Od początku tej kadencji Sejmu śledzę i odkrywam, z dużą determinacją i przyjemnością, kierunki studiów w Polsce, które w mojej ocenie są delikatnie mówiąc na nie- nie najmądrzejsze, nie najpotrzebniejsze, nie najbardziej trafione i nieprzydatne. Nazywam je po prostu „śmieciowymi”.
A oto kilka z nich: życie wśród kwiatów, asystent rodziny, psychologia transportu, pakowanie produktu, pies w społeczeństwie, okcydentalistyka, mediterranistyka czy inżynieria zarządzania. Same wisienki na torcie.
Wszyscy teraz zastanawiacie się pewnie, co może umieć absolwent kierunku pies w społeczeństwie. Otóż na pewno jako magister, powinien profesjonalnie umieć wyprowadzić psa na spacer i posprzątać po nim kupę, równie profesjonalnie. Ja zastanawiam się, jaką korzyść zyskuje społeczeństwo i kraj z wykształcenia tak wybitnego fachowca. Wbrew pozorom, dużą. Pies wyprowadzony przez magistra będzie lepiej wyprowadzony niż nie przez magistra. A kupa sprzątnięta przez magistra będzie dokładniej sprzątnięta niż nie przez magistra. W końcu liczy się wykształcenie.
Oczywiście, możemy tak drwić i szydzić godzinami z „fachowców” i innych tego typu „mistrzów”. Natomiast czy ktoś się zastanowił, kto uczy tych „tytanów” wiedzy? Przecież aby uczelnia mogła kształcić studentów, musi spełniać tzw. minima kadrowe – musi mieć odpowiednią liczbę samodzielnych pracowników nauki, odpowiednią liczbę kadry prowadzącej ćwiczenia, pomieszczenia, i odpowiedni program.
Jakie kwalifikacje musi posiadać profesor uczący o psie w społeczeństwie? Czy powinien być zoologiem, albo weterynarzem, albo socjologiem, albo historykiem, który jest miłośnikiem czworonogów?
Nie. Wystarczy, że jest profesorem. Bo w sumie wiadomo, że nikogo niczego nie nauczy. Dla uczelni nie liczy się program, tylko „żywa sztuka” – student, a dla studenta nie liczy się wiedza, tylko dyplom.
Od ponad 20 lat w szkołach podstawowych i średnich rozgrywa się pewnego rodzaju gra. Ciekawa. Polega ona na tym, że młodzież może wybrać między religią i etyką, jednak jeden z tych przedmiotów jest obowiązkowy. Dla mnie nauczanie religii sprowadza się do uczenia o duchach i czytania biblijnych przypowieści o przemianie wody w wino, chodzeniu po wodzie, itp. Natomiast jakimś trafem praktycznie nikt medialnie nie zajmował się bazą programową nauczania etyki. Aby wyjaśnić ten dylemat, proszę każdego z czytelników o próbę podania przynajmniej jednego tematu lekcyjnego, który jest omawiany na lekcjach etyki w dzisiejszej szkole.
Założenia programowe nauki tego przedmiotu raczej nie są opasłym tomiskiem. Ja zadałem sobie trud przejrzenia podstaw programowych. I cóż się okazało? Że cała „wiedza”, którą można przekazać na lekcjach etyki, zawarta jest w dwóch książkach. Z grzeczności nie podam ich autorów.
Kto był najsłynniejszym etykiem w Polsce? Niejaki Jan Hartman, do niedawna członek Twojego Ruchu i kandydat do europarlamentu. Profesor Uniwersytetu Jagielońskiego. Ekspert od dwóch książek. I aby rozkrzewić swoją specjalność postanowił zostać gwiazdą medialną i polityczną. To pierwsze mu się prawie udało. Na szczęście to drugie nie udało mu się wcale. Palikot znudzony jego medialnymi oracjami w końcu go usunął z TR. Tym samym pozbył się swojego partyjnego ideologa. Dla Hartmana to chyba dobrze – w końcu jaka partia taki ideolog. Jeszcze lepiej będzie dla niego jak zniknie z mediów. Wtedy nie będzie ciągnął się za nim odór Twojego Ruchu i będzie miał czas by wreszcie zrobić coś pozytywnego.
Kończąc, myślę że trzeba będzie poddać pod poważną dyskusję społeczną, nie tylko obowiązkowe usunięcie nauczania religii ze szkół. Należałoby usunąć i religię i etykę ze szkół, jako przedmioty nikomu niepotrzebne.
Wszyscy teraz zastanawiacie się pewnie, co może umieć absolwent kierunku pies w społeczeństwie. Otóż na pewno jako magister, powinien profesjonalnie umieć wyprowadzić psa na spacer i posprzątać po nim kupę, równie profesjonalnie. Ja zastanawiam się, jaką korzyść zyskuje społeczeństwo i kraj z wykształcenia tak wybitnego fachowca. Wbrew pozorom, dużą. Pies wyprowadzony przez magistra będzie lepiej wyprowadzony niż nie przez magistra. A kupa sprzątnięta przez magistra będzie dokładniej sprzątnięta niż nie przez magistra. W końcu liczy się wykształcenie.
Oczywiście, możemy tak drwić i szydzić godzinami z „fachowców” i innych tego typu „mistrzów”. Natomiast czy ktoś się zastanowił, kto uczy tych „tytanów” wiedzy? Przecież aby uczelnia mogła kształcić studentów, musi spełniać tzw. minima kadrowe – musi mieć odpowiednią liczbę samodzielnych pracowników nauki, odpowiednią liczbę kadry prowadzącej ćwiczenia, pomieszczenia, i odpowiedni program.
Jakie kwalifikacje musi posiadać profesor uczący o psie w społeczeństwie? Czy powinien być zoologiem, albo weterynarzem, albo socjologiem, albo historykiem, który jest miłośnikiem czworonogów?
Nie. Wystarczy, że jest profesorem. Bo w sumie wiadomo, że nikogo niczego nie nauczy. Dla uczelni nie liczy się program, tylko „żywa sztuka” – student, a dla studenta nie liczy się wiedza, tylko dyplom.
Od ponad 20 lat w szkołach podstawowych i średnich rozgrywa się pewnego rodzaju gra. Ciekawa. Polega ona na tym, że młodzież może wybrać między religią i etyką, jednak jeden z tych przedmiotów jest obowiązkowy. Dla mnie nauczanie religii sprowadza się do uczenia o duchach i czytania biblijnych przypowieści o przemianie wody w wino, chodzeniu po wodzie, itp. Natomiast jakimś trafem praktycznie nikt medialnie nie zajmował się bazą programową nauczania etyki. Aby wyjaśnić ten dylemat, proszę każdego z czytelników o próbę podania przynajmniej jednego tematu lekcyjnego, który jest omawiany na lekcjach etyki w dzisiejszej szkole.
Założenia programowe nauki tego przedmiotu raczej nie są opasłym tomiskiem. Ja zadałem sobie trud przejrzenia podstaw programowych. I cóż się okazało? Że cała „wiedza”, którą można przekazać na lekcjach etyki, zawarta jest w dwóch książkach. Z grzeczności nie podam ich autorów.
Kto był najsłynniejszym etykiem w Polsce? Niejaki Jan Hartman, do niedawna członek Twojego Ruchu i kandydat do europarlamentu. Profesor Uniwersytetu Jagielońskiego. Ekspert od dwóch książek. I aby rozkrzewić swoją specjalność postanowił zostać gwiazdą medialną i polityczną. To pierwsze mu się prawie udało. Na szczęście to drugie nie udało mu się wcale. Palikot znudzony jego medialnymi oracjami w końcu go usunął z TR. Tym samym pozbył się swojego partyjnego ideologa. Dla Hartmana to chyba dobrze – w końcu jaka partia taki ideolog. Jeszcze lepiej będzie dla niego jak zniknie z mediów. Wtedy nie będzie ciągnął się za nim odór Twojego Ruchu i będzie miał czas by wreszcie zrobić coś pozytywnego.
Kończąc, myślę że trzeba będzie poddać pod poważną dyskusję społeczną, nie tylko obowiązkowe usunięcie nauczania religii ze szkół. Należałoby usunąć i religię i etykę ze szkół, jako przedmioty nikomu niepotrzebne.