Stosunkowo niedawno bardzo modne było wśród młodzieży gapienie się w lustro i szukanie bruzdy - tej dodatkowej bruzdy od in vitro, którą zdefiniował ks. Franciszek Longchamps de Bérier, członek zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski. Wprawdzie to zajęcie nie należało do najmądrzejszych, ale pomysłodawca też mądry nie był.
Oczywiście dotyczyło to młodzieży urodzonej po 1987 roku, bo właśnie wtedy zaczęto z sukcesami stosować in vitro w Polsce.
Od miesiąca, jako członek komisji zdrowia, jestem wybrany do podkomisji zdrowia, która ma zająć się dwoma ustawami dotyczącymi in vitro. Wprawdzie podkomisja została wybrana już dawno, ale jakoś nie może się zebrać. I nie ma sensu wysłuchiwać usprawiedliwień przewodniczącego podkomisji, posła PO, dlaczego nie możemy się zebrać, ponieważ powód jest tak naprawdę tylko jeden: wybory prezydenckie.
Otóż, miłościwie nam panujący Bronisław „Myśliwy” (nie mylić z mściwym) potrzebuje do swojej kampanii krótkiego sygnału, że jest za in vitro. A nie przeciw.
A praca nad ustawą teraz zdenerwowałaby część elektoratu po prawej stronie, o którą też trzeba „zadbać”. Stąd też prace nad in vitro będą czekać aż do zakończenia wyborów.
I w tym wypadku mamy do czynienia z dwoma wariantami.
Gdy wygra Bronisław „Myśliwy”, to może ktoś pójdzie po rozum do głowy (chociaż nie jest to pewne) i pod groźbą kar unijnych rozpocznie prace nad ustawą na poważnie.
Gdy wygra jego oponent, to ustawa trafi do kosza, może jacyś światli lekarze pójdą siedzieć. Za to, dzięki zapobiegliwości przewodniczącego podkomisji, nie zdążyliśmy wyrazić naszego stanowiska w tej kwestii, więc nie będzie podstaw do skazania.
Jak to miło, że ktoś z Platformy się o nas troszczy.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, wbrew tym dziwolągom od bruzd, że in vitro jest procedurą leczenia niepłodności. I za tę procedurę jej autor otrzymał nagrodę Nobla. Mówiąc w skrócie: przysłużył się ludzkości.
Natomiast obserwuję z dużym zainteresowaniem skuteczną formę zorganizowania się środowisk przeciwnych in vitro. Jako członek podkomisji dostałem już kilkadziesiąt sztuk korespondencji, w których to zatroskani czystością genetyczną narodu obywatele przysyłają przeróżne „opracowania naukowe” i „artykuły” „wybitnych” geniuszy anty in vitro. Najgrubsza publikacja ma około 1000 stron. I naprawdę została przygotowana profesjonalnie. Niestety pozostanę głuchy na tę głupotę.
Dlatego, że jeżeli istnieje metoda leczenia i pomocy ludziom niemogącym mieć dzieci poczętych w sposób naturalny, to moim obywatelskim obowiązkiem jest im pomóc. Natomiast bezpłodnością intelektualną i podłością jest szukanie bruzd na czyjejś skórze i nie dostrzeganie bruzdy we własnym odbiciu, ale nieco głębiej.
Od miesiąca, jako członek komisji zdrowia, jestem wybrany do podkomisji zdrowia, która ma zająć się dwoma ustawami dotyczącymi in vitro. Wprawdzie podkomisja została wybrana już dawno, ale jakoś nie może się zebrać. I nie ma sensu wysłuchiwać usprawiedliwień przewodniczącego podkomisji, posła PO, dlaczego nie możemy się zebrać, ponieważ powód jest tak naprawdę tylko jeden: wybory prezydenckie.
Otóż, miłościwie nam panujący Bronisław „Myśliwy” (nie mylić z mściwym) potrzebuje do swojej kampanii krótkiego sygnału, że jest za in vitro. A nie przeciw.
A praca nad ustawą teraz zdenerwowałaby część elektoratu po prawej stronie, o którą też trzeba „zadbać”. Stąd też prace nad in vitro będą czekać aż do zakończenia wyborów.
I w tym wypadku mamy do czynienia z dwoma wariantami.
Gdy wygra Bronisław „Myśliwy”, to może ktoś pójdzie po rozum do głowy (chociaż nie jest to pewne) i pod groźbą kar unijnych rozpocznie prace nad ustawą na poważnie.
Gdy wygra jego oponent, to ustawa trafi do kosza, może jacyś światli lekarze pójdą siedzieć. Za to, dzięki zapobiegliwości przewodniczącego podkomisji, nie zdążyliśmy wyrazić naszego stanowiska w tej kwestii, więc nie będzie podstaw do skazania.
Jak to miło, że ktoś z Platformy się o nas troszczy.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, wbrew tym dziwolągom od bruzd, że in vitro jest procedurą leczenia niepłodności. I za tę procedurę jej autor otrzymał nagrodę Nobla. Mówiąc w skrócie: przysłużył się ludzkości.
Natomiast obserwuję z dużym zainteresowaniem skuteczną formę zorganizowania się środowisk przeciwnych in vitro. Jako członek podkomisji dostałem już kilkadziesiąt sztuk korespondencji, w których to zatroskani czystością genetyczną narodu obywatele przysyłają przeróżne „opracowania naukowe” i „artykuły” „wybitnych” geniuszy anty in vitro. Najgrubsza publikacja ma około 1000 stron. I naprawdę została przygotowana profesjonalnie. Niestety pozostanę głuchy na tę głupotę.
Dlatego, że jeżeli istnieje metoda leczenia i pomocy ludziom niemogącym mieć dzieci poczętych w sposób naturalny, to moim obywatelskim obowiązkiem jest im pomóc. Natomiast bezpłodnością intelektualną i podłością jest szukanie bruzd na czyjejś skórze i nie dostrzeganie bruzdy we własnym odbiciu, ale nieco głębiej.