się zirytować, głównie z tego powodu, że są sprzeczne nawet z zasadami logicznego myślenia. Rosyjscy historycy, jeśli naprawdę znają się na swoim rzemiośle muszą zdawać sobie z tego sprawę.
„Niezrozumienie realiów” przez władze Rzeczpospolitej, które nie chciały otrzymać pomocy od Armii Czerwonej to argument wręcz karykaturalny. Swoje granice otworzyły przez sowietami Litwa, Łotwa i Estonia. Efekt: wymordowanie elit, wywózki do gułagów, sprowadzenie cywilizowanych społeczeństw do poziomu nędznej wegetacji. Polacy realia rozumieli więc aż za dobrze. Sowieci wcale nie powstrzymali przy tym Hitlera od dalszych podbojów – jak twierdzą dzisiaj rosyjscy historycy - ale pomogli mu w dobiciu nadal walczącej jeszcze armii polskiej.
Co by było gdyby
„Historycy nie powinni gdybać” – mówi ta część z nich, która nie potrafi tego robić. Pogdybajmy jednak. Jak potoczyłaby się Wojna Obronna gdyby towarzysz Stalin nam nie „pomógł”? Pokonane w zachodniej Rzeczpospolitej Wojsko Polskie nie poszło w rozsypkę, tylko przygotowywało się do obrony w pozostałej części kraju. Na Podolu do obrony umacniane było tzw. Przedmoście Rumuńskie. Stojące tam wojska miały być zasilane –płynącymi już – dostawami uzbrojenia z Zachodu i nadal mobilizowanymi rekrutami. Obrona była przygotowywana w oparciu o linie rzek. Tereny podmokłe i słabo zurbanizowane sprawiały, że kawaleria stawała się bardziej przydatna niż czołgi. Niemcy cierpieli już tymczasem na brak paliwa i amunicji, nadchodziła niesprzyjająca dalszej ofensywie jesień. A na Zachodzie przez cały czas stały dywizje alianckie...
Trzeciej Rzeszy nie pokonalibyśmy sami. Bez ciosu w plecy moglibyśmy jednak stać się dla Hitlera tym, czym wcześniej dla Austro-Węgier Serbia. Niemcy mogliby u nas utknąć do zimy, a wiosna 1940 roku otworzyłaby zupełnie inne perspektywy.
Bajkopisarstwo można jednak obnażyć jeszcze bardziej. Załóżmy, że rzeczywiście sowieci lękali się Hitlera i chcieli położyć kres jego działalności. Co powinni wtedy zrobić? Wejść do Polski 17 września i zamiast zamykać Polaków w obozach... naprawdę stanąć po ich stronie! Skutki niespodziewanego uderzenia wypoczętej Armii Czerwonej na zaangażowany w walkę z Polakami Wehrmacht byłyby zapewne druzgoczące, chodzi tu przede wszystkim o odcięcie jednostek niemieckich od zaopatrzenia. Dałoby się to zrobić dość łatwo, zważywszy, że wojska sowieckie były przygotowywane w szczególności do działań ofensywnych. Generałowie Stalina stawiali przede wszystkim na czołgi, samoloty szturmowe i artylerię.
Jeśli więc ZSRR naprawdę próbowałoby odsunąć zagrożenie krwawej wojny, mogło zdusić Hitlera w zarodku jesienią 1939. Pomogliby mu - z początku podejrzliwi – Polacy, a być może Francuzi i Brytyjczycy, którzy ośmieleni takim obrotem sytuacji wyszliby zza linii Maginota.
Sowieci mogli poić chłodnice czołgów w Sprewie jeszcze w 1939 roku, uratować świat przed wielką wojną, wędrówkami ludów i imperializmem. Nie zrobili tego bo ich celem było coś zupełnie innego.
„Niezrozumienie realiów” przez władze Rzeczpospolitej, które nie chciały otrzymać pomocy od Armii Czerwonej to argument wręcz karykaturalny. Swoje granice otworzyły przez sowietami Litwa, Łotwa i Estonia. Efekt: wymordowanie elit, wywózki do gułagów, sprowadzenie cywilizowanych społeczeństw do poziomu nędznej wegetacji. Polacy realia rozumieli więc aż za dobrze. Sowieci wcale nie powstrzymali przy tym Hitlera od dalszych podbojów – jak twierdzą dzisiaj rosyjscy historycy - ale pomogli mu w dobiciu nadal walczącej jeszcze armii polskiej.
Co by było gdyby
„Historycy nie powinni gdybać” – mówi ta część z nich, która nie potrafi tego robić. Pogdybajmy jednak. Jak potoczyłaby się Wojna Obronna gdyby towarzysz Stalin nam nie „pomógł”? Pokonane w zachodniej Rzeczpospolitej Wojsko Polskie nie poszło w rozsypkę, tylko przygotowywało się do obrony w pozostałej części kraju. Na Podolu do obrony umacniane było tzw. Przedmoście Rumuńskie. Stojące tam wojska miały być zasilane –płynącymi już – dostawami uzbrojenia z Zachodu i nadal mobilizowanymi rekrutami. Obrona była przygotowywana w oparciu o linie rzek. Tereny podmokłe i słabo zurbanizowane sprawiały, że kawaleria stawała się bardziej przydatna niż czołgi. Niemcy cierpieli już tymczasem na brak paliwa i amunicji, nadchodziła niesprzyjająca dalszej ofensywie jesień. A na Zachodzie przez cały czas stały dywizje alianckie...
Trzeciej Rzeszy nie pokonalibyśmy sami. Bez ciosu w plecy moglibyśmy jednak stać się dla Hitlera tym, czym wcześniej dla Austro-Węgier Serbia. Niemcy mogliby u nas utknąć do zimy, a wiosna 1940 roku otworzyłaby zupełnie inne perspektywy.
Bajkopisarstwo można jednak obnażyć jeszcze bardziej. Załóżmy, że rzeczywiście sowieci lękali się Hitlera i chcieli położyć kres jego działalności. Co powinni wtedy zrobić? Wejść do Polski 17 września i zamiast zamykać Polaków w obozach... naprawdę stanąć po ich stronie! Skutki niespodziewanego uderzenia wypoczętej Armii Czerwonej na zaangażowany w walkę z Polakami Wehrmacht byłyby zapewne druzgoczące, chodzi tu przede wszystkim o odcięcie jednostek niemieckich od zaopatrzenia. Dałoby się to zrobić dość łatwo, zważywszy, że wojska sowieckie były przygotowywane w szczególności do działań ofensywnych. Generałowie Stalina stawiali przede wszystkim na czołgi, samoloty szturmowe i artylerię.
Jeśli więc ZSRR naprawdę próbowałoby odsunąć zagrożenie krwawej wojny, mogło zdusić Hitlera w zarodku jesienią 1939. Pomogliby mu - z początku podejrzliwi – Polacy, a być może Francuzi i Brytyjczycy, którzy ośmieleni takim obrotem sytuacji wyszliby zza linii Maginota.
Sowieci mogli poić chłodnice czołgów w Sprewie jeszcze w 1939 roku, uratować świat przed wielką wojną, wędrówkami ludów i imperializmem. Nie zrobili tego bo ich celem było coś zupełnie innego.